Drogę z León do Hospital de Órbigo pokonywałam wcześniej w jednym kawałku, ale w 2011 doszłam tylko do Virgen del Camino i dalej już chciałam jechać autobusem. Na przystanku spotkałam Juanitę Hiszpankę. Czekała na znajomego, który miał ją podrzucić do Órbigo. Zabrałam się z nimi.
Virgen del Camino
Przez lata mijałam po drodze nowoczesne (lata 60-te XX wieku) sanktuarium w Virgen del Camino. Dopiero w 2010, może dlatego, że było otwarte, zajrzałam do środka. Bogaty barokowy ołtarz z późnogotycką rzeźbą przedstawiającą Pietę, specjalnie oświetloną, bo właśnie ona jest tu najważniejsza – to słynna Virgen del Camino, od której ta oddalona o kilka kilometrów dzielnica León nosi swoją nazwę. W miejscu obecnego sanktuarium, zbudowanego w latach 60-tych XX wieku stał kiedyś szesnastowieczny kościół upamiętniający objawienie się w 1505 roku Matki Boskiej pasterzowi Alvaro Simón Fernandezowi z pobliskiej wioski.
Obecny kościół powstał według projektu Francisco Coella dominikanina z Portugalii. Kamień węgielny położono w 1957. Fasadę zdobi trzynaście sześciometrowych figur z brązu wybitnego barcelońskiego rzeźbiarza Josepa Marii Subirachsa (1927-2014), działającego również przy Sagrada Familia.
W sanktuarium znajdują się też łańcuchy, wota kupca Alonsa de Rivera, który po uczynieniu ślubów miał w 1522 roku zostać w cudowny sposób przeniesiony w to miejsce z niewoli Maurów. Nowoczesność na drodze, przed którą się tak bronię nigdy nie jest stricte nowoczesna, niemal zawsze powiązana jest z wcześniejszą historią.
Droga z León do Hospital de Órbigo
Jeżeli są odcinki drogi, za którymi nie przepadałam to na pewno jednym z nich jest droga z León do Hospital de Órbigo przez Valdeverde de Virgen i Villadangos del Paramo. Samo wyjście z miasta jest długie i nieciekawe, ale przejście przez satelickie miasteczka jeszcze gorsze. Długo nie mogłam się zdecydować na wariant przez Villar Mazarife. Jest nieco dłuższy, ale dużo przyjemniejszy. Sprawdziłam to dopiero w czerwcu 2018. Prowadzi przez pola, po hiszpański znaczy paramo, z dala od ruchliwej szosy.
29 listopada, sobota 2014
Virgen del Camino. Kościół był otwarty. Od siedzącego przy wejściu księdza dostałam pieczątkę. Kościół podczas ulewy wyglądał dosyć ponuro. W barze chciałam przeczekać deszcz. Barmanka i jedyny jej klient odradzali mi drogę przez Mazarife, ze względu na głębokie błoto i brak wiosek po drodze. Wybrałam więc drogę przy szosie do Valverde de la Virgen. Tam na przystanku stał autobus do Astorgi przez Hospital de Órbigo. Wsiadłam. Na pierwszy siedzeniu zobaczyłam Fleur. Miała problem z kolanem. Kupiła bilet do Paramo i tam chciała nocować.
Hospital de Órbigo, albergue Verde
Namówiłam ją, żeby pojechała ze mną do Hospital de Órbigo, nie przypuszczając jakie wynikną z tego zmiany w jej życiu, młodej mężatki z Holandii. Wykupiła nowy bilet. Wysiadłyśmy w Órbigo a razem z nami jeszcze dwie młode dziewczyny, który zaplanowały nocleg w Albergue Verde. Poszłam z Fleur za nimi. To nowe schronisko miało grupę hospitaleros, w tym jednego mężczyznę. Zostawiłam plecak i udałam się w stronę mostu, chcąc zrobić kilka zdjęć. Przestało padać więc mam nadzieję, ale gdy doszłam do mostu rozpadało się na dobre.
Órbigo -most i rzeka
Most na rzece Órbigo, którym wchodzi się do Hospital de Órbigo jest średniowieczny, ale był tu wcześniej most rzymski. Dla Rzymian miejsce to miało strategiczne i handlowe znaczenie. Most łączy dwie miejscowości Puente de Órbigo i Hospital de Órbigo. Nazwa pierwszej nawiązuje do tego właśnie mostu a drugiej do słynnego w średniowieczu szpitala joannitów. Most jest imponujący. Uchodzi za jeden z najlepiej zachowanych mostów gotyckich w Hiszpanii mimo wielokrotnych zniszczeń, głównie przez powodzie.
W 1809 roku wysadzono dwa przęsła by nie dopuścić do przejścia armii napoleońskiej.
Most – Passo Honroso – wszedł na stałe do legendy. Odbył się tu słynny na całą Europę turniej rycerski. Miał on miejsce latem 1434 roku i trwał trzy tygodnie. Głównym bohaterem był rycerz Suero de Quiñones 1409-1456, który z miłości do swej damy wezwał na pojedynek 300 szlachciców pielgrzymujących przez most do Santiago. Chodziło mu tylko o pokazanie swej waleczności a nie śmiertelne pokonanie przeciwnika. Dostał na to pozwolenie króla. W 1997 roku wskrzeszono turniej rycerski i jest on teraz wielką atrakcją miejscowości, na którą zjeżdżają się turyści z całej Hiszpanii.
Albergue parafialne
W Hospital de Órbigo, spałam kilkakrotnie w albergue parafialnym chyba jedynym jakie było przed laty. Miał ładne patio, w którym kiedyś spędziłam całą noc, wybierając stojącą na nim kanapę zamiast łóżka w pokoju. Oglądałam gwiazdy na granatowym niebie. Tam też przyłączyłam się kiedyś do wspólnej kolacji, którą z własnej woli przygotował sympatyczny Włoch. Zrzuciliśmy się po 2 euro i wszyscy byliśmy zadowoleni.
Zanotowałam w dzienniczku młodą Niemkę, która dosyć agresywnie kazała mi wstać z krzesła na dziedzińcu za schroniskiem, ponieważ ona na nim wcześniej siedziała. Wstałam i usiadłam gdzie indziej, chociaż to „jej miejsce” było dużo lepsze, bo w cieniu drzewa i z widokiem na cały dziedziniec. Pamiętam też pielgrzymów, którzy urządzili sobie pijatykę na patio nie zwracając uwagi na innych, którzy chcieli spać. Dopiero około północy uciszył ich hospitalero. Mimo tych wszystkich nie zawsze przyjemniejszych zdarzeń lubiłam to schronisko. W 2009 spotkałam tu ponownie Vladimira z Pragi.
Pokoje w albergue były numerowane 5,6,7 i przydzielane były osobom według godziny ich wstawania, a więc na tych co chcą wstawać o piątej, szóstej lub siódmej. Było wtedy lato i wybrałam piątą. W pokoju było bardzo duszno i wyszłam przed piątą. Było jeszcze ciemno, ale wystarczająco jasno, żeby widzieć drogę. Cieszyłam się rześkim, letnim powietrzem i rozgwieżdżonym jeszcze niebem.
29 listopada, sobota 2014
Albergue Verde. Fantastyczna kolacja, wegańska, hinduska. Zachwycona byłam przyrządzeniem szpinaku. Było nas chyba tylko siedem osób, sześć kobiet wraz z Koreanką, której brat jest jedynym facetem. Zauważyłam, że hospitalero bardzo często rozmawia z Fleur. Widać było, że wpadła mu w oko. Rano podano wspaniałe śniadanie: płatki, mleko sojowe, chleb, miód itp.
Droga do Astorgi
Villares de Órbigo
Z Hospital de Órbigo do Astorgii prowadzą dwie drogi zawsze wybierałam tę trochę dłuższą polami, przez małe wioski. Nie padało, rozpogodziło się i z nieba płynęła obietnica, że lada moment zaświeci słońce. Pierwsza wioska to Villares de Órbigo, z kościołem pod wezwaniem św. Jakuba (Santiago Apostol). Ale droga nie prowadziła obok kościoła. Poszukałam go jednak. Uważałam, że powinnam pokłonić się świętemu, patronowi drogi, wzmocnić duszę i zapomnieć o dolegliwościach cielesnych. Miałam szczęście, drzwi były otwarte. Dwie kobiety krzątały się przygotowując ołtarz do mszy, dekorując go kwiatami.
Wnętrze świeżo po remoncie, olśniewające. W ołtarzu Santiago jako mata moro, czyli pogromcy Maurów. Nie lubię tego przestawienia, ale taka jest tradycja Hiszpanii i wiara, że to dzięki Santiago pokonano Maurów. Słońce wpadało przez okno i oświetlało cześć bocznego ołtarza, dzieląc go na część ciemną i świetlistą. Kobiety skończyły przygotowania i wyszły z kościoła a ja razem z nimi. W następnej miejscowości Santibáñez de Valdeiglesias, nie miałam już szczęścia. Kościół pod wezwaniem Świętej Trójcy (Santa Trinidad) był zamknięty, ale widziałam go ostatnim razem.
Niespodzianka
Droga z Órbigo do Astorgi zawsze wydawała mi się krótsza niż jest w rzeczywistości, może dlatego, że odległość odmierzają wioski i widać góry na horyzoncie. W lecie można odpocząć cieniu drzew. Któregoś roku krótko przed Justo de la Vega zobaczyłam zabudowania, a właściwie jakąś wielką murowaną szopę, ktoś się obok niej krzątał. Gdy się zbliżyłam zobaczyłam duży zastawiony stół i parę młodych ludzi podobnych do Cyganów. Nie od razu skojarzyłam, że owoce i napoje są do mojej dyspozycji za donativo. Para zachęcała mnie żebym zjadła i się napiła.
Choć spragniona nie miałam odwagi czegokolwiek się dotknąć nie byłam pewna czy zrozumiałam, że oni chcą pomóc pielgrzymom. W końcu przysiadłam i zjadłam dwa banany i napiłam się kawy. Wrzuciłam dwa euro do pudełka. Jadłam a oni pod drzewem całowali się, nie zwracając na mnie uwagi. Byli młodzi i szczęśliwi. Dlaczego tu stali na tym pustkowiu, czy na pewno chcieli pomóc czy tylko zarobić. Nie był to wielki interes. Pożegnałam się, poszłam dalej mając poczucie, że czegoś nie pojęłam. Dlaczego byłam nieufna, skoro zwykle jestem bardzo naiwna. Potem jeszcze dwukrotnie mijałam to miejsce, ale nie pamiętam, czy się zatrzymywałam.
Hospitelero z Albergue Verde powiedział, że po drodze czeka nas niespodzianka, od razu domyśliłam się o co chodzi, bo to była dla mnie przed laty też niespodzianka. Tym razem, gdy doszłam do zabudowań była tam już Fleur i inne dziewczyny z albergue. Gospodarzem szopy z żywnością był David, ten sam chyba co przed laty. Zapytałam się, gdzie jest jego dziewczyna, nie wiedział o jaką chodzi, bo było z nim wiele dziewcząt, które przychodziły i odchodziły. Był niezwykle gościnny. Pod prowizorycznym dachem palił się ogień w piecyku, na którym gotowała się pyszna zupa z soczewicy, były też ławy do siedzenia.
Ponadto owoce, różne napoje i słodycze. Nadal za donativo. Fleur spytała mnie czy to jest właśnie ta niespodzianka i sama sobie odpowiedziała. Pożegnałyśmy się z Davidem. W dole widoczna była już Astorga.
Crucero San Toribio
Przy krzyżu, Crucero San Toribio oglądałam ten sam widok co święty Toribio (zm.476). Niesłusznie oczerniony, musiał opuścić Astorgę miasto, gdzie się urodził i gdzie był biskupem. Legenda mówi, że w miejscu, gdzie stoi obecnie krzyż spojrzał z żalem na Astorgę strzepując pył ze swych sandałów. Jego wygnanie nie było dozgonne, skoro Toribio zmarł w Astordze i należy do najbardziej czczonych tam świętych. Imponująca statua świętego wieńczy trascoro w tamtejszej katedrze.
Możliwie szybko przeszłam dzielnicę San Justo de la Vega, żeby mieć jak najwięcej czasu w Astordze.
Zaraz zaraz albo coś przegapiłem albo Pani Ireno nie napisała Pani co się przydażyło Fleur – młodej mężatce z Holandii?