Zanim zatrzymam się dłużej przy miejscowości Frómista, wspomnę o dwóch miejscowościach ją poprzedzających: Itero de la Vega i Boadilla del Camino.
Itero de la Vega
20 listopada 2014 w piątek idąc z Castrojeriz zatrzymałam się na nocleg w Itero de Vega, niedaleko mostu (Puente de Itero), o którym wspominałam przy eremicie San Nicola. Za mostem zaczyna się region Palencja i Itero de La Vega jest pierwszą miejscowością w tej krainie. Albergue Municipal mieści się przy kościele San Pedro. Kościół ma prostokątną wieżę i portal z XIII w. Jest ogromny i jakiś nieporadny jakby posklejany z różnych stylów, ale może właśnie dlatego jakiś swojski i wzruszający. W albergue był już José z Sewilli, spotkałam go na moście.
Pręgierz na placu jest tylko skromną zapowiedzią pręgierza w następnej wiosce. Na końcu wioski Eremita de la Piedad też zamknięta i też z XIII wieku, przy niej cmentarz. W albergue był już José z Sewilli, spotkałam go na moście. Potem przyszła Australijka i Niemka. Zrobiliśmy wspólną kolację. Następnego dnia świeciło słońce, ale było bardzo zimno.
Boadilla del Camino
Dziewięć kilometrów między wioskami od Itero do Boadilla del Camino w lecie jest trudne do przejścia z powodu upałów, nie ma gdzie się skryć tylko niekończące się pola dopiero na początku wioski jest studnia i ławki.
W 2002 przy studni stał mężczyzna, niewielkiego wzrostu, trudno mi było określić jego wiek, mógł mieć sześćdziesiąt lat a może i dużo więcej. Gdy chciałam złapać za koło studni by nim zakręcić i wydobyć wodę on mnie wyręczył. Wydawało się, że tylko na to czekał, po czym wyciągnął coś w rodzaju zeszytu i prosił, żebym mu wpisała. Gdy powiedziałam mu adios na pożegnanie, zatrzymał mnie i wskazał na swój policzek, tak jakby chciał żebym go pocałowała. Byłam zaskoczona i nie zupełnie pewna, o co mu chodzi, ale on tak wyraźnie wskazywał na swój policzek i cmokał ustami, że musiałam zdecydować, czy go odepchnąć czy pocałować.
Alejandro
Wybrałam to drugie. Nachyliłam się i cmoknęłam go w policzek. Był szczęśliwy jak dziecko. Po roku spotkałam go znowu przy studni, on mnie oczywiście nie poznał, ale sytuacja dokładnie powtórzyła się. Jestem ciekawa, ile kobiet go pocałowało a ile odrzuciło. Należał jak Pablito z Azquety i señora Feliz z Logroño, do przyjaciół pielgrzymów (Amigo de Santiago) i zbierał podpisy pielgrzymów. Spotkałam go jeszcze raz w lipcu 2009 roku. Stał tym razem w połowie drogi między wioskami.
Był ubrany w filcowy, szary kapelusz, granatową marynarkę i jasno szare, jasne długie spodnie. Na szyi miał szal a na kapeluszu i marynarce mnóstwo odznak. Był środek lata więc jego ubiór nie bardzo pasował do pogody, ale chyba mu zależało by przedstawić się w uroczystym stroju. Widziałam z daleka jak pielgrzymi wpisują mu się do kajetu. Gdy na mnie przyszła kolej dostrzegłam, że na klapie marynarki ma plakietkę napisem: Alejandro Sandoval Ortega. Amigo del Peregrino. Boadilla del Camino (Palencia) – (Calle Reyes Catolicos 27). Wpisałam się do jego zeszytu i cmoknęłam go mocno w policzek. Nie mogłam sobie odmówić przyjemności zobaczenia jego radości.
Pręgierz
Boadilla del Camino jak wiele innych wiosek w prowincji Palencja, założona została pod koniec X wieku, ale dzisiaj jej najpiękniejszym zabytkiem jest pręgierz z wieku XIV. Wchodzi się na plac przed kościołem i … niespodzianka stoi on. Pręgierz był w Kastylii, podobnie jak w innych regionach i krajach był symbolem władzy sądowniczej, sprawiedliwości i miejscem egzekucji. Aby wykonać wydane wyroki, skazani byli przywiązywani do kolumny pręgierza. Ten w Boadilli ma bogatą ornamentykę między innymi muszle św. Jakuba.
Iglesia de la Asunción zawiera ciekawy ołtarz główny poświęcony patronce kościoła Matce Boskiej Wniebowziętej z XVI wieku i ciekawą chrzcielnicę romańską, zapewne z pierwotnego kościoła. Nigdy nie zatrzymałam się na tam nocleg. W 2010 Alejandro nie było. Był początek listopada, ale dzień był słoneczny. Z ciekawości weszłam do prywatnego albergue. Nie przypadło mi do gustu, leciała głośno jakaś tandetna muzyka, chyba był też basen, warunki przypominające bardziej hotel niż albergue peregrinos
21 listopada 2014
Boadilla del Camino. Przy studni nie stał już Alejandro i było zbyt zimno by pić z niej wodę.
Frómista i San Martin
W Boadilli myślałam już o pobliskiej Fromiście, o kościele świętego Marcina, którego sylweta w najczystszym romańskim stylu robi ogromne wrażenie. Choć i przejście wzdłuż kanału i cała jego konstrukcja ze śluzami jest też nie lada przeżyciem. Droga do Santiago oswaja z architekturą romańską. San Martin z Frómista nie powinien być niespodzianką a jednak był. Nie zapomnę mojego pierwszego wrażenia. Jest świetnie wyeksponowany. Po przejściu długiej ulicy, która wychodzi na główny plac, ukazuje się to romańskie cacko. Tak proste w swych poszczególnych członach i czyste stylu jakby zostało zbudowane wczoraj a nie przed niemal tysiącem lat. I ta czystość stylowa budowli zaskakuje najbardziej.
Dopiero po latach dowiedziałam się, że kościół w latach 1896-1904 był pieczołowicie odrestaurowany i przy tej okazji oswobodzono budowlę, ze wszystkich dodatkowych przybudówek, jakie narosły przez wieki.
Pod koniec życia Munia Mayor (990-1066) hrabina Kastylii i królowa Nawarry ufundowała klasztor San Martin we Frómista, gdzie chciała być pochowana. Był to więc w zamierzeniu kościół klasztorny.
W 2009 przyszłam do Frómista około południa i zostałam na nocleg. Chciałam mieć czas, na zwiedzanie kościołów i i miasta, przez które dotąd tylko przechodziłam. Kościół zarówno w środku jak i na zewnątrz wygląda surowo. Na zewnątrz budowli rzeźba dyskretnie przylega do elementów architektonicznych, że na pierwszy rzut oka jest niezauważalna, można przejść i nie zauważyć tych niezliczonych ilości figurek przyklejonych do gzymsów. Przedstawiają zwierzęta, rośliny, figury z bajek, potwory i ludzi.
Wewnątrz kościoła rzeźba znajduje wysoko na kapitelach i bardziej rzuca się w oczy. Kapiteli jest 50, większość jest oryginalna, niektóre są zrekonstruowane, mają literę „R”. Szczególnie liczne są kapitele z motywami roślinnymi, niektóre opracowane są w najmniejszym szczególe. Kapitele ze zwierzętami są symbolami dobra (pelikan, orzeł, gołąb) lub zła (węże, wilki, sowy, figury z bajek jak lis i kruk. Motywy figuralne opowiadają historie biblijne jak np. Adam i Ewa kuszeni przez węża, Pokłon Trzech Króli, itp.
Do kościoła wchodzi się za biletem wstępu (1euro). Poza wspaniałą rzeźbą architektoniczną związaną głównie z kapitelami (moim ulubionym jest ten z sówką) są tylko trzy drewniane figury, wszystkie umieszczone w absydzie. W środku nad ołtarzem (msze odbywają się tutaj tylko sporadycznie) wisi krucyfiks z figurą Chrystusa z XIII wieku, z lewej strony absydy na postumencie stoi figura św. Marcina z XIV wieku, patrona kościoła, biskupa z Tours w mitrze, z pierścieniem biskupim na rękawicy, z drugiej strony dwukrotnie większa ludowa rzeźba św. Jakuba, z jego atrybutami. Święty Jakub ma tak rozchodzone, spuchnięte, platfusowate stopy, że od razu przypomniałam sobie o swoich.
San Pedro
Inny kościół San Pedro ma też romańskie korzenie a może jeszcze wcześniejsze, ale ma też widoczne późniejsze dobudowy i przebudowy. Trudno mówić o jakiejś czystości stylowej. Do kościoła wchodzi się też za biletem wstępu (1 euro). W retabulum ołtarzowym zobaczyłam ku memu zaskoczeniu świętego ze żaglowcem w ręce. Kim był? Musiał być ważny dla Frómisty, skoro umieściło się go na ołtarzu, ale dlaczego żaglowiec w tej rolniczej dolinie.
Poszłam jeszcze do trzeciego kościoła Santa Maria del Castillo. Słabo go pamiętam wewnątrz. Sam kościół wygląda dumnie ze swoją wysoką wieżą, którą widać już z drogi.
San Telmo
Wracając do schroniska zobaczyłam przed jedną z restauracji basen z płytką wodą i w środku postument. A na tym postumencie była łódź, w której stał mnich z krzyżem w ręce. Przeczytałam napis: San Telmo. A więc święty z ołtarza w San Pedro to San Telmo. Nic mi nadal nie mówiło to imię i mimo chęci dowiedzenia się czegoś o świętym następnego dnia zapomniałam o nim. Teraz jednak mogę poświęcić mu kilka słów. Mnich nazywał się Piotr Gonzales, ale nazywano go San Telmo. Urodził się we ( 9 marca 1190) we Fromiście i jest największą historyczną osobistością miasta. Świętuje się tam datę jego śmierci 15 kwietnia.
Zmarł w Tui na granicy Portugalii i Galicji w 1246 podczas pielgrzymki do grobu św. Jakuba. W Tui poświęcona mu jest piękna osiemnastowieczna kaplica. Był spowiednikiem króla Ferdynanda III Kastylijskiego (1199-1152) bardzo ważnego króla, który za swe zasługi został także świętym a kościół katolicki potwierdził oficjalnie jego świętość nawet kilkadziesiąt lat wcześniej niż San Telmo.
San Telmo był dominikaninem i świetnym kaznodzieją. Głosił kazania nawołujące do krucjaty przeciw Maurom i towarzyszył Ferdynandowi III w wyprawach przeciwko nim. Kto wie czy na religijność króla nie wpłynął właśnie święty z Frómisty. Kronikarze, nie wyłączając arabskich, podkreślają zgodnie, iż król oznaczał się czystością obyczajów, niepospolitą mądrością i cnotami prawdziwego chrześcijańskiego rycerza. Ferdynand III oprócz wyzwalania ziem hiszpańskich spod okupacji Maurów, troszczył się także o odnowienie życia religijnego. Dawne stolice biskupie, kolegiaty, kapituły, nawet parafie odzyskały swój splendor i zaczynały tętnić nowym życiem właśnie dzięki ofiarności króla. Katedry na drodze do Composteli jak w Burgos i Leónie oraz wiele innych zawdzięczają mu poważne i cenne dotacje.
San Telmo, w którymś momencie opuścił królewski dwór. Chciał być blisko ludzi biednych. Resztę życia spędził przemierzając wybrzeża Hiszpanii szerząc ewangelizację wśród hiszpańskich i portugalskich żeglarzy i tak został ich patronem, jest też orędownikiem w czasie złej pogody. Patronuje również marynarzom, wioślarzom i wodniakom.
Albergue
Nocowałam we Frómista ponownie w listopadzie 2010 jednak tego dnia nie wyszłam nawet ze schroniska. Przez strugi wody w oknie patrzyłam na kościół San Martin i bezlistne platany na placu przy nim, potem zrobiło się ciemno i poszłam spać. Oprócz mnie była jeszcze z Hiszpanka z Walencji. Rano żegnałam w silnej mgle, tak że następne trzy miejscowości mające w sobie człon de Campos (pole) przeszłam prawie ich nie widząc.
21 listopada, piątek 2014. Spotkałam znowu José, szedł dalej. Poza Marcinem inne kościoły były nieczynne, jeszcze raz weszłam do środka. Potem kupiłam winogrona i poszłam do następnej miejscowości.
Senior Alejandro Sandoval Ortega z pewnością był całowany przez największą liczbę kobiet w Europie ….. a już z pewnością będąc po 70-tce, podejrzewam że to jego prywatne wyzwanie rzucone Casanovie. 🙂