W 2013 Viana nie była odnotowana w mojej pamięci, ponieważ ją ominęłam. Z Los Arcos z powodu afery z aparatem, pojechałam autobusem bezpośrednio do Logroño i już się nie wracałam.
Z autobusu nie było widać tej pięknej drogi do Viany, z jej równoległymi liniami zielonych krzewów winnych i rzędami srebrnych kul drzew oliwnych. Uwielbiałam ten krajobraz o każdej porze roku a zwłaszcza jesienią. Na szczęście mogłam tę drogę powtórzyć rok później.
Chyba za każdym razem jak szłam Camino Francés, nocowałam we Vianie. Ultreya, Ultreya wołali do nas życzliwie jej mieszkańcy, kiedy sierpniu 1993 ledwo żywi wchodziliśmy do miasteczka już mocno po zachodzie słońca. Natychmiast poczuliśmy się lepiej. Intuicyjnie zareagowaliśmy na energię słowa ultreya, choć nie wiedzieliśmy co ono znaczy. Słyszeliśmy je wtedy po raz pierwszy. Później dowiedziałam się, że ultreya to zachęta by, się nie poddać słabości i wytrwać w drodze.
Było już ciemno, ale w miasteczku kwitło życie, wszędzie na placach, w barach i tawernach. Nocowaliśmy w schronisku na końcu głównej ulicy. Rok później też. Hospitalerą była wówczas młoda, ładna Niemka. Przyszliśmy dużo wcześniej niż za pierwszym razem i mieliśmy więcej czasu na wałęsanie się po miasteczku i na kłótnie. Głównie o moje fotografowanie. Czułam, że Helmut wolałby zostać w schronisku i poflirtować z ładną Niemką. Może nawet nie miałabym nic przeciwko. Wolałam chodzić sama, zwłaszcza, że chciałam robić zdjęcia, ale nie potrafiłam mu tego powiedzieć.
Viana i dżuma
W 2002 byłam we Vianie już sama. Przyszłam zmęczona upałem, położyłam się do łóżka i natychmiast zasnęłam. Wstałam po godzinie i wyszłam do miasteczka. Było jeszcze bardzo gorąco. Przeczytałam, że w podobny upalny dzień był w lipcu 1599, kiedy we Vianie szalała dżuma. Każdego dnia wynoszono trupy z miasta. Tylko 22 lipca w dzień Marii Magdaleny nikt nie umarł. Ten cud przypisano opiece świętej. Od tej pory Maria Magdalena jest patronką miasta, które urządza jej co roku w lipcu kilkudniowe święto.
Viana świętuje
Nie udało mi się nigdy być tam dokładnie w tym czasie, ale we wrześniu 2008 trafiliśmy (Ewa, Piotr i Ja) na inne święto. Główną atrakcją była wówczas gonitwa byków i procesja z dużymi figurami a także tańce i muzyka na placu. Nocowaliśmy w schronisku parafialnym przy kościele Santa Maria w samym sercu Viany. Nie znałam go. Było tam o wiele przyjemniej niż w zwykłych miejskich albergue. Mili hospitaleros, wspólna kolacja, podobnie jak w Arrés i innych schroniskach parafialnych.
Mogłam stamtąd obserwować jak Viana się bawi. Mężczyźni siedzieli przy stołach i pili, ale kobiety bawiły się naprawdę. Przede wszystkim tańczyły, tańczyły same ze sobą. Miło było patrzeć jaką radość sprawiała im taneczna zabawa. Podobnie zachowywały się dzieci.
Cesare Borgia
Ale Viana to też Cesare Borgia. Za pierwszym pobytem pomnik z jego popiersiem zaskoczył mnie. Skąd ten okrutny Włoch (nie wiedziałam, że to Hiszpan), wzór dla „Księcia” Machiavellego, w pogodnej i radosnej Vianie? Dlaczego tutaj jest pochowany? Przed kościołem, pod chodnikiem, znajduje się tumba, z jego imieniem i nazwiskiem. Borgiowie kojarzyli mi się w Włochami, z Rzymem. Ojciec Cezarego Rodrigo Borgia był papieżem Aleksandrem VI.
Przytoczę teraz to co o Cesare napisał w swej książce „Borgowie” Robert Gervaso „Żył dostatniej niż niezmiernie bogaty Giovanni de Medici, syn wielkiego Wawrzyńca i przyszły papież León X. wydawane przez niego uczty, na które zapraszał śmietankę towarzyską Perugii, były godne królewskiego dworu, a on sam stanowił największą jego atrakcję. Wydaje się, że był człowiekiem nieodpartego uroku. Wysoki, zwinny, z kasztanowatymi włosami, śniadą cerą, szerokim czołem, ciemnymi, głębokimi oczami, miał w sobie coś zagadkowego. Jego wykwintne, ale nacechowane pewnym chłodem maniery, wielka, ale niepozbawiona rezerwy serdeczność, sposób bycia to roztargniony, to skupiony, skrywały nieufność i tajemniczość.
Obdarzony był herkulesową siłą, wyjątkowym wigorem i lwią odwagą; giął w rękach lance i żelazne sztaby, polował od świtu do nocy, znosił łatwo wszelkie niewygody.
Męskością dorównywał ojcu i miał tuziny kochanek, które utrzymywał nawet wtedy, gdy zapadł na syfilis i musiał nosić rękawiczki i maskę, by ukryć odrażające rany. Zabawy i przyjemności nie odwodziły go jednak od studiów uwieńczonych dyplomem w zakresie prawa kanonicznego i cywilnego uzyskanym między szesnastym a siedemnastym rokiem życia.”
Zanim Cesare został wojowniczym kondotierem, przeszedł szereg stopni kariery duchownej, którą zaplanował dla niego ojciec. Mając 16 lat został biskupem Pampeluny. Gdy Rodrigo Borgia został papieżem Cesare otrzymał tytuł arcybiskupa Walencji a niedługo później w 1493 kapelusz kardynalski. Po śmierci brata Cesara Juana, ojciec pozwolił zrzucić Cezare godności kardynalskiej i oddał mu przywództwo nad armią papieską, które to stanowisko bardziej odpowiadało też temperamentowi Cesare. Dbał o swoją armię i jej wyposażenie jak mało kto. Dla niego w latach 1501-1502 pracował Leonardo da Vinci jako architekt i inżynier wojskowy, obmyślając nowe machiny wojenne. Wszystko musiało ich różnić, poza tym, że Leonardo też odznaczał się wielką siłą i giął podkowy. Ich współpraca oparta na wzajemnym szacunku układała się doskonale.
„Niechaj nikt nie stawia przeszkód – pisał Borgia – naszemu najdroższemu i najmilszemu dworzaninowi, architektowi i inżynierowi generalnemu.” Ciekawe czy Cesare wiedział, że jego „najmilszy inżynier” był też genialnym malarzem. Leonardo dużo starszy od Cesara, przeżył go o 13 lat. Natomiast kariera wielkiego kondotiera zakończyła się pod Viana.
Związki Cesarego Borgia z Nawarrą łączyły go przez żonę Carlottę d’Albert Francuzkę królewskiej krwi (1480-1514), siostrę króla Nawarry – Jana III. Gdy po śmierci papieża Aleksandra VI ojca i protektora Cesare, tron papieski objął Juliusz II Dela Rovere równie wojowniczy jak Borgiowie a zarazem ich zaciekły wróg, szybko rozprawił się z Cesare wsadzając go do więzienia.
Ten jednak uciekł i schronił się u swego szwagra. Król Jan III mając na swym dworze tak walecznego wojownika poprosił go by objął dowództwo dziesięciotysięcznej armii i odebrał twierdzę Viana z rąk hrabiego Lerin i wspierających go Hiszpanów. Cezare Borgia chętnie przyjął to wezwanie, nie wiedząc, że będzie to jego ostatnia walka. W pogoni za hrabią zginął w tej bitwie 12 marca 1507. Miał wtedy 31 lat. Po uroczystym pogrzebie ciało złożono w marmurowym grobowcu w kościele Santa Maria we Vianie.
W 1965 r. Viana wystawiła Cezaremu Borgii pomnik- popiersie z brązu na wysokim cokole. Wykonał go nawarski rzeźbiarz Fructuoso Orduna (1893-1973). Na cokole umieszczony jest herb Cezara i podpis: „César Borgia, kapitan generalny armii Navarry MDVII.”.
Kościół Santa Maria (Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny) przypomina swym bogatym wystrojem kościół pod tym samym wezwaniem w Los Arcos. W siedemnastowiecznym, wielkim, kilkupoziomowym ołtarzu głównym, Assumpta, Matka Boska na globie w otoczeniu aniołów i apostołów. Ma suknię w kwiaty. Jeden z ołtarzy bocznych poświęcony jest świętej Katarzynie, ukazana jest w środku a na kwaterach z boku i w predelli sceny z jej z jej życia, jak zaślubiny z Jezusem i dysputa z filozofami.
W osobnej kaplicy pod okrągłym baldachimem wspartym na czterech kolumnach przedstawiona jest Maria Magdalena patronka miasta. Na nagie piersi opadają jej długie ciemne włosy, a od stóp do pasa ubrana w misternie plecioną włosiennicę. W lewej ręce trzyma krucyfiks a prawą na sercu.
W 2014 roku, kiedy to byłam znowu we Vianie albergue parafialne było zamknięte. Nocowałam więc w miejskim. Ani w schronisku, ani w miasteczku nie było tej radosnej atmosfery sprzed lat. Tego dnia było zimno i deszczowo. Ludzie siedzieli w domach. Kościół Santa Maria był zamknięty.
Są różne teorie na temat nazwy miasta. Mnie najbardziej przekonuje ta, która nazwę Viana łączy z winem. W końcu gdzie nie popatrzeć tam winnice