Valvanera – w Logroño spotkałam się ponownie z tą nazwą. Przy Oficina de Turismo na Calle de los Portales stoi pomnik, który już wcześniej widziałam z daleka, a podczas ostatniego pobytu w stolicy Riojy, miałam okazję przyjrzeć mu się dokładniej.
Pomnik pielgrzymów do Valvanera
Pomniki pielgrzymów rosną na camino jak grzyby po do deszczu i z roku na rok ich przybywa. Już dwadzieścia lat temu było ich chyba z kilkanaście, a teraz może sto. Niemal przy każdej wiosce na drodze jest pomnik. Są one różnej jakości artystycznej. Pomnik z brązu przy Oficina de Turismo wyróżnia się choćby tym, że przedstawia nie pojedynczego pielgrzyma tylko maszerującą parę, młodą dziewczynę i młodego mężczyznę. Z napisu na rzeźbie dowiedziałam się, że są to pielgrzymi do Valvanera.
W kościele franciszkanów w Santiago
Nie zainteresowałabym się tą miejscowością, gdybym spotkała się już ze słowem Valvanera wcześniej i to w okolicznościach, które mocno utkwiły mi w pamięci. Po długiej wędrówce w 2012 cały dzień wałęsałam się po Santiago z tym uczuciem, że może jestem tam po raz ostatni. Wieczorem weszłam do kościoła franciszkanów. Było ciemno tylko gdzieniegdzie paliły się świeczki. Słychać było łagodną muzykę. Czułam się otulona delikatnymi dźwiękami i mrokiem. Chyba właśnie tego potrzebowałam.
Madonna z Dzieciątkiem
Obeszłam cały kościół, ale zatrzymałam się przy figurze Madonny z Dzieciątkiem. Niezbyt dobrze ją widziałam, ale czułam w jej przedstawieniu coś niezwykłego. Wydawało mi się, że siedzi na skale między drzewami. W mroku wyglądała bardzo pięknie i tajemniczo. Nie mogłam od niej odejść. Czułam mocne bicie mego serca. Miałam wrażenie, że to nie jest jakaś zwykła rzeźba tylko żywa istota, która przyciąga mnie ku sobie. Przy głównym ołtarzu coś się poruszyło, to przechodził jeden z franciszkanów. Oświetlił kościół. Zrobił to chyba mnie, dla jednej osoby (bo gdy wychodziłam zgasił światło).
Valvanera
Wtedy zauważyłam przy Madonnie napis: Virgen de Valvanera. Madonnę rzeczywiście oplatały gałęzie. Nigdy nie widziałam takiego przedstawienia. Nie wiedziałam co znaczy Valvanera. Wróciłam do hotelu powtarzając Valvanera, Valvanera, żeby nie zapomnieć tego słowa a jednocześnie coś dziwnego działo się ze mną. Zdarzały mi się już takie momenty na drodze, kiedy wydawało mi się, że jestem w jakiejś innej rzeczywistości, a potem zapominałam. Dopiero dwa lata później oglądając pomnik w Logroño, wróciło do mnie wspomnienie z kościoła franciszkanów.
Historia Valvanera – Nuno Oñez
Wrzuciłam w google słowo Valvanera i dowiedziałam się, że jest to miejscowość w jednej z dolin gór Sierra Demanda, na wysokości 1000 m. Jest tam stary klasztor. którego początki wiążą się z odkryciem obrazu Madonny w ostatniej tercji IX wieku. Odkrył go Nuno Oñez, który był złym człowiekiem, kradł, zabijał i prowadził rozwiązły tryb życia, ale nawrócił się i zaczął żałować za swe grzechy. Zamieszkał w jaskini Trómbalos w Anquiano niedaleko Valvanera.a
Klasztor w Valvanera
Pewnego dnia pojawił się anioł, który nakazał mu iść Valvanera i ze środka najbardziej wyróżniającego się dębu wziąć obraz Matki Boskiej i przynieść go pobliskiej skalnej jaskini. Została tam utworzona kaplica Santo Cristo. Wokół obrazu zaczęła spotykać się grupa pustelników, która ostatecznie w swym życiu przyjęła regułę św. Benedykta. Utonęłam w myślach o klasztorze. Może powinnam tam pojechać? Nie powinnam, poczułam, że muszę tam pojechać.
W Oficina de turismo dowiedziałam się, że nie ma autobusu z Logroño do Valvanery. Przy tej okazji zapytałam, o której rano odjeżdżają autobusy do Najery, gdzie zamierzałam pójść następnego dnia, ale czułam się kiepsko i postanowiłam pojechać autobusem, z przerwą w Navarette. Bolały mnie nadal nogi. Pomyślałam, że dzień lub dwa bez dźwigania plecaka dobrze mi zrobi. Ta moja druga już pożegnalna pielgrzymka okazała się równie trudna jak poprzednia z 2013 roku. Żal mi było oczywiście pięknej drogi przez Riochę jej winnice i gaje oliwne.
Piękna jest w lecie, kiedy gaje i winnice są zielone i piękna jest jesienią, kiedy są czerwone z tym dodatkiem owoców winogron w kolorze granatu i podobnych do nich oliwek. Raz zerwałam taką dojrzałą oliwkę, by spróbować, jak smakuje i bardzo się rozczarowałam. Kiedy ludzie wpadli na to by ją uczynić smaczną i jadalną? Za ten wynalazek powinni dostać kulinarnego nobla.
Wysiadłam w Navarette, gdzie przenocowałam a stamtąd postanowiłam pojechać znowu autobusem Najery. O Navarette było w osobnym wpisie.
Przystanek w Navarrete
Navarrete. Wczoraj szukając przystanku autobusu stąd do Najery, zobaczyłam, że ten autobus jedzie dalej do Valvanery. Nie mogłam w to uwierzyć. Czyżby miało się spełnić moje marzenie. Co prawda wracał po godzinie. To, że nie będę miała, jak wrócić nie docierało do mnie. Nie wierzyłam do końca informacjom w Internecie, dlatego byłam niespokojna w nocy. Na pewno wstanę rano i pójdę na przystanek. Co będzie to będzie.
8.11. 2014. Sobota. Navarrete. Tyle się nałaziłam szukając przystanku a on był niemal przy albergue el Cántaro. Jeszcze nie było takie pewne, że dojadę do Valvanery. Siedziałam na przystanku, z którego według Internetu, miał odjechać autobus i czekałam w napięciu. Ludzie mówili, że powinnam wrócić się do Logroño. Za piętnaście minut miało się wszystko się wyjaśnić. Zjadłam drugie śniadanie w panaderii. Było strasznie zimno, a co będzie w górach, gdzie już leży śnieg. Autobus przyjechał punktualnie. Kierowca zrobił dziwną minę, gdy poprosiłam o bilet do Valvanery. Ale bilet mi sprzedał.
W Najera kazał mi zmienić autobus, który też dalej prowadził i wtedy dopiero powiedział, że autobus nie jedzie do samej Valvanery, że mnie wysadzi na krzyżówce a stamtąd tylko 4 km pod górę do klasztoru. Byłam zaskoczona, nogi nadal bolały, ale zobaczenie tajemniczego klasztoru uskrzydlało mnie, a co będzie potem nie chciałam myśleć.
Droga do klasztoru
Droga do klasztoru była piękna. Z lewej strony płynęła rzeczka chyba o nazwie Valvanera, z prawej skały, a po dwóch kilometrach otworzył się widok na ośnieżone góry.
Wkrótce na tle tych gór wyłonił się klasztor i był to widok najpiękniejszy na całej drodze. Szosą, którą szłam rzadko przejeżdżał samochód. Próbowałam zatrzymywać ale bezskutecznie.
Cielątko
Na wąskim kawałku ziemi między szosą a skałą zobaczyłam cielątko, leżało tak spokojnie, że myślałam, że jest martwe. Skąd się tu wzięło? Gdzie jego mama? Podeszłam bliżej. Podniosło głowę i otworzyło oczka, a jak je dotknęłam nieporadnie wstało. Było takie wzruszające w swej bezradności. Poszłam dalej wierząc, że nie stanie mu się krzywda. Na stokach górskich drzewa mieniły się wszystkimi kolorami jesieni. Powietrze pachniało wilgotnym śniegiem. Było zimno, ale idąc rozgrzałam się.
W dole przy rzece pasły się byki, krów nie widziałam. Gdy weszłam na górę zobaczyłam najpierw wielki parking. Czar romantycznego, niedostępnego w górach klasztoru, który widziałam z daleka prysł w jednej sekundzie. Czego się spodziewałam? Przecież zawsze tak jest. Na parkingu było kilkanaście samochodów. Dwie pary spacerowały po dziedzińcu oglądając widoki górskie, które stąd są naprawdę cudowne.
Na miejscu
Próbowałam otworzyć drzwi kościoła, ale nie mogłam, byłam przekonana, że są zamknięte. W zabudowaniach klasztornych jest bar i hotel. W barze było pełno ludzi. Weszłam do hotelu, zapytałam o cenę pokoju. Od 45 € za noc bez zniżki dla pielgrzymów. W recepcji dowiedziałam się, że kościół jest otwarty, że muszę mocniej szarpnąć drzwi. I tak uczyniłam.
Figurka Madonny – Virgen de Valvanera umieszczona wysoko, widoczna jest przez otwarty portal w ścianie. Okazało się, że na piętrze jest sala, która przez ten portal otwiera się na kościół i w tym otworze jest niewielka figura Madonny z Dzieciątkiem opleciona złotymi liśćmi dębu. Dla niej tu przyjechałam.
Chciałam zobaczyć „oryginał”. Miałam jednak uczucie niedosytu. Nie wiem czego się spodziewałam, ale to co zobaczyłam nie zachwyciło mnie w pełni.
To co przeżyłam wtedy u franciszkanów w Santiago, nie da się w ogóle porównać. Jak bardzo wszystko zależy od nastawienia. U franciszkanów niczego nie oczekiwałam a czułam się tak, jakby ktoś przytulił mnie do serca. Nie żałowałam jednak. Nie zawsze spełnienie marzeń musi się wiązać z głębokim przeżyciem.
Po wyjściu z terenu byłego klasztoru
Wyszłam z kościoła i zaczęłam myśleć o powrocie. Wiedziałam, że muszę przynajmniej dostać się do Anguiano skąd mogłam liczyć na połączenie z Najerą. Na pieszo nie miałam szans dojść przed nocą. Widziałam tę miejscowość przez moment z okien autobusu jest malowniczo położone, widziałam rzekę i mostek przewieszony między skałami, o obłędnych formach. Pomyślałam sobie, że jak złapię samochód do Anguiano, to zostanę tam na noc, oczywiście jeżeli będą mieli tani pensjonat.
Anioł Pacita
Samochody wyjeżdżające z parkingu, były przeładowane. Nawet nie próbowałam zatrzymywać. W którymś momencie przejechał samochód, w którym była tylko jedna kobieta, za późno zauważyłam. Ona jednak zatrzymała się, nie wiedziałam, dlaczego. Podeszłam do niej. Zapytała, dokąd chcę jechać, powiedziałam, że do Anguiano a właściwie do Najery. Wsiadaj mówi. Jadę do Logroño, ale podrzucę cię do Najery. Nazywam się Francisca, ale mówią do mnie Pacita. Chyba była po pięćdziesiątce.
Powiedziała, że często w niedzielę robi wycieczkę do klasztoru, bo lubi tamtejsze górskie widoki. Zatrzymała się, bo zobaczyła, że idę tak, jakby bolały mnie nogi. Taka była też prawda. Pacita podrzuciła mnie w okolice mostu w Najerze, skąd było już blisko do albergue. Jest na liście moich aniołów, niech jej Bóg błogosławi.