W 2002 roku wzmocniona wydarzeniami poprzedniego wieczoru w Bercianos doszłam do Mansilla de las Mulas, mijając El Burgo Ranero i Reliegos. Jak już chyba wspominałam odcinek z El Burgo do Mansilla wydaje się najmniej ciekawy na całej drodze. Zasadzone kilka lat temu drzewa na drodze nie dawały jeszcze właściwej ochrony przed słońcem. Pamiętam małe może nie wyższe ode mnie drzewka w roku 1993 i tę niekończącą się drogę w upalny dzień. Wówczas chyba droga omijała wioski. W nowym stuleciu jest inaczej, wszystkie wioski są nastawione na pielgrzymów. Powstały nowe albergue i liczne bary. Coraz łatwiej jest pielgrzymować, ale czy o to chodzi?
Różne nazwy miasta Mansilla de las Mulas
Mansanilla de las Mulas jak wiele innych miast w Hiszpanii ma pochodzenie rzymskie. Przez wieki zmieniało swą nazwę. Nazywało się między innymi Mansilla del Camino jako, że była przystankiem na drodze do Santiago de Compostella. Również Mansiella del Ponte, nazwę tą w języku leońskim nadano Mansilli za jedyny most łączący dwa brzegi wielkiej rzeki Leone. Jak widać i rzeka zmieniała swą nazwę. Obecnie nazywa się Esla. Przypuszcza się, że obecna nazwa miasteczka Mansilla de las Mulas, pochodzi od ważnych targów bydła, koni, klaczy, osłów i mułów, które tam się odbywały.
Pomnik pielgrzymów
Pomnik w Mansilla de las Mulas przestawia siedzących pod krzyżem młodych pielgrzymów i oddaje poniekąd zmęczenie z jakim się dochodzi tutaj w upalny, skwarny dzień. Wydaje się wtedy, że najżywsze są w miasteczku ruiny średniowiecznych murów, z bramami i wieżami. Nie wiem, kiedy powstał pomnik pielgrzymów ani kto jest ich autorem, ale był chyba już podczas mojej pierwszej pielgrzymki w 1993 roku. Robi wrażenie bardzo realistycznego. Przypomina mi nawet rzeźby socrealistyczne. Przedstawia grupę trzech pielgrzymów dwóch młodych mężczyzn i dziewczynę.
Jeden z nich zasnął zapewne ze zmęczenia na schodach pod krzyżem, drugi otwiera plecak tak jakby chciał wyciągnąć z niego kanapki i coś do picia. Dziewczyna w tym czasie wparła głowę na ręce, której łokieć spoczywa na kolanie. Oboje mają krótkie spodenki, więc zapewne wędrowali w środku lata. Dopiero za ostatnim pobytem zauważyłam, że ta grupa ma tylko jeden plecak i to niezbyt duży i zwątpiłam czy to w ogóle są pielgrzymi do Santiago a nie jacyś niedzielni wędrowcy. Jednak ich przypięte do koszul muszle świadczą o pielgrzymce. Pomnik znajduje się na początku miasteczka i dlatego trudno nie zwrócić na niego uwagi.
Coś dręczyło Joana
Szłam dalej niemal pustymi ulicami, bo był to czas sjesty. Gdy w końcu doszłam do albergue spotkałam Joana z Gerony, którego znałam z Bercianos Wracał ze sklepu, który przed chwilą otworzono i gdyby nie był głodny też by odpoczywał, bo był zmęczony upałem. Zrobiliśmy razem obiad: Spaghetti alla Verdura, melon, wino. Podczas gotowania Joan próbował być zabawny, ale widać było, że coś go dręczy. Nie dawało mu spokoju to, że rozminął się z dziewczyną, którą poznał na camino i uświadomił sobie właśnie w Mansilla, że nie może przestać o niej myśleć i że pragnie ją ponownie spotkać.
Pocieszałam go, że na pewno się jeszcze spotkają, a rozminęli się właśnie dlatego, żeby mógł sobie uświadomić, jak bardzo mu na niej zależy.
Most na rzece Esla
Nie wiem, czy go pocieszyłam, ale był spokojniejszy. Wieczorem poszliśmy jeszcze razem na most na rzece Esla, który następnego dnia mieliśmy przekroczyć udając się do León. Jest to jeden z tych wielkich mostów. Ma 141 metrów i osiem przęseł a jego początki sięgają XII wieku. Był gruntownie przebudowany w 1573 i potem wielokrotnie remontowany.
Puente Villarente
Jest jeszcze jeden wspaniały most na drodze do León w Puente Villarente nad rzeką Pormą, o którym wspomnę, bo następny przystanek zrobię w León.
Aymeric Picaud w swoim dzienniku z pielgrzymki w XII w. napisał o nim „wielki”, bo rzeczywiście taki był i jest dzisiaj, ma aż 20 nieregularnych przęseł, choć w XII wieku był znacznie mniejszy. Most musiał wielokrotnie ucierpieć z powodu licznych powodzi i był reperowany i rozbudowany.
Legenda związana z mostem
Za mostem znajdują się pozostałości szpitala dla pielgrzymów, którego założenie przypisuje się Szymonowi archidiakonowi Triacastelli i kapituły katedralnej w León. Szpital nosił nazwę Nuestra Señora La Blanca. Wspominał miejscowość też Hermann Künig von Vach (1450-po 1495), niemiecki mnich, który odbył pielgrzymkę w 1495 z Einsiedeln do Santiago. Jak wiele mostów na drodze i ten ma swoją legendę. Jest to legenda o miłości pielgrzyma Piotra do dziewczyny o imieniu Isabel. Piotr chory i zmęczony dotarł do mostu i z powodu wielkiego wyczerpania nie mógł iść dalej. Dobrzy ludzie umieścili go we wspomnianym wyżej szpitalu tuż za mostem.
Piotrem zaczęła opiekować się Isabel z Sahagún, która przybyła tu z rodzicami do krewnych. Miała dużo czasu, więc opiekowała się chorym bardzo gorliwie. Jak można się domyśleć zakochali się w sobie. Gdy Piotr wyzdrowiał chciał dalej kontynuować drogę do Santiago, ale przysiągł, że wróci do Villarente i w miejscu, gdzie na moście wyryli swe znaki miłości położy swą rękę i zawoła: Isabel przybądź i wtedy ona przybędzie i pobiorą się. Po dojściu do Santiago i otrzymaniu pełnego odpustu Piotr wrócił do Villarente, ale zastała go tam powódź, która zalała most i nie mógł znaleźć miejsca, które miał dotknąć ręką. Był zrozpaczony zaczął więc modlić się żarliwie do świętego Jakuba.
Następnego dnia woda zaczęła opadać, odsłoniła miejsce i wszystko skończyło się szczęśliwie.
Puente Castro
Puente Castro jest następną wioską z mostem w nazwie i rzeczywiście jest tu piękny średniowieczny most na rzece Torio. To ostatnia wioska przed León i jako taka jest bramą do miasta. W średniowieczu wioska miała ogromne znaczenie, znajdowała się tutaj najstarsza i najważniejsza gmina żydowska w mieście (Castrum Iudeorum), ale została zniszczona przez Aragończyków i Kastylijczyków i Żydzi musieli opuścić Puente Castro i osiedlić się w dzielnicy Santa Ana.
W 2002 w Mansilla de las Mulas spałam w patio na świeżym powietrzu. Mogłam znów obserwować granatowe, rozgwieżdżone niebo ze spadającymi gwiazdami i czuć tę niewyobrażalną potęgę kosmosu. Do dziś wspominam te noce. Miałam szczęście je przeżyć wielokrotnie w życiu. Nie wszystkie wiązały się z Camino de Santiago, ale wszystkie dotyczyły wędrówek. Noce pod gołym niebem, to chyba najpiękniejsza z rzeczy jaką można przeżyć. I tego przeżycia nie da się zapomnieć.
26 listopada 2014, środa
Zobaczyłam zabudowania Mansilli, znalazłam albergue, ale było zamknięte. Na drzwiach była kartka z telefonem. Zadzwoniłam pod podany numer. przyszedł hospitalero, starszy siwy pan. Okazało się, że jestem pierwsza, nie było ani Helgi ani Fleur, domyśliłam się, że pojechały autobusem do León. Mogłam zrobić to samo, ale chciałam zobaczyć jeszcze raz schronisko, w którym byłam tylko raz w 2002 i w którym spędziłam noc na wolnym powietrzu. Wydaje mi się, że jest to, to samo, tylko teraz dostałam pokój z innej strony.
Zostawiłam plecak i wyszłam do miasteczka. Sklepy były jeszcze zamknięte. Wróciłam się. Ugotowałam sobie resztkę spaghetti z sosem pomidorowym. W tym momencie przyszedł pielgrzym z Argentyny. Rozmawialiśmy przez chwilę. Dowiedziałam się, że ma narzeczoną w Szczecinie. Po obiedzie wysłałam Ani zdjęcia, ale na Facebooka mi się nie udało. Poszłam na dół pod prysznic przy patio. Kabina nie miała drzwi i strach było się rozebrać, bo był zimny dzień końca listopada. Na szczęście woda była gorąca, więc na koniec wzięłam też zimny prysznic.
Mury wieże i bramy
Około 17-ej wyszłam jeszcze raz do miasta. Obeszłam chyba całe mury, prawdopodobnie z 1181 z czasów Ferdynanda II (pochowany w Santiago) i wszystkie wieże i bramy jak Puerta de la Concepción i Puerta de Castillo, którą wchodzi się do miasteczka. Te zachowane mury z wieżami nadają miastu wyjątkowy charakter.
Podczas moich ostatnich pielgrzymek, kiedy to robiłam krótkie odcinki, miałam czas żeby odpocząć a potem żeby wałęsać się po miasteczkach i wioskach. Byłam też na moście, przez który wychodzi się z miasteczka. Podziwiałam malownicze uliczki i placyki w tym najbardziej urokliwy Plaza de Leña, gdzie kiedyś handlowano wełną.
27 listopada 2014 czwartek
W drodze powrotnej zrobiłam zakupy. Kupiłam pomarańcze, arroz con leche, jogurt, ciastka. Wróciłam zjadłam ciastko, pomarańczę i dwa jogurty i położyłam się do łóżka. Przyszli nowi pielgrzymi, ale nie przydzielono ich do mnie, dostali inne pokoje. Miałam ten luksus, że byłam sama. Wśród nich był też czarnoskóry, może Brazylijczyk. Po wzięciu prysznica, półnagi, wszedł do mego pokoju i bardzo przestraszony szybko uciekł. Strach w jego oczach bardzo mnie rozbawił. Nie wiedziałam, że mogę robić tak straszne wrażenie. Miałam pokój tylko dla siebie, ale źle spałam. Trzy razy wstawałam w nocy do toalety. Miałam też przed zaśnięciem bolesny skurcz w nodze.
Zdecydowałam, że do León pojadę autobusem. Trzeba zachować nogi na to duże i ciekawe miasto.
Mansilla. 8.05. Czekając na autobus do León, w barze na dworcu zjadłam śniadanie w towarzystwie barmana i robotników budowlanych.