Do Villamayor de Monjardin z Azquety jak już wspominałam jest już tylko dwa kilometry. Droga prowadzi obok winnic Bodegas Castillo de Monjardin SA. Bliskość i historyczne powiązania kulturowe z Francją zapewniają tej winiarni tradycję opartą na markach francuskich takich jak Chardonnay, Cabernet Sauvignon i Merlot, odrębną od reszty Hiszpanii.
Fuente de los Moros.
Ważniejszą jednak od winiarni jest znajdująca się tuż przed wioską Fuente de los Moros czyli fontanna Maurów. Wygląda z daleka jak kaplica, otwarta do drogi dwiema arkadkami. W środku murów są schody, które prowadzą w dół, do ciemnej tafli wody z pulsującym źródłem. Za każdym razem, kiedy tędy przechodzę siadam na tych schodach. Patrzę w ten dziwny wodny ołtarz, i słucham delikatnego szmeru źródełka, jakby monotonnej, muzułmańskiej modlitwy. Nie wiem czy ta kamienna cysterna z XII wieku ma cokolwiek wspólnego z Maurami, ale Fuente de los Moros brzmi cudownie. Mam zawsze zanurzyć się w tej wodzie tak, jak to zrobiłam podczas pierwszej pielgrzymki, nie chciałabym jednak, żeby mnie ktoś zobaczył.
Villamayor. Albergue Holendrów
Pierwszy raz zatrzymałam się na nocleg w Villamayor de Monjardin 24 czerwca 2002, w jedynym chyba wówczas schronisku na górze prowadzonym przez Holendrów. Ta mała wioska ma dwa poziomy górny, gdzie znajduje się schronisko i dolny, gdzie znajduje się kościół i większość domów. Było po 18-ej a słońce świeciło jeszcze wysoko na niebie. Przede mną przyszło już kilku pielgrzymów. Dostałam osobny pokój, ponieważ byłam jedyną kobietą. Co za luksus mieć pokój tylko dla siebie. Wkrótce wszyscy zasiedliśmy do kolacji na tarasie. Za plecami miałam górę Monjardin a z przodu roztaczał się widok na wzgórza Nawarry i na wysoką barokową wieżę miejscowego kościoła.
Egzamin mistrzowski z gotowania
Było ciepło i spokojnie. Kolację przygotowywał kucharz, który zdawał egzamin mistrzowski i mieliśmy być sędziami jego umiejętności. Menu składało się z zestawu świetnie ugotowanych jarzyn do tego kluski i sałata, a na deser flan i lody. Do picia podano nam wino z Irache. Wszyscy gratulowaliśmy kucharzowi. Wino, którego zabrakło rano we Fuente del vino w Irache teraz stało przede mną w karafce i mogłam się nim delektować, bo na pewno było lepsze niż to z kurka. Nadchodzący wolno zmierzch wygaszał przeżycia słonecznego dnia. Na wieżę kościoła wszedł księżyc. Była pełnia.
W maleńkim okienku mojego pokoju, księżyc przepychał się pomiędzy gwiazdami. Długo nie mogłam zasnąć, może z powodu wina, którego picie wieczorem pobudza mnie raczej niż usypia, a może z powodu pełni. Zauważyłam też, że zgubiłam latarkę.
Villamayor. Albergue parafialne
Minęło kilka lat zanim ponownie w roku 2009 zatrzymałam się Villamayor de Monjardin na nocleg. Tak się złożyło, że znowu był ten sam dzień (24.06. środa) i ten sam miesiąc, tylko kilka godzin wcześniej. Po drodze na dole wioski było otwarte schronisko parafialne. Jak weszłam do środka nikogo nie było, po chwili wpadł mężczyzna, trzymał w ręce bagietkę z jajecznicą. To był Henrique, hospitalero z Barcelony. Na pewno jesteś głodna – powiedział i odkroił mi kawałek swego bocadillo. Od razu zdobył moje serce. Kilka minut później weszło dwóch pielgrzymów i dosiedli się do stołu.
Wrzuciłam plecak do zbiorowej sypialni z materacami. Na jednym z nich leżała już kobieta, później dowiedziałam się, że była to Jana z Pragi i była parą z wcześniej spotkanym Vladimirem.
Popiersie Sancho Garces I
Powiedziałam jej, że szykujemy wieczorem wspólną kolację, ale ona wolała zostać w łóżku. Weszłam pod prysznic i wyprałam rzeczy, które błyskawicznie wyschły. Po czym poszłam na górny poziom wioski. Chciałam się upewnić czy abergue prowadzone przez Holendrów jeszcze istnieje. Istniało wraz z tym pięknym widokiem, o którym wspomniałam wyżej. Kilka kroków w bok schroniska Holendrów znajduje się taras z wydzielonym placem zabaw dla dzieci i popiersiem w brązie wojownika w średniowiecznej zbroi.
Wojownik ma na głowie misiurkę. Podpis wyjaśnia, że jest to Sancho Garces I, król Pampeluny y Deyo (905-925), ten który kazał się pochować na górze Monjardin. Chyba nie widziałam tego popiersia wcześniej. Twarz króla przypominała mi trochę młodego Omara Sharifa.
Villamayor. Kościół San Andres
Zeszłam schodami w dół i poszłam do kościoła. Był otwarty. Dowiedziałam się, że jest tu polski ksiądz, ale przyjeżdża na mszę tylko w niedzielę. Wysoka barokowa wieża i dobudowany później portyk sprawia, że mały romański kościół z XII wydaje się bardzo duży i widać go z daleka. Wchodzi się przez romański portal, dwie kolumienki po bokach mają kapitele ze scenami figuralnymi, na lepiej zachowanej widać walczących ze sobą rycerzy na koniach. Wnętrze jednonawowe z absydą.
Na ścianie absydy jest kilka drewnianych rzeźb, w tym święty Andrzej patron kościoła a najcenniejszym skarbem jest srebrny, romański krzyż, którego replika znajduje się w katedrze… w Toruniu).
Wieczorem w schronisku stół zapełnił się jedzeniem, do którego piliśmy wino Castillo Monjardin z tutejszej bodegi, której budynki widać przed wioską.
Villamayor w 2013 i 2014
Po raz trzeci nocowałam Villamayor w 2013 roku. Albergue parafialne było zamknięte, ale w jego pobliżu było nowe i tam się zatrzymałam. Miałam wtedy w głowie tylko wejście na górę Monjardin i zobaczyć zamek, co opisałam w poprzednim wpisie.
W 2014 pogoda nie dopisywała. Jak weszłam do wioski, to wydawało mi się, że wszystkie schroniska są zamknięte. Nawet to, które o podobnej porze było otwarte w zeszłym roku. Trochę przeraziłam się, bo pogoda była paskudna i mimo że było dopiero południe czułam się zmęczona, a poza tym chciałam wejść ponownie na górę. Jednak po chwili przyszedł hospitalero.
Albergue tym razem kosztowało 15€ ze śniadaniem. Była kuchnia do dyspozycji pielgrzymów, więc po prysznicu ugotowałam makaron. Miałam ze sobą czosnek więc zrobiłam sobie spaghetti aglio olio.
Villamayor. Kościół otwarty całą dobę
Nie wiedziałam, że o 13-ej była msza. Jaka szkoda, tak bardzo marzyłam, żeby być na mszy i poznać polskiego księdza. Dziwne, że mi Opatrzność odebrała tę możliwość, poza tym było wspaniałe. Nareszcie zrobiłam porządne pranie, moje spodnie i koszula domagały już się tego.
Po południu poszłam do kościoła. Nie wiedziałam, że jest to chyba obecnie jedyny kościół na drodze, otwarty całą dobę. Czy tak nie powinno być we wszystkich wioskach. Wspaniale jest wejść o każdej porze do kościoła i pomodlić się lub choćby posiedzieć w ciszy starych kamiennych murów. Wydaje mi się, że tak było jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pamiętam, że często robiliśmy odpoczynki w kościele chowając się przed upałem.
Następnego dnia miało nadal padać zapytałam więc hospitalero Carmelo (zapytałam w końcu jak ma na imię) czy mogę zostać jeszcze jeden dzień, zgodził się. Prywatne schroniska nie mają tych surowych reguł co miejskie.
Villamayor de Monjardin. 2 listopada 2014, niedziela Zaduszki
Od północy nie spałam. Nadałam na Facebooku trzy zdjęcia. Zasnęłam ponownie chyba po trzeciej i spałam do 6.30, kiedy musiałam wstać do toalety. Zgodnie z zapowiedzią padało i była mgła, więc nie wychodziłam z łóżka. Czekałam, aż Włosi sobie pójdą. Byli szybcy już o 6.30 schodzili na śniadanie.
Może przejadę autobusem odcinek do Los Arcos. Szkoda mi trochę, bo go lubię. W deszczu jednak nie będę mogła zrobić zdjęć. Zobaczę jutro, jak się będę czuła, wolałabym iść. Nic mnie nie goni. Nawet tutaj mogę zostać jeszcze jeden dzień. Poleżę sobie i naprawdę odpocznę.
Leje. Zjadłam śniadanie i wróciłam łóżka. O pierwszej msza. Ucieszyłam się.
Villamayor. Mszę celebrował Chińczyk.
Ku memu zdziwieniu mszę celebrował Chińczyk, nie ksiądz Polak Piotr Roszak. Jak się dowiedziałam od Carmelo już od trzech lat jest w Toruniu. Carmelo jeździł do niego kilka razy. Zaprzyjaźnili się.
Zaduszki na cmentarzu w Villamayor
Mimo deszczu wyszłam na cmentarz. Byłam ciekawa jak wyglądają tutaj w Zaduszki. Jak doszłam do bramy cmentarza przestało padać. Cmentarz jest maleńki, na grobach kwiaty, nie ma jednak świeczek. Przyszli ludzie z wioski, kilka osób, każda stanęła przy grobie i tak stali w ciszy. To było bardzo wzruszające.
Estella. Msza w kościele San Juan w Estelli. Zabrał mnie tu samochodem Carmelo. Duży kościół, grube okrągłe przypory pomalowane na czerwono, wielki ołtarz z mnóstwem postaci i historią Jana Chrzciciela. Nie znałam go wcześniej. Carmelo lubi ten kościół i tu jeździ na msze. Po drodze rozmawialiśmy. Jest ich trzech braci, Carmelo urodził się w Villamayor. Zapytałam skąd nazwa Villamayor skoro wieś jest taka mała. Powiedział mi, że też się dziwi, że w nazwa nie zawsze oddaje rzeczywistość.
Z ciekawości zajrzałam do Internetu i dowiedziałam się trochę więcej.
Tradycyjna nazwa miejscowości to tylko Villamayor (w oryginale Villa Maior). Ponieważ nazwa ta została wymieniona dopiero w XIII wieku, przyjmuje się, że została nadana podczas jej założenia lub przesiedlenia, prawdopodobnie przez króla Sancho Mocnego pod koniec XII wieku. Ze względu na liczne miejsca o tej samej nazwie w Hiszpanii Królewskie Towarzystwo Geograficzne (Real Sociedad Geográfica) dodało w lutym 1908 r. nazwę pobliskiej góry Monjardín, nadając jej nazwę, która obowiązuje do dziś. Obecnie determinujący nazwę Monjardín dominuje również w krajobrazie wokół tego miejsca i dawniej nazywał się Deyo.
Lokalna tradycja przypisuje obecną nazwę królowi Nawarry Sancho I. Garcésowi, który podobno znalazł swoje ostatnie miejsce spoczynku w zamku na szczycie góry. Monjardín miałby więc pochodzić z Mons Garcini, czyli Góra Garcés. Jednak są też autorzy, którzy uważają, że Monjardín składa się po prostu z monte (góra) i jardín (ogród, park).
Ze względu na swoją nazwę, Villamayor de Monjardín jest również znana jako Wioska Czterech Kłamstw: żart mówi, że nie jest to ani miasto (willa), ani duże (mayor), ani zakonnice (monja) ani park (jardín) (hiszp. : Ni es villa, ni es mayor ni tiene monjas ni tampoco jardín).
Z notatek 2002 roku. Wyszłam z Villamayor de Monjardin po piątej rano. Na niebie świecił księżyc w pełni i gwiazdy. Droga była dobrze widoczna. Na tym odcinku jest prosta i szeroka. Po godzinie było już jasno. Odurzał mnie zapach dojrzałego zboża. Czułam się cudownie sama w tej ciszy poranka, którą wypełniało tylko granie świerszczy, brzęczenie bąków i pszczół.