W 2014 z Belorado do Burgos pojechałam autobusem. Przypomnę jednak miejscowości, które znajdują się na tym odcinku, jak Tosantos, Villambistia, Espinosa del Camino i Villafranca Montes de Oca.
Tosantos Nuestra Señora de la Peña
5 km za Belorado znajduje się Tosantos. Wioska nie może się pochwalić znaleziskami z epoki miedzi i brązu, ani celtyckimi, rzymskimi, wizygockimi i islamsko-mauretańskimi jak wiele innych miejscowości hiszpańskich. Wiadomo jednak, że pod koniec IX wieku kastylijski hrabia Diego Rodríguez Porcelos odzyskał z rąk Maurów duże obszary na północy dzisiejszej prowincji Burgos (rekonkwista); które następnie zasiedlono chrześcijanami z północy (repoblación). Nazwa Tosantos jest skrótem od Todos los Santos (wszyscy święci lub wszystkich świętych)
W Tosantos nocowałam tego samego roku 2009, co w Grañón. Miejsce jest urocze. Schronisko mieści się w typowym dla tej okolicy domu o konstrukcji drewnianej (ryglowej).
Nie wiedziałam wówczas, że największą atrakcją Tosantos jest kaplica (eremita) Nuestra Señora de la Peña (Matka Boska na Skale), która w większości wyrzeźbiona jest w wysokiej skale. Ma około 16 m długości, 7 m szerokości i 5 m wysokości. W środku w małym pomieszczeniu za ołtarzem (camarín) mieści się romańska figura Matki Boskiej z dzieciątkiem z XII wieku.
Z boku i nad skalnym kościołem znajdują się kolejne jaskinie skalne, w których dawniej mogli mieszkać pustelnicy.
Podobnie jak w Grañón, schroniskiem w Tosantos opiekują się wolontariusze ze Stowarzyszenia Amico de Santiago. Nocleg i wspólna kolacja były wówczas donativo.
To co kojarzy mi się nawet po latach z Tosantos to smutek jaki mnie wówczas dopadł. Otoczył mnie i zamknął w kokonie. Choć nie miałam powodu.
Wychodząc z Grañón o świcie przeżyłam cudowny wschód słońca, przy którym zawsze wzruszam się (ach ta boska natura!) Gdyby nie ona nie miałabym chyba tej ogromnej potrzeby-tęsknoty, by wyruszać co roku na camino. W ciągu dnia było też wystarczająco dużo powodów do zadowolenia, ale pod wieczór wraz z bólem biodra zaczęłam tracić dobre samopoczucie. Nie miałam ochoty na żadną rozmowę, wyciągnęłam śpiwór i położyłam się na materacu w schroniskowym dormitorium. Chciałam tam przetrwać do rana.
Jednak na hasło „zwiedzanie eremity” wstałam i poszłam razem z innymi. Jeżeli się nocuje w Tosantos to zwiedzanie kaplicy skalnej Nuestra Señora de la Peña należy do programu wieczoru.
Słuchałam starszej kobiety z wioski, która opowiadała historię tej kaplicy, ale niewiele z niej zrozumiałam. Byłam zamknięta w swoim smutku. W schronisku byli niemal sami młodzi ludzie. Czułam się wśród nich obco. To dziwne, ale nawet teraz kiedy piszę przypominam sobie te emocje. Są takie momenty, kiedy czarna chmura przesłania błękitne niebo i wydaje mi się, że nic na to nie można poradzić. Wystarczająco długo żyję, żeby wiedzieć, że takie stany mijają, że to tylko kwestia czasu i cierpliwości a chmura przeminie, ale w takim momentach zapominam.
Villambistia
Następnego dnia wyszłam jak zwykłe przed wschodem słońca, które też witałam w drodze. To świetny środek na smutek. Uwielbiam świty, rześkie powietrze i te cudowne w okresie wiosennym polne kwiaty na obrzeżach drogi, maki, margerytki, chabry, dzwoneczki nawet lwie paszcze.
Zboże ze złotego stawało się z dnia na dzień było coraz bardziej zielone, jakby czas dojrzewania cofał się. Zmierzałam tego dnia do San Juan de Ortega. Po drodze minęłam małą wioskę Villambistia z kamiennym kościołem, którego białą wieżę widać z daleka. We wiosce jest fontanna z wodą non potable. Już chyba pisałam, że nie wierzę napisowi „non potable”. Myślę, że chodzi raczej o to by pielgrzymi jej nie pili tylko kupowali napoje w barach i automatach.
Osobiście zawsze piję wodę non potable (nie do picia) i nigdy się po niej nie rozchorowałam. Maleńka Villambistia miała już albergue podobnie jak następna wioska Espinosa del Camino. Te prywatne schroniska znajdowały się w uroczych tradycyjnych domach.
Widać, że mieszkańcy tego regionu są gorliwymi propagatorami swej architektury.
Espinosa del Camino
W Espinosa del Camino znajduje się tu XVI – wieczny kościół de la Asunción de Nuestra Señora oraz mały bar przy drodze, który sprzedawał bocadillos i napoje w puszkach.
Za Espinosa del Camino zaczyna się wzniesienie zwane Montes de Oca (948 m) Mniej więcej kilometr przed miejscowością znajduje się ruina zamknięta żelazną bramą. Zawsze mnie fascynowała na tym pustkowiu. Wydaje mi się, że podczas moich pierwszych pielgrzymek nie było jeszcze napisu, informującego, że jest to, pozostałość starego klasztoru San Felices, z VI-VIII wieku. Teraz gdy to wiem, spotkanie z tą uroczą ruiną powoduje jeszcze mocniejsze bicie serca. Na dodatek według tradycji miał tu być pochowany hrabia Diego Rodriguez Porcelos, założyciel miasta Burgos w 884 roku.
W Burgos jego rzeźbiona figura umieszczona jest w słynnej bramie Arco a w 1983 miasto postawiło mu pomnik konny z brązu w wykonaniu rzeźbiarza Juan de Ávalos (1911-2006). Warto dodać, że Juan de Ávalos wykonał również jeden z bardziej udanych pomników z brązu naszego papieża Jana Pawła II przy katedrze w Madrycie.
Villafranca Montes de Oca
Villafranca Montes de Oca położona jest wzdłuż jednej ulicy, na której też znajduje sie obecnie albergue. Po raz pierwszy zatrzymałam się tam na nocleg w 2002 roku. Schronisko składało się wtedy z pola namiotowego. Dostałam cały duży namiot tylko do swojej dyspozycji. W jednym z namiotów kuchnia. Poznałam tam hiszpańską parę i chyba ich przyjaciół. Dziewczyna była wesoła, pełna wdzięku i dużo się śmiała, a jej śmiech zarażał wszystkich. Zjedliśmy razem kolację, która składała się z samych słodyczy i wina. Mimo pełni lata było bardzo chłodno, co nie zachęcało do dłuższego biesiadowania więc rozeszliśmy się do swoich namiotów. Nie miałam ochoty na prysznic w zimnych kabinach, który w każdej innej sytuacji sprawiłby mi dużą przyjemność. Było późno i zimno.
W nocy hulał wiatr, od którego klekotał mój cały namiot, i choć budziłam się kilka razy to spałam dobrze i długo.
W późniejszych latach nie było już śladu po namiotach. Schronisko jest przy głównej ulicy. Nocowałam tam w 2008 i 2011, w 2008 wraz z Ewą i Piotrem. Kolację zjedliśmy w barze niedaleko albergue. Po powrocie do schroniska Ewa zauważyła, że zostawiła w barze swój aparat. Jak to odkryła, struchlała. Na karcie fotograficznej miała całe swe pierwsze Camino. Dużej wartości był też sam aparat. Szybko pobiegła do baru. Aparat wisiał na krześle, tak jak go tam zostawiła. Miała dużo więcej szczęścia niż ja ze swymi aparatami, które nie chciały się znaleźć. Za ostatnim moim pobytem w Villafranca de Oca w listopadzie 2011 było też zimno i na dodatek lało. No cóż po prostu hiszpańska Syberia.
Mogłam skorzystać z ciepłego prysznic i położyłam się do łóżka podobnie jak inni pielgrzymi. Pamiętam, że zdecydowana ich większość to byli Koreańczycy. Następnego dnia rano chciałam wejść do kościoła św. Jakuba (Iglesia de Santiago Apóstol), ale był zamknięty. Kościół pochodzi z końca XVIII wieku, ale został zbudowany na tym samym miejscu, gdzie kiedyś stał średniowieczny kościół.
Legendy o świętym Antonim Pustelniku
Miasto posiadało w XIV wieku schronisko dla pielgrzymów pod wezwaniem świętego Antoniego Pustelnika, świętego, którego żywot na pustyni, a zwłaszcza jego kuszenie zapładniało wyobraźnię wielu malarzy. Osobiście najbardziej lubię przedstawienia Antoniego jako wędrowca z kosturkiem. Tak malował go na przykład Pisanello, Goes, Zurbaran. Jego atrybutem bywa także świnka. Ten dziwny atrybut, powszechny już w średniowieczu, nie jest wyjaśniony w średniowiecznych żywotach świętego. Niektórzy twierdzą, że świnia towarzyszy Antoniemu dlatego, że wieprzowym smalcem leczyć miano choroby skóry, zwane w średniowieczu chorobami świętego Antoniego (“ogniem świętego Antoniego” określano zatrucie sporyszem).
Późniejsze ludowe legendy oczywiście odnosiły się do sztuki. Powstały zatem historie o tym, że święty Antoni miał w młodości być świniopasem, a więc świnie były jego codziennymi towarzyszami. I tak mała świnka jako towarzyszące na co dzień zwierzątko miała zostać jego atrybutem. Według innej legendy miał on przywrócić wzrok temu zwierzęciu. Jest jeszcze legenda, która nawiązuje do średniowiecznej tradycji, kiedy to antonici opiekowali się chorymi a w zamian za to mieli prawo w okolicach klasztoru wypasać swoje świnie. Zwierzęta te były oznaczane dzwoneczkami, dlatego dzwoneczek jest też atrybutem świętego. Osobiście lubię najbardziej atrybut świnki, bo jak miałam 12 lat zaprzyjaźniłam się z małą świnką i od tej pory wiem, że jest to bardzo inteligentne, przyjazne i towarzyskie zwierzątko.
Ludzie w Europie dziwią się, że w Chinach jedzą psy, a bez skrupułów jedzą znacznie od psów inteligentniejsze świnki.
Stare schronisko pod wezwaniem świętego Antoniego Pustelnika (Hospital de San Antonio Abad) ufundowane zostało przez Joannę Manuel Kastylijską (1339-1381) w 1380 roku. Była ona od 1369 roku królową Kastylii i Leónu. Schronisko miało wówczas 36 łóżek, ale prawdopodobnie brakowało sienników. Zachowało się do dzisiaj niedaleko kościoła Św. Jakuba, długo było w opłakanym stanie (ostatnio go odremontowano).
Według legendy w pobliżu Montes de Oca zginął męczeńską śmiercią Indalecio, jeden z siedmiu uczniów świętego Jakuba Apostoła (Santiago) i pierwszy biskup.
Zimno i deszcz, który padał nieustannie podczas mego ostatniego tu pobytu w 2011 roku nie pozostawił we mnie ciepłego wspomnienia.