Z Undués de Lerda do Sangüesa przez Javier. Pogoda, która mnie dotychczas nie rozpieszczała, dzisiaj zaczęła się ognistym świtem, który zabarwił całą okolicę. Uwielbiam takie świty i mam okazję je oglądać często tylko podczas dłuższych wędrówek. I chociaż w październiku lubi padać to mimo wszystko jest wiele dni z cudownymi wschodami słońca. Tak było w drodze do Javier.
Sangüesa przez Javier
Przez chwilę troszkę pokropiło, na niebie pokazała się delikatna tęcza a potem cała kraina tonęła w blaskach porannego słońca. Dłuższy czas szłam pustą szosą a potem drogą polną. Teren był pofałdowany z kępami zielonych drzew i kamiennymi gospodarstwami a w tle skaliste góry a to wszystko w wielkiej przestrzeni i nieprawdopodobnej ciszy.
5 km szłam prawie dwie godziny, aż się wierzyć nie chce, że tych kilometrów nie było znacznie więcej.
Javier
Byłam w Javier przed dziesiątą. Zobaczyłam najpierw stary i nowy kościół, a potem weszłam do zamku. Widziałam go z daleka i trudno wyobrazić sobie pod hasłem zamek coś bardziej doskonałego. Doskonałe jest już samo położenie na wzgórzu w zakolu rzeki Aragón. Baszta obserwacyjna stała na skalnym wzniesieniu prawdopodobnie już w X wieku. Wzmianka o właściwym zamku pochodzi z początku trzynastego wieku.
Był wielokrotnie rozbudowywany, ma kilka wież połączonych murami z blankami i poprzedzonych fosą. Wewnątrz fortyfikacji stała niewielka budowla, w której mieszkała rodzina Javier. Po koniec XV wieku zbudowano we wschodnim skrzydle zamku nową siedzibę – palacio nuevo. Tam w 1506 przyszedł na świat Franciszek Ksawery, przyszły misjonarz i święty. W XIX wieku wzniesiono na tym miejscu bazylikę pod wezwaniem św. Franciszka Ksawerego, jest tam zaznaczone miejsce jego narodzin. Prace konserwatorskie próbują wielokrotnie rozbudowywanemu i przebudowywanemu zamkowi przywrócić średniowieczny charakter.
Święty Franciszek Ksawery,
Choć widywałam jego ołtarze był dla mnie postacią prawie nieznaną. W zamku dowiedziałam się, że należał do najgorliwszych misjonarzy. Mówi się o nim, że od czasów św. Pawła nikt nie nawrócił większej liczby ludzi. Był w Indiach, Japonii i Chinach i tam zmarł. Jest patronem Navarry. Nie wiem, czy działalność Franciszka Ksawerego przekonała mnie. Hiszpańscy misjonarze z okresu konkwisty budzą we mnie raczej przerażenie.
Javier. Miejsce narodzin Franciszka Ksawerego Mozaika z chrzcinanmi Fr. Ksawerego
Strasznie dużo much tutaj. Chyba cieszą się z ciepłego dnia.
14.37. Restauracja „Javier” przy zamku, gdy tam weszłam była jeszcze nieczynna, ale pozwolono mi zjeść zupę i wypić piwo w salonie z drugiej strony. Piwo duże, w dużej szklance a nie w kieliszku jak często podaje się piwo w Hiszpanii, chłodne zaspokoiłam pragnienie.
Droga z Javier do Sangüesa
14.31 Droga z Javier do Sangüesa nie wydawała mi się tak piękna jak droga do Javier. Byłam już zmęczona zwiedzaniem zamku i kościoła i świat tracił powoli swój urok.
Na drodze pod murem w niezbyt atrakcyjnym miejscu stało stare krzesło, które jakby zapraszało mnie do odpoczynku. Usiadłam.
I wtedy kilka metrów dalej zwrócił moją uwagę mały pomnik w postaci laski i kolebasy a na nim napis „Francisco Javier Burgos Lizaldes. Peregrino. Sangüesa 10-9-2008 In Memoriam”. Bardzo dużo jest takich pomników na drodze. Ten uderzył mnie nie tyle formą, co imieniem pielgrzyma.
Pomnik pielgrzyma Napis na pomniku
Zaczęłam fantazjować na jego temat. Być może Francisco Javier odwiedził miejsce urodzin swego patrona i w drodze powrotnej w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zmarł. Oczywiście nie wiem jakie były okoliczności śmierci, ale imię pielgrzyma pobudzało do fantazjowania. Camino de Santiago to nie najgorsze miejsce na śmierć.
Sangüesa
Jak wiele innych miejscowości na drodze do Santiago równiez Sangüesa rozwinęła się dzięki królewskim nadaniom mającym na celu wspieranie lokalnego ruchu pielgrzymkowego. W okresie największej popularności Camino de Santiago Sangüesa posiadała trzynaście schronisk dla pielgrzymów i podróżnych, z których do dziś przetrwało tylko jedno. obecnie wielki ruch pielgrzymkowy obsługują też pensjonaty i hotele.
Albergue
Pół godzimy temu doszłam do albergue. Na drzwiach wisiała kartka, że hospitalera poszła na obiad i wróci o 16.00. Nie chciało mi się nigdzie chodzić z plecakiem więc poszłam na pobliski plac by odpocząć.
Obok mnie usiadła dziewczynka z wielką harmonią, chyba ze szkoły muzycznej, która mieści się w gotyckich zabudowaniach przy jednym z kościołów, właśnie przy tym placu. Sam kościół był zamknięty. Nie wiem dlaczego myślałam, że mała zagra, ale czekała na tatę, który przyjechał po nią samochodem i zostałam na placu sama.
Sangüesa. Albergue w narożnym domu Sangüesa. Albergue. Sypialnia
Hospitalera przyszła niemal punktualnie. Wzięła 5 € (jeden z najtańszych) za nocleg, wbiła pieczątkę do credencialu i zniknęła. Do tej pory poniżej 10€ było tylko w Undués 9€. Zostawiłam plecak i poszłam zobaczyć zobaczyć miasto.
Miasteczko pałaców i kościołów
W Sangüesa, zwykło się mówić że, na każdej ulicy znajduje się pałac. To trochę przesadzone, ale jest ich kilka. Jednym z najpiękniejszych jest Palacio Vallesantoro, w którym dziś mieści się centrum kulturalne. Został zbudowany w XVII wieku dla wicekróla podbitych kolonii amerykańskich i ozdobiony elementami prekolumbijskimi. Hiszpania wzbogaciła się na swych podbojach i to widać na każdym kroku.
Palatio de Vallensantoro XVII w. Fragment stropu nad pałacem
W tutejszej bibliotece nadałam do Facebooka kilka zdjęć, potem kupiłam pomidory, avocado, chleb artesano, piwo i zrobiłam sobie pyszną kolację. Piwo wypiłam z Karin, która była już tutaj drugi dzień. W zeszłym roku 1 września w Sangüesa była akurat fiesta pocha i całe miasto świętowało częstując wszystkich zupą fasolową a mnie się dostało nawet kilka razy. Takie świeta ożywiają miasto i ściągają do niego turystów. Spotkałam tu też Wernera, a on swego Francuza, który zatrzymał się w Sangüesa kilka dni.
Fiesta pocha w garach zupa fasolowa zupa fasolowa
Kościół Santa Maria la Real
Santa Maria la Real
Kościół Santa Maria la Real został zbudowany dla miasta i pielgrzymów z nakazu Alfonsa I Walecznego (1073-1134), który przez trzydzieści lat był królem Aragonii i Nawary.
Miałam szczęście, że do kościoła akurat wchodziła grupa z przewodniczką (ponieważ kościół o tej porze był zamknięty) weszłam razem z nimi. Chciałam sobie przypomnieć, jak kościół wygląda w środku. Niczego nie pamiętałam.
Renesansowy złocony ołtarz główny rozświetla ciężkie i ciemne wnętrze, kolumny i sklepienia.
Jest trzypoziomowy z posrebrzaną figurą z XIII wieku Nuestra Señora de Rocamador (Najświętszej Marii Panny z franciszkańskiego klasztoru we Francji w Rocamadour) w środku, na dolnym poziomie. Po obu stronach srebrnej figury Marii po dwóch ewangelistów.
Z ewangelistów największą sympatią obdarzałam zawsze św. Łukasza, zapewne dlatego że jest patronem lekarzy i malarzy. Twórcą tego ołtarza był mieszkający w Hiszpanii francuski rzeźbiarz Gabriel Yoly (zm. 19.03.1538).
Jest też dziewiętnastowieczny ołtarz ze świętym Franciszkiem Ksawerym. Po zwiedzeniu zamku w Javier, wiem o tym świętym trochę więcej, ale jego sukcesy misyjne nie wzbudziły we mnie entuzjazmu.
Południowy portal zaliczany jest do arcydzieł sztuki romańskiej. Pamiętam moje pierwsze wrażenie w 2004. Przeszłam szybko przez Sangüesa nie zatrzymując się, dopiero, gdy doszłam do tego portalu stanęłam jak wryta. Jak to jest możliwe, że nikt nam nie mówił o tych dziełach na studiach. Poszłam dalej nie chcąc utonąć w nadmiarze wspaniałości, a potem jak zwykle zapomniałam o portalu i nawet o tym, gdzie się znajdował.
portal Santa Maria la Real Portal. detal
Dopiero w 2009, kiedy byłam znowu na Camino Aragónes przypomniałam sobie, że jest on właśnie na tej drodze w Sangüesie. Wtedy jednak konserwowano go i był zasłonięty. Można było jednak zobaczyć za 1 euro wnętrze kościoła. Zrobiłam kilka zdjęć, ale wtedy też padła mi karta, na której miałam Andaluzję, w której byłam przed rozpoczęciem pielgrzymki i całą drogę aragońską do Foz de Lumbier. Oj bolało, bolało, bo bez zdjęć pamięć moja jest dziurawa. W 2011 można było już portal podziwiać w pełnej krasie. Powstawał etapami i przez różnych twórców, czego dopatrzyli się znawcy średniowiecza obserwując uważnie portal.
Tyle tympanon, a poza tym okalające tympanon rzeźbione bogato trzy archiwolty. Każda z archiwolt spoczywa na kolumnach z rzeźbionymi kapitelami. Na kolumnach sześć wydłużonych figur po trzy z każdej strony, z lewej trzy Marie z prawej św. Piotr, św. Paweł i powieszony Judasz, itd. No cóż trzeba to zobaczyć.
Tympanon
Centralnym punktem portalu jest tympanon z Sądem Ostatecznym – tronujący Chrystus w otoczeniu aniołów dmących w trąby, postacie zbawionych po prawej stronie, po lewej potępione, wśród nich postać św. Michała z wagą, na której waży dusze. Pod nimi stojące w arkadkach postacie apostołów i siedząca Matka Boska z Dzieciątkiem w środku. Kiedyś gdy niewiele ludzi potrafiło czytać to właśnie z tympanonu mogli dowiedzieć się co ich czeka na Sądzie Ostatecznym
Wyszłam z albergue w nadziei, że będzie msza w kościele Santa Maria la Real. I była. Weszłam drzwiami w tym wspaniałym portalu. Jeszcze raz mogłam patrzeć na ołtarz. W kościele sami miejscowi, pielgrzymów nie było. Po mszy poszłam do biblioteki, by skorzystać z wifi. Wysłałam kilka zdjęć na facebooka i napisałam dwa listy do przyjaciół.
Następnego dnia rano
Sangüesa rano. Obudziłam się przed piątą. Czułam zmęczenie w stopach.
9.36. Wychodząc na drogę przechodziłam koło kościoła Santiago, akurat skończyła się msza. Weszłam i nareszcie zobaczyłam go w środku. Zwróciłam uwagę na ołtarz ze św. Wawrzyńcem ponieważ w jego zwieńczeniu znajdowały się dwa grające aniołki. Wspominam o tym, bo interesowały mnie wówczas instrumenty smyczkowe i zwracałam uwagę na anioły, które często grały na takowych. Tym razem smyczków nie było, ale była lutnia i gitara. O kapitelu romańskim z królem Dawidem, który grał na rebeku (instrumencie smyczkowym) pisałam przy okazji pobytu w Museo Diocesano w Jaca.
Grający aniołek Grający na lutni aniołek