Silos miasteczko

33.Santo Domingo de Silos

14 listopada, piątek 2014

Wyjazd do Santo Domingo de Silos wymyśliłam w Belorado, gdy po trzech dniach odpoczynku, okazało się, że nic mi nie pomogło, na potworne bóle w nogach i postanowiłam wrócić do domu. Chciałam przez Internet kupić bilet na samolot, ale mimo kilku prób nie udało mi się. Było mi przykro rezygnować z drogi, ale nie było sensu się dłużej męczyć i odpuściłam. Czułam, że na drogę już nie wrócę, postanowiłam więc jeszcze spełnić jedno z moich marzeń, a mianowicie odwiedzić klasztor w Santo Domingo de Silos. Dlaczego właśnie ten klasztor?

Dlaczego Santo Domingo de Silos?

Fragment rzeźby na filarze narożnym-stopy
Silos. Fragment rzeźby na filarze narożnym-stopy

W 1993 podczas mojej pierwszej pielgrzymki na wielu folderach i plakatach reklamujących Camino de Santiago przedstawione były nagie, wędrujące stopy. Były one fragmentem rzeźby romańskiej. Pomysł wspaniały. Byłam pewna, że natknę się na tę rzeźbę podczas pielgrzymki, ale tak się nie stało. Nie pamiętam, jak dowiedziałam, że rzeźby należy ich szukać w klasztorze w Santo Domingo de Silos, który nie leży na obecnym szlaku jakubowym. Odtąd marzyłam, żeby tam pojechać. Kilka razy już pytałam o dojazd, ale za każdym razem zniechęcało mnie to, że nie ma autobusu powrotnego tego samego dnia. Tym razem było mi wszystko jedno. Kończyłam drogę i nie musiałam się spieszyć.

Autobusem do Silos w piątek, nie w sobotę

Z Internetu dowiedziałam się, że jest autobus w sobotę, a w drugą stronę w poniedziałek. Zamówiłam więc tam hotel na dwie noce.

Na dworcu autobusowym w Burgos chcąc kupić bilet na sobotę dowiedziałam się, że autobus do Silos jest w piątek o 18.20. Kupiłam bilet. A więc nie na nocleg tylko na kilka godzin zostałam w Burgos. Zostawiam plecak w przechowalni i poszłam do Museo de Burgos, które jest tuż przy dworcu. (patrz wpis 32. Burgos)

Moja pielgrzymka dobiegła końca, ale nie chciałam o tym myśleć. Miałam nadzieję, że starczy mi jeszcze sił na zwiedzenie klasztoru w Silos.

Autobus mniej więcej po godzinie zjechał na zwykłą wiejską asfaltówkę. Minęliśmy miejscowość Santa Cecilia. Przystanek był w Lerma z daleka widać było, że miasteczko jest stare z kościołami i pałacami.

Hotel w Silos
Hotel w Silos

Do Silos przyjechaliśmy już w nocy. Zobaczyłam, że minęliśmy mój hotel, który był na początku miasteczka. Powiedziałam to kierowcy a on zawrócił i wysadził mnie przed samym hotelem. W recepcji nikogo nie było. Właściciel był w barze, powiedziałam mu, że przyjechałam o jeden dzień za wcześnie. Ucieszył się, bo hotel był niemal pusty. Nie robił najlepszego wrażenia. Dostałam klucze od pokoju. Był dosyć duży, dwa łóżka szafa i łazienka. Zajrzałam do niej a tam … wielka wanna. Marzyłam o takiej. Nie wyglądała na zbyt czystą, więc ją wyszorowałam.

Duża wanna

Brak korka, to zwykły trick hotelowy, bo właściciele nie chcą, żeby korzystać z wanny. Poradziłam sobie. Puściłam wodę i po kilku minutach weszłam do wanny. Co za rozkosz!!! Mogłam się w niej wyciągnąć i wyprostować nogi. Leżałam w wodzie, dopóki nie wystygła. Zrobiło się późno, dobrze po północy. Wzięłam przed snem ibuprofen

15 listopada 2014, sobota. Zwiedzanie

Santo Domingo de Silos. Zbudziłam się o 6.40. biodro bolało mnie mniej. Albo pomogła kąpiel albo ibuprofen, albo jedno i drugie. Wyszłam do miasteczka około 9-ej. Padało, było zimno, ponuro i bezludnie. Z jednej strony ulicy stare mury, z drugiej stare domy. Weszłam do kościoła San Sebastian nie wiedząc jeszcze, że jest to kościół przyklasztorny i że kiedyś cały klasztor nosił wezwanie San Sebastian de Silos.

Sarkofag Santo Domingo
Sarkofag Santo Domingo

Jego historia sięga VII wieku, okresu panowania Wizygotów. W 1041 roku opatem klasztoru został Dominik (Domingo). Król powierzył mu remont podupadłego opactwa i Dominik doprowadził je do świetności. Klasztor stał się także jednym z centrów nauki, gdzie znajdowała się wspaniała biblioteka i skrypty Wizygotów. Od czasów Dominika klasztor i rozwijające się wokół niego miasteczko przybrało nazwę Santo Domingo de Silos.

Kościół San Sebastian w Silos
Kościół San Sebastian w Silos

W kościele celebrowano mszę. Śpiewy mnichów w białych habitach. Wnętrze surowe w ołtarzu głównym tylko krucyfiks.

Silos klasztor
Silos klasztor

Byłam pierwsza przy bramie do krużganków (claustro) klasztornych. Zapłaciłam za bilet i weszłam do środka. Dłuższy czas chodziłam sama oglądając kapitel za kapitelem i filary narożne zanim znalazłam te stopy, które mnie tak kiedyś zachwyciły. Należą do Chrystusa i jego uczniów.

Chrystus i uczniowie
Chrystus i uczniowie

Rzeźby filarowe są z XI wieku i mogły powstać jeszcze za życia św. Dominika (zmarł 1073) jak i cała architektura krużganków.

Kapitele są trochę późniejsze, ale historia tego klasztoru, jak już wspomniałam, sięga VII. Za cenę biletu mogłam dotknąć bardzo starej historii i to takiej, której mimo studiów z historii sztuki, nie znałam. Oglądałam najwyższej klasy sztukę romańską. Ludzie, którzy tworzyli ją wiedzieli, że jeżeli sztuka powinna przewyższać piękno natury.

Fragment rzeźby na filarze narożnym Niewierny Tomasz
Fragment rzeźby na filarze narożnym Niewierny Tomasz

Ciszę w jakiej ze wzruszeniem oglądałam krużganki przerwały grupy z przewodnikami. Dołączyłam się do jednej z młodym przewodnikiem a potem z przewodniczką. Ona mówiła ciekawiej, choć niewiele rozumiałam. Cały czas lało i było zimno, ale nie można mieć wszystkiego Trudno mi było opuścić krużganki. 

Kościół San Sebastian. Weszłam znowu do środka. Ktoś grał na organach, posłuchałam chwilę i wyszłam.

Zrobiłam zakupy i poszłam do hotelu. Posiedziałam na dole przy kominku, napisałam list do Ani i poszłam na górę. Wzięłam znowu kąpiel, wyprałam rzeczy i położyłam się do łóżka. Za oknem padało. Pogoda odpowiednia, żeby nic nie robić. Zjadłam prawie wszystko co kupiłam. I tak nic nie robiąc przeleżałam do trzeciej w nocy. Cały czas padało.

16 listopada 2014, niedziela.

Zbudziłam się o 7.30. Przestało padać, ale było ponuro. Musiałam wyjść by nie zwariować leniąc się w hotelu. Włożyłam do plecaka ponczo przeciwdeszczowe i banana.

Weszłam na chwilę do kościoła z ciekawości czy ktoś znowu gra na organach. Grał.
Zastanawiałam się czy nie spędzić tu czas na słuchaniu muzyki. Skoro jednak nie padało postanowiłam się przejść. Byłam wypoczęta i czułam się lepiej. Zobaczyłam drogowskaz „16 listopada 2014, niedziela 4,3”. Nie wiedziałam co on znaczy, czy to droga na jakąś górę czy do jakiejś wioski. Było mi wszystko jedno, skoro nie padało i czułam się lepiej. Dopiero przy lepszej pogodzie zobaczyłam jak pięknie jest wokół Silos. Po tylu dniach bólu w nogach i braku ruchu marzyłam o wędrówce.

Droga do Peñacoba

Droga wznosiła się, kamienista, gdzieniegdzie były kałuże po wczorajszym deszczu. Zachwycające widoki, pokruszone i popękane szare skały na nich kępki zielonych traw i krzewów, w dole nizina z miasteczkiem, polami i drzewami w jesiennej szacie.

Widok na dolinę
Widok na dolinę

Szłam wolno i cieszyłam się, że nie pada. Przede mną wielkie dwie góry, na wyższej dostrzegłam drogę na stromy szczyt, może to Peñacoba, chciałam już wrócić, ale droga zaczęła schodzić w dół.

Na dole strumień, dosyć głęboki, słyszałam go jak byłam wysoko, pomyślałam wtedy, że chciałabym go zobaczyć i właśnie stałam przed nim, cudowny, kolorowy od odbijających się w nim jesiennych drzew, i od czerwonej ziemi.

Droga do Peñacoba
Droga do Peñacoba

Droga oddaliła się od wysokiej góry i weszła w zieloną dolinę i tam zobaczyłam wioskę Peñacoba, a w niej na lekkim wyniesieniu kościół. Cudownie położona stara wioska. Dziś wiem, że należała do Cyda, który w 1070 roku podarował ją Silos.

Widok na wieś Peñacoba
Widok na wieś Peñacoba

Bar w Peñacoba

Jak weszłam do niej to poczułam głód, zapytałam więc spotkanego jej mieszkańca, gdzie jest bar, choć chciałam zapytać, czy jest tu bar, bo nie bardzo wierzyłam, że może być w tak małej wiosce. A on, wskazał mi bar i dodał, że otwierają go dopiero o 14-ej. Było parę minut po pierwszej i nie chciało mi się czekać, zwłaszcza, że wcześniej już przeszłam całą wioskę. Idąc blisko baru, jakby chcąc się przekonać o jego zamknięciu nacisnęłam na klamkę, drzwi otworzyły się, w środku nikogo nie było, ale na zapleczu ktoś przerzucał skrzynki, może z piwem. Gdy weszłam do połowy sali wyszedł mężczyzna z zaplecza.

Bar w Peñacoba
Bar w Peñacoba

Trzy duże kanapki

Zapytałam nieśmiało, czy mogłabym napić się tu piwa. Oczywiście powiedział z uśmiechem. Gdy nalewał mi piwo, zapytałam znowu, czy mogłabym też coś zjeść, a on, że owszem, ale dopiero o 14-ej. W tym momencie w tece dostrzegłam trzy duże kanapki. A to? – pytam. One są z wczoraj. To mi nie przeszkadza mówię, a on pyta się, którą chcę, a ja, że wszystkie. Włożył je do mikrofalówki i po chwili zajadałam się nimi popijając piwem a potem drugim. Kanapki były bardzo smaczne. Szykowałam się do wyjścia i chciałam zapłacić. Zapytałam więc ile? A on 2 euro. A kanapki? Kanapki są z wczoraj – mówi, więc są gratis.

Garnuszek gorącego rosołu

Nie wyobrażam sobie, że mogłabym coś podobnego przeżyć na Camino de Santiago. Byłam szczęśliwa i chciałam zostać jeszcze przez chwilę z życzliwym człowiekiem. Zamówiłam jeszcze lampkę białego wina (60 centów). O 14-ej przyszli ludzie a kobieta, zapewne współwłaścicielka i żona przyniosła w garnkach jedzenie. Po chwili dostałam jeszcze na pożegnanie garnuszek gorącego rosołu. Wracałam jak na skrzydłach, zapomniałam o bólu. Co za cudowny dzień! Nie padało, piękne widoki, życzliwi ludzie.

Widok na Silos
Widok na Silos

Przysiadłam na kamieniu by w ciszy gór wyrazić swą wdzięczność. Zerwał się wiatr. Przede mną masyw skał równy jak stół. Zaczęło kropić. Szczęście, że dopiero teraz w drodze powrotnej.

Wróciłam do hotelu

Góry wokół są niesamowite, chyba bardzo stare, bo popękane i pokruszone. Przejaśniło się, szłam wolno, wydłużając czas tak dla mnie przyjazny.

góry w okolicach Silos
góry w okolicach Silos

Wróciłam do hotelu. Nie mogłam uwierzyć, że zrobiłam 10 km prawie bez bólu. Odczuwałam po tej wędrówce lekki ból w biodrze, ale byłam 6 godzin na nogach w górach. To naprawdę cud po tylu dniach cierpienia. Wstąpiła we mnie wiara, że może zostanę jeszcze na drodze. Dzięki Santo Domingo de Silos. Weszłam znowu do wanny. Trzeba korzystać z takiej cudownej możliwości.

W autobusie do Burgos

17 listopada, poniedziałek, Silos. W autobusie do Burgos. 8.10. Pobyt w Santo Domingo de Silos mnie uzdrowił. Czy na długo nie wiem, ale z Burgos spróbuję iść dalej. Do Burgos 97 km. Szaro i zimno.

O 10 ej byłam znowu w Burgos, nie chciałam nocować w dużym mieście. Miałam jeszcze w oczach spokojne Santo Domingo de Silos i Peñacoba. Zdecydowałam się na autobus do Tardajos by stamtąd chcę przejść tylko 2 km do Rabe de Calzada, gdzie miało być otwarte schronisko.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *