Może kilometr przed Navarrete, po lewej stronie drogi znajdują się ruiny średniowiecznego kościoła i szpitala dla pielgrzymów (Hospital San Juan de Acre).
Hospital San Juan de Acre
Szkoda, że w XIX wieku z powodu złego stanu budynku został rozebrany, zostawiono tylko murowany zarys budynku. To jeden z licznych średniowiecznych, niestety, nie zachowanych szpitali na drodze, gdzie pielgrzym mógł leczyć swoje zdrowie, nadwyrężone ciężką wędrówką. Jestem ciekawa czy pielgrzymi cierpieli na tendinitis, tak przykrą dolegliwość dzisiejszych pielgrzymów i jak go leczono.
Pierwszy nocleg w Navarrete w 2002
Dopiero w czerwcu 2002 idąc z Villamayor de Monjardin zatrzymałam się w Navarrete na nocleg. Nie z powodu palucha u lewej nogi, który podszedł krwią i nie z powodu pęcherzy, o których podczas drogi zapomniałam, ale z powodu silnego bólu w podbiciu prawej nogi. Nie czułam się zmęczona, mogłam śmiało iść dalej do Najery, ale nie chciałam walczyć z bólem. Miasteczko z drogi wygląda przepięknie.
Położone jest na stoku wzgórza, z dominującą bryłą kościoła.
Gdzie te czasy?
Weszłam do schroniska było około 15-ej. Miła hospitalera poczęstowała mnie herbatą i kawałkiem zimnego, słodkiego melona. Tak niewiele potrzeba do szczęścia po długiej drodze w upalnym dniu. Poinformowała mnie też, że schronisko jest donativo, i że mogę wrzucić do skrzynki tyle, na ile mnie stać. Gdzie te czasy? Kościół otwierają o 17-ej, miałam czas na mycie, pranie i spacer po miasteczku. Miasteczko schludne, zadbane, robiło wrażenie jakby ludziom żyło się tutaj dostatnio. Nie wiedziałam, że miasteczko ma też swoją dolną część. Z tego pobytu zapamiętałam tylko górną i ten niewielki odcinek między schroniskiem a kościołem, który znajduje się w górnej części.
Navarrete. Kościół Santa Maria
Gdy weszłam pierwszy raz do kościoła przeżyłam szok. Był ogromny. Wydawał mi się większy od katedry w Logroño. Skąd taki olbrzym w małym miasteczku? Czy było aż tak bogate? Stąd wzięli tyle kamienia? Zadawałam sobie te pytania, wiedząc, że nie będę szukać na nie odpowiedzi. Bo zapomnę o Navarrete, przy następnym zachwycie na drodze. Niemal codziennie zderzałam się z czymś niesamowitym.
Nie tylko sama budowla, ale i ołtarz jest wielki, wielopoziomowy i bogaty w figury. Lśni od złota. Budowlę zaczęto wznosić w XVI wieku a ukończona została w XVII i z tego kresu jest ten gigantyczny ołtarz na całą szerokość kościoła.
Złoty ołtarz
Najniżej Madonna z Dzieciątkiem jakby w odrębnym tabernakulum, wyżej Ukrzyżowanie, a nad nim bardzo wysoko Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny przy akompaniamencie grających aniołów. To już trzeci po Los Arcos i Vianie kościół pod tym wezwaniem i z tak wspaniałym ołtarzem głównym.
Ten w Navarrete jest najokazalszy. Z lewej strony, na pierwszym poziomie ołtarza widać świętego Jana Chrzciciela z barankiem obok niego święty Piotr z kluczami, z drugiej strony święci Paweł i Jan Ewangelista. Nad świętym Piotrem wysoko umieszczony jest święty Jakub w kapeluszu i z kijem wędrownym, trudny do wypatrzenia gołym okiem. Są też figury wielkich świętych męczennic rzymskich jak Katarzyna, Agata i Łucja. Figury te zamykają ozdobione winną latoroślą kręcone kolumny, od których blasku kręci się w głowie.
Przez szybki okienne, wpadały promienie słoneczne i padały na posadzkę w postaci kół. W tamtym momencie (17.45) były dokładnie w środku nawy głównej.
Rufina i Justa
Do kościoła wchodzi się przez wielki dwudzielny portal. Naprzeciwko wejścia już w środku kościoła na ścianie umieszczone są figury dwóch kobiet w popiersiu. Oddzielone są od siebie w środku krzyżem. Pod nimi widnieje napis: Santa Rufina i Santa Justa. Kim były te święte? Nigdy o nich nie słyszałam. Dlaczego przedstawiane są razem? Wtedy w kościele chciałam to wiedzieć natychmiast, ale odpowiedź pojawiła się po latach.
W 2005 zaczynałam drogę do Santiago de Compostela zwaną Via de la Plata w Sewilli. Na jednej z ulic, na ścianie domu zobaczyłam azulejo z przedstawieniem dwóch świętych kobiet trzymających w rękach Giraldę. Były podpisane Rufina i Justa. Coś mi wtedy świtało w głowie, ale nie na tyle, żeby sobie przypomnieć. W Sewilli napotykałam się na te święte kilkakrotnie. W samej katedrze widziałam je dwa razy. Malował je nawet sam Goya.
Po powrocie do domu zajrzałam do „Księgi imion i świętych” i przytoczę co przeczytałam: „Rufina i Justa, męczennice z Sewilli. Trudniły się handlem porcelaną. Gdy zwrócono się do nich, aby ofiarowały wazę na pogańskie święta ku czci Adonisa, odmówiły. Rozbito im za to naczynia na stoisku, ale one z kolei zniszczyły posążek wyobrażający jakiegoś rzymskiego boga i rzuciły go na ziemię. Zostały aresztowane, potem skazane na śmierć (ok.287). Justę pochował biskup Sabin, natomiast ciało Rufiny spalono, tak że chrześcijanie mogli tylko zebrać popioły. Posiadamy dowody na to, że w VII stuleciu czczono męczennice w Andaluzji. Widniały także w niektórych mozarabskich kalendarzach z wieku X i XI. Zajmowały tam miejsce pod 17 lipca”.
Ośrodek sztuki ceramicznej
Dlaczego święte z Sewilli są czczone w odległej blisko tysiąc kilometrów Navarrete?
Od wieków w Navarrete było silnym ośrodkiem sztuki ceramicznej i chyba dlatego Rufina i Justa jako patronki tej sztuki otrzymały miejsce w kościele. Pomnik „Garncarza” na placu kościelnym też to potwierdza. Mieszkańcy świętują ich dzień 19 lipca.
Wieczór był słoneczny, mieszkańcy siedzieli wokół studni na placu przed kościołem usiadłam i ja. W gnieździe na wieży kościelnej bociany były niespokojne. Przyfruwały i odfruwały. Może szukały dla nich pożywienia dla swoich małych. Gałęzie wysokich platanów zasłaniały w naczółku portalu rzeźbiarskie przedstawienie Wniebowzięcia Marii wśród aniołów.
Miłe spotkanie w albergue
Muszę cofnąć się jeszcze do Navarrete. W 2011 byłam tutaj pod koniec października. W albergue spotkałam ośmioosobową grupę Francuzów, którą poznałam we Vianie. Już wtedy wydawali mi się bardzo sympatyczni, ale nie było okazji do zawarcia bliższej znajomości. Były to dwie zaprzyjaźnione rodziny (czworo dorosłych i czwórka nastolatków), które rokrocznie, od kilku lat, w październiku szły przez tydzień do Santiago. Zaczynali tam, gdzie kończyli w poprzednim roku. Wtedy kończyli w Navarrete. Urządziliśmy sobie razem pożegnalny wieczór a około 20-ej poszliśmy jeszcze razem do restauracji na obiad. Byłam zachwycona nimi i ich sposobem pielgrzymowania. Sądzili że, w 2015 powinni zakończyć swą drogę. Ich dzieci będą już wtedy dorosłe.
W 2013 roku
13.09.2013. Byłam w autobusie do Najery, ale wysiadłam w Navarrete, chciałam jeszcze raz wejść na chwilę do tej niesamowitej świątyni. Była otwarta. Na półkopule ołtarza, gdzie jest przedstawienie Wniebowzięcia, zobaczyłam dopiero teraz przy porannym oświetleniu aniołów grających na instrumentach muzycznych, nie dopatrzyłam się co prawda moich ukochanych smyczkowych, ale znowu widzę coś nowego i na dodatek w moim ulubionym temacie.
Navarrete. 6 listopada 2014, czwartek
Schronisko municypalne, które tak miło wspominałam z wcześniejszych pobytów było nieczynne. Zatrzymałam się w prywatnym „El cántaro”. Mimo podwójnego ibuprofenu, bolały mnie potwornie nogi. Chciałam w nim zostać dłużej, żeby się dobrze wykurować. Jeszcze chyba nigdy nie byłam w tak słabej formie.
Dzień spędzony w kościele Santa Maria
Zostałam na jeszcze jeden dzień, by spędzić go w kościele. Był otwarty do 13-ej. Zapłaciłam euro, żeby oświetlić ołtarz. Ten ołtarz jest ogromny i wspaniały, złoto i piękno. Siedziałam i obserwowałam jak zmieniało się oświetlenie. Gdy zaświeciło słońce widok był niesamowity. W półkopule na górze z lewej strony jest sześć grających aniołów.
Navarrete. Albergue El Cántaro. Zrobiłam sobie obiad, resztę wczorajszej pizzy, pomidory, ciastka. El cántaro – znaczy dzban, wszystko tu się kręci wokół ceramiki.
Albergue El Cántaro
Do 16 ej jeszcze nikogo nie było i modliłam się, żeby nikt nie przyszedł. Wczoraj wszystkie łóżka zostały zajęte. Noc była okropna, zaduch i smród. Ściany pomalowano olejną farbą, jak dwanaście osób oddycha to woda po nich ścieka. Materace opakowane w ceratę. Bezdusznie.
Znowu w kościele
17.59. Znowu byłam w kościele, nie mogłam oderwać oczu od ołtarza. O tej porze nie było słońca, więc jasność wydobywała się ze złoceń. Wypolerowane złoto w niektórych miejscach odbijało światło od żaróweczki na dole i od oświetlenia Madonny.
18.17. Byłam nadal sama w kościele, siedziałam na wygodnej ławie, szczęśliwa, że mogłam tak siedzieć bez końca, chłonąć w mroku blask złotego ołtarza i niesamowitą ciszę.
Wschody słońca
W czerwcu 2002 wyszłam z Navarrete wcześnie. Było jeszcze ciemno. Nie chciałam przegapić wschodu słońca, które wstawało z tyłu za moimi plecami więc gdy zaczęło się rozwidniać usiadłam na plecaku pod drzewem i spokojnie czekałam. Niebo intensywnie czerwieniało i słońce pojawiło się szybko, ale tego dnia było jakieś malutkie i blade jakby wyparowało oddając swoją siłę i blask niebu. Lubiłam wschody słońca. Wyznaczały one mój poranny rytm życia na drodze. Był on zgodny z moim ciałem, w którym też budził się dzień.
Latem starałam się wychodzić na drogę jeszcze w nocy by na otwartej przestrzeni obserwować wielki spektakl na niebie, ten moment, kiedy słońce wychodzi zza horyzontu i oświetla świat i mnie na tym świecie. Pierwsze promienie przeżywałam najmocniej, może dlatego, że są jakieś bardziej intymne, że odczuwałam ich bliskość. Potem, gdy słońce odrywało się od horyzontu wskakując na środek nieba, traciłam z nim osobisty kontakt.
Zapach zboża i winnice
W powietrzu unosił się zapach zboża, ale winnice królowały bezsprzecznie. Pod koniec czerwca krzewy są niewysokie, ale za to intensywnie zielone. Winnice były tu zapewne od zawsze, ale rozwój uprawy winorośli i produkcji wina na wielką skalę Hiszpanie zawdzięczają Rzymianom. Wykopaliska archeologiczne w tych okolicach ujawniły resztki starożytnych zbiorników, w których przechowywano wino.
Po wyjściu z Navarrete po lewej stronie drogi mija się cmentarz. Zwraca uwagę ozdobna romańska brama. Została tutaj umieszczona wtórnie. Należała do wspomnianego wyżej szpitala pielgrzymów (San Juan de Acre).