Przez miejscowość San Juan de Ortega przechodziłam wielokrotnie, ale nocowałam tylko dwa razy w 1993 i 2009. Schronisko mieści się w starych zabudowaniach klasztornych. Trudno uwierzyć, że oprócz tych zabudowań jest także wioska, w której mieszkają zwykli ludzie. Były klasztor bowiem stanowi osobny kompleks budynków oddzielony od wioski, która w 2010 roku, jak podawała Wikipedia, posiadała 24 mieszkańców, 15 mężczyzn i 9 kobiet.
San Juan de Ortega
Nazwa miejscowości podpowiada, że mamy do czynienia z postacią świętego znanego jako San Juan de Ortega. Urodził się 1080 w małej wsi Quintaortuño blisko Burgos. Nauki pobierał w pobliskim klasztorze. Po święceniach kapłańskich San Juan de Ortega udał się na pielgrzymkę do Jerozolimy. Podobnie jak jego nauczyciel Santo Domingo, poświęcił swe życie pielgrzymom budując kościoły, schroniska, drogi i mosty (Juan de Ortega jest patronem inżynierów). Na miejscu jego pustelni na zboczach gór Oca powstał klasztor San Juan de Ortega, który był i jest ważnym przystankiem na Camino de Santiago.
Historia zespołu klasztornego
Na początku XII wieku San Juan de Ortega zbudował w tym miejscu kaplicę i schronisko (szpital) dla pielgrzymów. Obszar, który pierwotnie był nieprzejezdny, pełen dzikich zwierząt i grasujących gangów rabusiów, dzięki Ortedze został udostępniony dla ruchu pielgrzymkowego. Do pomocy szpitalnej przyłączyli się inni ochotnicy i tak powstał dla nich mały klasztor San Nicola. Początkowo zarządzali nim kanonicy reguły św. Augustyna. 24 kwietnia 1138 r. papież Innocenty II (papież w okresie od 14 lutego 1130 do 24 września 1143) objął klasztor swoją szczególną opieką.
San Juan de Ortega zmarł 2 czerwca 1163 roku, ale jego dzieło kontynuowano przez lata. Niestety już w 1431 r. zespól klasztorny był w bardzo złym stanie, zamieszkiwało go zaledwie trzech mnichów. Wtedy to biskup Burgos Pablo de Santa María nakazał, by zamieszkali w nim mnisi hieronimici (św. Heronim) z Królewskiego Klasztoru Matki Bożej z Fresdelval. Pozostali tam aż do ich zwolnienia w1835 roku, kiedy to majątek klasztoru został publicznie sprzedany.
Zespół klasztorny przeszedł poważny proces renowacji. Dziś czynny jest romański kościół pełen znakomitego wyposażenia między innymi królowa Izabela Katolicka w 1474 doceniając zasługi świętego ufundowała nad sarkofagiem San Juana de Ortega wspaniały grobowiec.
W części klasztornej znajduje się obecnie schronisko dla współczesnych pielgrzymów.
W 1993 pierwszy nocleg
W 1993 w drodze do San Juan de Ortega złapała nas już na wzniesieniu potężna ulewa. Doszliśmy do schroniska w potokach deszczu, zmęczeni, przemoczeni i głodni. Moje buty były mokre jeszcze następnego dnia. W jedynym wówczas barze przy klasztorze, ustawiła się długa kolejka pielgrzymów. Do zjedzenia można było zamówić tylko bagietkę ze smażonym jajkiem (tortilla Francésa) a czekało się długo. Do dziś pamiętam jej smak. Byliśmy bardzo głodni. Wieczorem w refektarzu klasztoru, przy ogromnym stole, zebrali się wszyscy pielgrzymi i podano nam, taki był tu zwyczaj, regionalną zupę czosnkową (sopa de oja). Było to dla mnie intensywne przeżycie. Pierwszy raz znalazłam się w dużej międzynarodowej grupie pielgrzymów przy jednym stole.
Na zupie się nie skończyło każdy wyciągnął swoje zapasy wino, sery, chorizo, owoce i ucztowaliśmy razem do obowiązującej ciszy nocnej.
W 2002 o 8.00 ej byłam już w drodze. Co najmniej godzinę szłam we mgle. Szeroka wygodna droga pięła się lekko pod górę. Zaczynały kwitnąć wrzosy tworząc na zieleni traw jeszcze niewielkie, ale bardzo intensywne różowe plamy. Już za pierwszym razem zachwyciły mnie w tym miejscu wielkie połacie wrzosów i ich intensywny różowo-liliowy kolor. Po bokach rozciągały się młode dębowe i sosnowe lasy. Byłam na drodze zupełnie sama.
Do San Juan de Ortega doszłam upalne południe. Podchodzenie pod górę, którego nie czuje się w chłodny dzień w gorący jest bardzo męczące. Przed klasztorem cicho i pusto, żadnej żywej duszy. Bar i kościół był zamknięty. Otwarte były tylko drzwi do niewielkiego pomieszczenia w fasadzie klasztoru. Siedział tam ksiądz, ten sam który dziewięć lat wcześniej gościł nas w refektarzu zupą czosnkową. Można było dostać u niego stempel do paszportu pielgrzyma (credencial). Poznałam go choć bardzo się zmienił. Posiedziałam trochę przed klasztorem. Upał, cisza i pustka tak bardzo pasowały do tych starych zabudowań.
Gdy w 2009 doszłam do tego miejsca było ono pełne pielgrzymów i dalekie od spokoju. Bar był otwarty i dobrze zaopatrzony. Wieczorem w refektarzu nadal podawano sopa de oja, ale już nikt nie dzielił się swoimi zapasami.
Poszłam dalej do Atapuerki.
Droga do Atapuerca
Droga z San Juan de Ortega do Atapuerca prowadzi przez dłuższy czas między lasami dębowymi a następnie otwiera się wspaniała panorama na rozległą dolinę. Po drodze mija się dwa wielkie krzyże, które zapewne ułatwiają rozpoznanie drogi podczas mgły. Niedaleko od nich stają obok siebie dwa dęby, których konary przeplatają się wzajemnie. Zawsze przykuwały moją uwagę. Tego dnia o wschodzie słońca w sposób szczególny. Tak mogli wyglądać Filemon i Bauksis, którzy mieli jedno życzenie – umrzeć jednocześnie i bogowie olimpijscy spełnili je, zamieniając parę w dwa rosnące obok siebie drzewa.
Im dłużej przebywałam w drodze tym bardziej poddawałam się jej dziwnej magii. Odnosiłam wrażenie, że wszystko co mnie otaczało nie było tylko tym, co widziałam, ale znakiem czegoś potężniejszego. To wrażenie znikało wraz z kontaktem z ludźmi i powrotem do domu. Tęskniłam jednak za tym wrażeniem. Czasami ta tęsknota budziła mnie w nocy i chciałam natychmiast spakować plecak i wyruszyć na camino. Dlaczego byłam na drodze tak wiele razy, właśnie dlatego.
Agés
Pierwszą wioską na drodze z San Juan de Ortega do Burgos jest Agés. Poprzedza ją Eremita Nuestra Señora del Rebollar o Robledal (XVIII w.) z figurą Matki Bożej z Dzieciątkiem. Agés wita pielgrzymów małym skwerkiem ze studnią i kamienną ławą w cieniu drzewa. Tablica z napisem 518 km do Santiago na kamieniu młyńskim jest jakby zaproszeniem do odpoczynku. Nigdy nie spałam w tej wiosce, chyba schronisko jest od niedawna. Jest w te wiosce jakiś urok, czuje się, że mieszkańcom pielgrzymi nie są obojętni.
Kościół pod wezwaniem świętej Eulalii z Meridy (Santa Eulalia de Merida pochodzi z XV-XVI wieku ale zbudowany został ruinach na rzymskiej świątyni. Według tradycji pod kamienną płytą przy wejściu do kościoła znajdują się szczątki króla Nawarry García Sancheza III (1016 – 1054), który zginął z rąk swego brata Ferdynanda I Kastylii w 1054 roku, w bitwie pod Atapuercą. O tym fakcie przypomina ponownie na drodze prehistoryczny menhir (Atapuerca) nazywany fin del Rey, przy którym według tradycji zginął Garcia Sanches III
Jednoprzęsłowy most , który znajduje się zaraz po opuszczeniu wioski przypisywany jest San Juan de Ortega.
Atapuerca
Dalej do Atapuerca prowadzi asfaltowa szosa. Jej obrzeża, kiedy szłam tu dwukrotnie pod koniec czerwca były pełne różnokolorowych polnych kwiatów, maków, chabrów, rumianków, dzwoneczków, lwich paszcz i innych, których nazw nie znałam. Przypomniały mi one ukwiecone łąki w okolicach Borów Tucholskich, gdzie przebywałam kiedyś ze moją wówczas ośmioletnią córeczką i Joanną przyjaciółką. Widziałam w moim długim życiu wiele ukwieconych łąk, jednak zawsze wracam pamięcią do tamtych tucholskich. Kiedy wcześniej dwukrotnie przechodziłam przez Atapuercę nie wiedziałam, że za lada moment, ta mała miejscowość stanie się znana na całym świecie.
W latach 1996 do 1997, w jaskiniach tej wioski – regionie nazywanym Sierra de Atapuerca (albo Sierra Atapuerca) – odkryto bogate stanowisko archeologiczne, zawierające najstarsze szczątki przodków człowieka znalezione w Europie, pochodzące z okresu sprzed 780 000 do 1 miliona lat. Nazwano go Homo antecesor.
W 2000 roku stanowisko w Atapuerca zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i od tej pory Atapuerca stała się też wielką atrakcją turystyczną.
Mimo słonecznej pogody w dzień w 2002, wieczorem w Atapuerca podobnie jak w Villafranca Montes de Oca było zimno i wietrznie.
W tamtejszym albergue zatrzymałam się na nocleg. Przyszła para Hiszpanów, których poznałam w Villafranca Montes de Oca. Ona urocza z tymi krzywymi zębami i głośnym zaraźliwym śmiechem. Była też para Francuzów, może koło sześćdziesiątki, kilkakrotnie mijaliśmy się w drodze, szli z Le Puy. Jak weszłam do albergue siedzieli przy stole z Francuzem, który był w San Juan de Ortega. Był też Mathew, którego poznałam w Puenta la Reina szedł z Pampeluny i w Burgos kończył pielgrzymkę. Choć była pełnia lata w kuchni napalono w piecu. Mimo wszystko trudno było rozgrzać się.
W albergue można było kupić kolację – paela, królik z frytkami, placek ze śliwkami, wino i kawa. Wioska miała dwie gospody, ale żadnego sklepu, kamienne domy, betonowe ulice, zbrzydła w miarę wzrostu sławy.
Jedyne co jej pięknego zostało to ta niesamowita przestrzeń wielkiej doliny. Przed zaśnięciem przykryłam się dodatkowo leżącym na łóżku kocem.
Nie zwiedzałam stanowisk archeologicznych w Atapuerce chyba nawet wówczas nie byłam ich świadoma. Jak zwykle rano ruszyłam dalej. Moim celem nie było słynne Burgos tylko 10 km oddalona od niego wioska Tardajos.
Podczas moich pierwszych pielgrzymek unikałam wielkich miast. Cieszyła mnie hiszpańska natura i małe wioski w nią wrośnięte, gdzie ludzi cechowała jeszcze naturalna serdeczność.