Roncesvalles jest miejscowością na granicy francusko-hiszpańskiej. Tam zaczynaliśmy pierwszą pielgrzymkę w 1993 roku. Dowiózł nas wtedy do granicy Gienek, mój przyjaciel z okresu studiów. Wbiliśmy pieczątki do naszych paszportów pielgrzymich (credenciales) i poszliśmy do następnej miejscowości.
W 2002 widziałam klasztor kończąc drogę przez Pireneje, ale przeszłam go, do czego jeszcze wrócę później.
W 2008 kiedy udałam się na pielgrzymkę razem z moimi znajomymi z Wrocławia Ewą i Piotrem zatrzymaliśmy się w Roncesvalles na nocleg. Dostaliśmy go bez problemu, mimo że był wrzesień ulubiony miesiąc pątników. Był to nasz drugi nocleg w drodze i miło go wspominam. Na schronisko był zaadoptowany średniowieczny spichlerz. Jest to długa hala na ponad 100 miejsc.
Roncesvalles, schronisko w starym spichlerzu
We wrześniu, ale pięć lat później w 2013 do klasztoru w Roncesvalles doszłam po 18ej. Było już wtedy nowe wielkie schronisko, ale po południu zabrakło już nim miejsc. Przydzielono mnie do starego tego w starym spichlerzu. Byłam bardzo zmęczona, więc po umyciu położyłam się do łóżka. Około 22.00 zbudziło mnie chrapanie bardzo grubego młodego mężczyzny (mam szczęście do grubasów), który dostał łóżko obok mnie.
To, co wydawał z siebie nawet trudno nazwać chrapaniem, to było jakieś przerażające wycie. Nigdy czegoś podobnego wcześniej nie słyszałam, a naprawdę słyszałam wiele. Gdyby był o jedno łóżko dalej lub przynajmniej odwrócił się w drugą stronę, może mogłabym jeszcze zasnąć. Ale chyba nie jest łatwo obrócić się, jak się ma około 200 kilo żywej wagi.
Spał kompletnie ubrany, nawet nie zdjął butów. Może na moje szczęście. Nie mogłam już zasnąć, ale zamiast liczyć barany próbowałam sobie przypomnieć, co działo się w wąwozie Roncesvalles, w którym zginął bohater „Pieśni o Rolandzie”. Byłam jednak zbyt zmęczona, żeby wyłuskać z pamięci, to co kiedyś czytałam na ten temat. Łatwiej mi myśleć o moim zięciu, który też ma na imię Roland. Nigdy wcześniej nie spytałam go, czy to z powodu francuskiego bohatera. Może dlatego, że nikt nie zwraca się do niego po imieniu. Od zawsze mówią na niego Moses.
Przypomniałam sobie jeszcze jednego Rolanda z Haiti, który studiował w łódzkiej filmówce. Spotkałam go w pociągu, nasza znajomość była dłuższa niż sama jazda, ale nie tak długa, żeby dowiedzieć się nawet ułamka historii życia tego interesującego człowieka.
Albergue o szóstej rano
O godzinie szóstej zapalono światło i blisko sto osób poderwało się z łóżek i zaczęło przygotowywać się do wyjścia. Kilka, podobnie jak ja, pozostało nadal w łóżku, między innymi młoda Niemka śpiąca z mojej lewej strony. Ona też nie mogła spać, mimo, że oddzielała ją od grubasa moja osoba. Sam grubas poderwał się pierwszy. Ponieważ spał kompletnie ubrany wziął tylko plecak i nie patrząc na nikogo niemal uciekł. Kim był ten facet, przez którego nie przespałam nocy?
Chyba wiedział, że jest uciążliwy dla otoczenia, dlatego rano szybko wymknął się. I nagle zrobiło mi się go żal. Jego monstrualna waga musiała mu bardzo ciążyć. Może celem jego pielgrzymki było zrzucenie przynajmniej części zbędnych kilogramów. Był to wcale nie rzadki motyw, ale nie każdy się do niego przyznawał. Pamiętam jak kiedyś spytałam pewnego Niemca, dlaczego idzie do Santiago, a on z rozbrajającą szczerością powiedział, że narzeczona wysłała go na camino, żeby schudł inaczej nie wyjdzie za niego za mąż.
Przy źródle Rolanda przed Roncesvalles
14.40. Tym razem przy źródle Rolanda stały trzy konie, dwa dorosłe i źrebak. Piły wodę nie zwracając na mnie uwagi. Pijcie szybciej proszę, ja też jestem spragniona – błagałam w myślach. Okazało się, że nie byłam ostatnia w kolejce, wyżej czekały jeszcze inne konie. Czekałam cierpliwie. Po chwili przyszli turyści, narobili rabanu i konie uciekły. Znowu czekałam. W końcu zostałam sama. Napiłam się dużo wody by zagłuszyć głód. Na przełęczy nie było górala z budą z jedzeniem.
Ładna droga z drzewami na stoku, szłam po suchych liściach. Ich szelest przywołał najwcześniejsze wspomnienia, jeszcze z czasów, kiedy chodziłam do przedszkola. Uwielbiałam chodzić po jesiennych liściach i słuchać ich szelestu.
Między drzewami pasło się stado owiec, jedna wyszła na drogę, nie mogłam się oprzeć i robiłam jej zdjęcie.
stado owiec stado owiec na camino stado owiec na drodze
Pozowała jak prawdziwa modelka. Wybrałam lżejszy wariant drogi i około 17-ej zobaczyłam w dole mury klasztoru w Roncesvalles.
Wiedziałam już z doświadczenia, że to jeszcze dobre kilka kilometrów i zanim będę na miejscu w najlepszym wypadku dotrę za półtora godziny. Musiałam uważać, bo nadal bolało mnie biodro, no ten nieszczęsny pęcherz. Czułam też spadek cukru we krwi, mój organizm domagał się czegoś słodkiego, marzyłam chociaż o jednym cukierku. Zawsze nosiłam cukierki na wszelki wypadek, a tym razem ich nie miałam. Minęła mnie idąca żwawo młoda dziewczyna, zapytałam więc, czy ma czegoś słodkiego, ale miała tylko wodę. Było mi bardzo słabo, więc usiadłam i spróbowałam jedną z technik mentalnych i udało się.
Nowe schronisko w Roncesvalles
Roncesvalles 18.30. Dostałam miejsce w nowym schronisku. Wiem, że powinnam pójść do baru i zjeść obiad, ale wybrałam najpierw mszę w kościele, jedyną jak myślałam szansę, żeby zobaczyć go w pełnej krasie. Podczas mszy irytowały mnie dwie dziewczyny, które robiły sobie nawzajem zdjęcia w różnych miejscach i różnych pozach, chichrając się przy tym dosyć głośno. Jedna wysoka, masywna chyba po czterdziestce, druga dużo młodsza i niższa. Czułam się coraz gorzej i czułam, że powinnam sobie odpuścić tę mszę.
Ale to takie wyjątkowe miejsce. Pierwszy ważny kościół w Hiszpanii po przekroczeniu granicy z Francją. Stałam z boku pod filarem a te dwie dziewczyny podeszły do mnie i chciały, żebym im zrobiła zdjęcie na tle ołtarza. Odmówiłam, choć rzadko odmawiam.
Menu peregrino
Menu perigrino
Po mszy poszłam do baru na obiad było już po 21-ej. Kelner zaprowadził mnie do stołu, gdzie siedzieli inni pielgrzymi. Wzięłam menu peregrino z zupą. Jeden z mężczyzn był Holendrem i hospitalerem. Powiedziałam mu, że bardzo się źle czuję i chciałabym zostać dodatkową noc. Powiedział, że jest to możliwe w wyjątkowych wypadkach i żebym zgłosiła chęć pozostania jeden dzień dłużej jeszcze przed pójściem spać. W nowym, wielkim schronisku było sporo ludzi, ale nie wypełnili chyba nawet jednej dziesiątej miejsc. Byłam pewna, że nie będą mi sprawiać trudności. Po powrocie z baru do schroniska zobaczyłam, że w recepcji siedzi ta masywna kobieta z kościoła, której odmówiłam zrobienia zdjęcia.
Podchodzę i mówię to, co powiedziałam w barze, czyli proszę o jedną noc dłużej, bo bardzo źle się czuję. A ona na to, że przepisy na to nie pozwalają, ale w Roncesvalles są przecież hotele, a następne schronisko już za trzy kilometry i nawet źle się czując mogę tam dojść. Nie miałam siły na przekonywanie jej, zwłaszcza, że poznała mnie i skorzystała z okazji, żeby się zemścić. Myśl o tym, że za trzy kilometry jest schronisko ucieszyła mnie. Nie chciałam dłużej zostać w nowym schronisku w Roncesvalles, wolałam stary spichlerz.
24 października 2014. Albergue w Roncesvalles. O 6.30 zrobili pobudkę. Pozapalali światła. Zerwałam się, bo myślałam, że jest godzinę później. Położyłam się znowu do łóżka, by nie uczestniczyć w tej zbiorowej gonitwie do toalety i łazienki. Wyszłam z albergue ostatnia, koło 9-ej. Ku memu zdziwieniu kościół był już otwarty, ale nie oświetlony. Usiadłam w ławce w mroku i ciszy. Przed srebrną Madonną pod baldachimem paliły się świeczki.
Na czterech bocznych witrażach, Veremundo, Fermin z jednej strony i Augustyn z Michałem Archaniołem z drugiej. Św. Jakub w kapliczce z prawej i dalej Chrystus ukrzyżowany oraz ciekawy nagrobek.
W Casa Sabina niedaleko klasztoru zjadłam śniadanie. Bolało mnie biodro. Pomyślałam, że pójdę wolno do następnego schroniska, ale przedtem zobaczę jeszcze muzeum, które otwierają o 10 ej. I tak też zrobiłam.
Burguette, pierwsza wioska za Roncesvalles
W pierwszej wiosce o nazwie Burguette tej za trzy kilometry, schronisko było zamknięte. W supermarkecie, tym samym, co w zeszłym roku zrobiłam zakupy. Chciałam najeść na zapas, bo nie wiedziałam co mnie czeka.
Hostel Rural w Espinal
Espinal. 21.13. Przyszłam tu dopiero około czwartej po południu. Długo szukałam albergue. Jest ich tu kilka, ale prywatne i drogie. W jednych, do którego mnie skierowano chcieli 25€ za noc, mówiąc, że będę miała pokój tylko dla siebie z pościelą i kocem oraz parterowe łóżko. Nie dałam się namówić. Nie po to jestem na pielgrzymce, żeby pławić się w luksusie.
Espinal. Albergue na poddaszu Espinal. Moje łóżko w Albergue
Okazało się, że w Espinal jest też casa rural, gdzie na poddaszu jest albergue za 12 euro. Miałam tam też parterowe łóżko, wifi i miłe towarzystwo. Przyszło po mnie dwoje Kanadyjczyków, zjedliśmy z naszych zapasów wspólną kolację. Szli od 9 września z Genewy.
Espinal. Albergue. 21.49 Droga z Roncesvalles do Epinal była łatwa i piękna, w ciszy i spokoju. Często prowadziła przez lasy, tylko niestety już wybetonowana. Był to typowy krajobraz podgórski.
Pod tymi łiśćmi jest wybetonowana droga Tak wygląda większość leśnych dróg
Na słonecznych polanach leżały krowy i pasły się konie. Czułam coraz mocniej ból biodra.
Niewidomy samotny pielgrzym
Choć na camino spotyka się czasami niewidomych pielgrzymów, to po raz pierwszy zobaczyłam pielgrzyma idącego samotnie. Zawsze widziałam ich z osobą towarzyszącą.
Biskarette
Planowałam więc dojść następnego dnia do Biskarette i przenocować, tak jak w ubiegłym roku, w pensjonacie prowadzonym przez parę miłych Węgrów Barbarę i jej męża. Chciałabym u nich zostać kilka dni, żeby wyjaśnić sprawę z biodrem. Jeżeli ból by nie ustał, to zamierzałam pojechać do Pampeluny na pogotowie.