Z notatek z czerwca 2002
W drodze do Puenta la Reina
Z Zariquiegui idę do Puenta la Reina. Długie podejście pod górę wyniosło mnie na asfaltową szosę i górę Alto del Perdón. Na górze pomnik przedstawia pielgrzymującą karawanę wyciętą w metalu..
Po przeciwnej stronie szosy droga schodzi ostro w dół ukazując jeden z piękniejszych widoków na Camino – na rozległą dolinę.
Widać teraz łany złotych zbóż przeplatanych gdzieniegdzie polami zielonych szparagów. Silny wiatr wiejący od świtu, ma na tych wielkich przestrzeniach możliwość do popisu. Wydaje się, że wysuszone, gotowe do ścięcia zboże, nie wytrzyma jego siły, że położy się, połamie, ale ono poddaje się pokornie wiatrowi i kołysze się żywo jak fale na morzu.
Silny wiatr wiejący od świtu
Tego wiatru i jego działania chyba nigdy nie zapomnę. Targał mną, szarpał, bałam się, że poderwie mnie w górę i zrzuci na kamienie. Ale nic takiego się nie stało. Znalazłam się na dole cała, nienaruszona i szczęśliwa. Wiatr nadal wył, skowyczał, popiskiwał jakby cieszył się, że może sobie pohulać. Gdy ucichał na moment powierzchnia pszenicznych łanów stawała się gładka jak tafla jeziora, w której odbija się słońce.
Łany żyta z kolei wyglądały jak puszysty, srebrny dywan. Tylko raz właśnie w 2002 roku widziałam w drodze dojrzałe zboże. Wcześniej i później, kiedy przechodziłam tędy były tylko ścierniska.
Z notatek 29.10.2014 godz.10.08.
Jestem na stoku za Alto Perdón, gdzie znajduje się metalowa rzeźba wędrujących pielgrzymów (karawana).
Przed chwilą spotkałam dziarskiego sześćdziesięciolatka Paula z Francji. Powiedział mi, że powinnam koniecznie zwiedzić Eunate. Szczupły, drobny, nawet przy osiemdziesiątce będzie sprawny. Nie powiedziałam mu, że byłam w Eunate już kilka razy teraz mnie mijają pielgrzymi na pewno z Pampeluny. Na górze było zimno. Droga w dół przykra dla nóg, mnóstwo kamieni, otoczaków.
Odpoczynek w drodze do Puenta la Reina – Uterga
Z notatek. 29.10.2014 godz.11.40 Uterga. Zrobiłam przerwę w barze przy albergue. Zamówiłam małe piwo i tortille. Przyszedł kotek. Patrzył namolnie, więc dałam mu kawałek bułki. Jadł tak łapczywie jakby to była co najmniej mysz. Czyżby nie dostawał jeść. Choć czuję się kiepsko pójdę dalej do Puente de la Reina. Nie podoba mi się tutaj. Obsługa, traktuje mnie jak zło konieczne, kota też, za mało zamówiłam. Noc kosztuje 10 euro. Nie czuję się zmęczona, bolą mnie tylko stopy, biodro ustało. Siedem kilometrów do Puente la Reina. Dam radę.
Po mglistym dniu zaczęło świecić słońce.
Maruzabal. 13.45. Byłam miło zaskoczona otwartym kościołem. To jeden z tych wiejskich pełnych uroku i jeden z wielu na camino pod wezwaniem San Esteban. Święty Szczepan (Esteban) był pierwszym męczennikiem za wiarę, został ukamieniowany. Ukazany jest w ołtarzu głównym ze swym atrybutem kamieniem w ręku i w dwóch scenach z jego życia.
W Obanos jestem już po raz drugi na tej drodze, kościół zamknięty.
Znowu Puente la Reina.
Puente la Reina W albergue znowu dostałam dormitoriów 4, mam łóżko z drugiej strony. Same dziewczyny. Dwie Koreanki Mira i Czin Dżin, trzy Hiszpanki i ja.
Umyłam się, trochę poleżałam i poszłam do miasta
Apteka pod arkadami otwarta o 17-ej. Postanowiłam kupić lekarstwa na zapalenie pęcherza. Znalazłam drugą otwartą. Kupiłam lekarstwa nie te, co chciałam. Ale jak pomogą to dobrze.
Iglesia Santiago (Kościół św. Jakuba). W środku wielki ołtarz. Sześć dużych figur, w centrum wielka figura Santiago Na dole dwa reliefy z jego życia.
Po przeciwnej stronie słynnej 14-wiecznej figury Santiago też jeden z apostołów. W lewym Matka Boska z Dzieciątkiem.
godz. 20.09. Po mszy w Santiago. Po drodze do albergue weszłam do kościoła Crucifijo. Jest skromny dwunawowy. Rzadkość.
Największą jego atrakcją jest wielki gotycki krucyfiks w kształcie litery Y. Figura Chrystusa z drewna o twarzy tak smutnej i cierpiącej, że od samego patrzenia chce się płakać
Cofam się do notatek z 2013 roku.
Z notatek 9 września 2013
Pampeluna. O 7.30 jadę autobusem z Pampeluny do Puenta la Reina. Z okna obserwuję góry we mgle. Ten widok zawsze mnie rozbraja. 20 km odcinek, który szłabym cały dzień, autobus pokonuje w ciągu kilkunastu minut. Przy przystanku autobusowym w Puenta la Reina jest bar, w którym zjem śniadanie. Potem przejdę całe Calle Mayor i sfotografuję kilka herbów, które fascynują mnie swoją tajemniczością. Kościoły są jeszcze zamknięte.
Herb na domu Herb na domu
Most Królowej
Godz. 8.50 Most Królowej swym pełnym odbiciem w wodzie o tej porze nigdy nie zawodzi. Żeby go sfotografować w pełnej krasie, trzeba zejść kilkadziesiąt metrów z drogi i wejść na drugi most. Żaden z wychodzących o tej porze na drogę pielgrzymów nie poszedł w moje ślady. Czyżby nie chcieli mieć zdjęcia tego pięknego mostu? Jest to najstarszy i najpiękniejszy most romański na drodze do Santiago. Został ufundowany przez nawarski królową, która żyła w XI albo XII wieku, dokładnie, nie wiadomo. Nazwa mostu Puente la Reina przeszła na nazwę miasteczka.
Gdy w 2002 roku doszłam do miasteczka, nie miałam zamiaru się w nim nocować, była 10 rano i mogłam bez problemu dojść do następnego schroniska. W poprzednich latach też tu nie nocowałam. Zatrzymałam się jednak, bo zobaczyłam przed albergue na ławce kobietę. Wydawało mi się, że płacze. Przysiadłam się do niej, nie płakała, ale była bardzo smutna. Zaczęłyśmy rozmawiać. Miała na imię Renate i mieszkała w Berlinie. Przyszła do schroniska w piątek.
Złodziej w albergue
W czasie, gdy była pod prysznicem, ktoś skradł jej portfel z pieniędzmi. Pieniądze z banku mogła pobrać dopiero w poniedziałek. Była bardzo rozczarowana. Spędziła w Puenta la Reina trzy smutne dni rozważając zakończenie pielgrzymki. Inaczej ją sobie wyobrażała. Nie sądziła, że pielgrzymi kradną. Z niechęcią patrzyła na stojący obok niej ciężki plecak. Tego roku mój też nie był lżejszy. Za chwilę otwierali bank, więc pożegnałyśmy się. Nie potrafiłam jej nic powiedzieć, poza dobrymi życzeniami. Żałowałam potem, że tak niewiele zrobiłam by potrzymać ją na duchu i zachęcić, żeby nie rezygnowała z drogi.
Schronisko za mostem
Przyszła potem Christina, Niemka, którą poznałam w Cizur Menor i namówiła mnie żebym została i przenocowała z nią w nowym schronisku za mostem. Było otwarte, ale puste o tej porze i jakieś bezduszne. Żałowałam, że nie poszłam dalej. Wczesne chodzenie z drogi zawsze psuło samopoczucie. Nawet po latach kiedy po wypadku nie mogłam długo chodzić i schodziłam z drogi jeszcze przed otwarciem schroniska, czułam się tak jakbym robiła coś niestosownego.
Droga jest po to, żeby nią iść do zachodu słońca lub jeszcze dłużej, gdy się jest zdrowym. Mając czas zajęłam się praniem i redukcją niepotrzebnych rzeczy w plecaku. Wyrzuciłam wtedy do kosza dodatkową torbę, w której był z bilet powrotny na autobus. Uświadomiłam to sobie dopiero w Belorado.
Wiał nadal silny wiatr. W tym schronisku, które stoi na wzniesieniu czuć było jego szaloną siłę. Pozrywał powieszone na sznurach rzeczy, wyginał drzewa i krzewy, huczał w pomieszczeniach.
W samym miasteczku na Calle Major było spokojniej. Weszłam do kościoła św. Jakuba (Santiago) jest duży, ołtarz barokowy z Chrystusem jako pielgrzymem, z boku mniejsze ołtarze ze świętym Sebastianem i świętym Rochem, dużo złoceń. Na drugim filarze organy. Drewniana rzeźba św. Jakuba z XIV wieku wisi na pustej ścianie i przykuwa wzrok. Ciemne, długie kędzierzawe włosy i takaż sama broda, złoty kapelusz z zagiętymi bokami i muszlą, złota, z ciemnym podbiciem, obszerna peleryna, w lewej ręce zamknięta księga, prawa oparta na kuli, którą zakończony jest długi wędrowny kij.
Święty Jakub Starszy nie od razu był przedstawiany jako pielgrzym, dopiero dzięki pątnikom którzy masowo w średniowieczu szli do jego grobu, stał się ich patronem. Z czasem do pielgrzymiego kija doczepiono mu kalebasę i muszlę.
Kostur wędrowny
Ze wszystkich atrybutów, św. Jakuba Pielgrzyma najważniejszy jest dla mnie kostur wędrowny. Miałam ich sporo, ponieważ gubiłam je, zapominałam po drodze. Jedyny kij, z którym przeszłam całą drogę, od Jaca do Finisterre dostałam w Niemojowie, gdzie moi przyjaciele Jadzia i Andrzej mają letni dom. Pojechałam tam z nimi po pogrzebie Jasia, ich syna, który popełnił samobójstwo. Ta tragedia nie mieściła się w głowie, ani jego rodzicom, ani ich przyjaciołom. Wkrótce po tym tragicznym wypadku, Jadzi przyszła do głowy myśl, by po pogrzebie pójść z Andrzejem do Santiago.
Chciała uzyskać ode mnie trochę informacji. Idea wydawała się dobra, ale ból był tak porażający, że po pogrzebie potrzebowali raczej długiego odpoczynku i opieki terapeuty niż wysiłku fizycznego. Wtedy postanowiłam pójść za nich, cokolwiek miałoby to znaczyć. Andrzej wyciął mi w Niemojowie leszczynowy kij. Miał rozwidlenie na górze, wyglądał bardzo delikatnie, ale świetnie przetrzymał całą drogę, blisko tysiąc kilometrów i wrócił ze mną do Wrocławia. Nie zgubiłam go, nie mogłam go zgubić. Przypominał mi o Jasiu i jego cierpiących rodzicach a jednocześnie dodawał mi sił, bo na żadnej z moich dróg nie miałam tak znakomitej kondycji. Dzisiaj aż mi trudno uwierzyć, że przeszłam 820 km w ciągu 20 dni.
30 października 2014, czwartek. Puenta la Reina
Trzecia rano, jest zimno a Czin Dżin strasznie chrapie. Muszę do toalety. Wczoraj wieczorem wzięłam lekarstwa na pęcherz i ibuprofen na stopy zobaczymy jak będzie dzisiaj. Spałam dobrze, tylko trochę za krótko. Może jeszcze zasnę.
Około dziewiątej wychodzę ze schroniska, przechodzę Calle Mayor i Most Królowej, i jak zwykle mam ochotę zrobić mu zdjęcie idę więc na drugi most, z którego patrzę i patrzę. Za każdym razem wpadam w zachwyt i wzruszam się. Ten widok jest nieziemski.