Z Artiedy do Ruesta długo idzie się asfaltową szosą.
Pamiętam jak w 2011 na tej drodze lało jak z cebra. Jakaś młoda para zlitowała się nade mną zatrzymała samochód i podrzuciła mnie do Ruesta, gdzie przestało padać.
Pochodziłam po ruinach i poszłam dalej. Spałam w Ruesta w 2004, kiedy doszłam tam bezpośrednio z Santa Cilia, omijając Arrés i Artiedę i wtedy już przejął mnie romantyzm tego miejsca.
Ruesta po dziesięciu latach
I teraz w 2014 za piątym pobytem na drodze aragońskiej, po dziesięciu latach chcę znowu powtórzyć nocleg w tym romantycznym miejscu. Postanowiłam, jeżeli to będzie możliwe nocować we wszystkich schroniskach na drodze aragońskiej.
Dzień jest raczej pochmurny, ale nie pada, słońce nawet od czasu do czasu nieśmiało przebija się przez chmury.
Odpoczynek
Może od godziny, szłam wąską ścieżką przez las i tam zrobiłam dłuższy odpoczynek pod drzewem. Zjadłam kilka migdałów. Ptaszki kwiliły bardzo słabiutko, zanosiło się na deszcz. Muchy dokuczały niemożliwe.
Eremita San Bautista
Ruesta była już niedaleko, za chwilę powinny się ukazać się zadaszone pozostałości eremity San Juan Bautista z IX. Dopiero zeszłym roku (2013) nie przeoczyłam tej ukrytej za krzewami ruiny. Przedzieram się przez krzaki i oto jestem w samym centrum romańskiej budowli.
Absyda z oknem, nad którym kiedyś Chrystus Pantokrator patrzył poważnie na wiernych, z prawej strony towarzyszyli mu dwaj ewangeliści ze swymi symbolami, na dole sześciu apostołów, z lewej musiało być podobnie, ale ta strona nie zachowała się. W ostatnim momencie uratowano te freski z XII wieku, które obecnie znajdują się w muzeum w Jaca.
Absyda. Eremita San Juan Bautista Freski. Museo Diocesano. Jaca
Siedzę na kamieniu i przyglądam się tej ogołoconej absydzie. Przez jej otwór okienny widać gałęzie drzew, jakby chciały zastąpić brakujące freski. Czuję się swojsko w tej ruinie. Wychowałam się gruzach w powojennym Wrocławiu, gdzie dla mnie i moich rówieśników zrujnowane domy były codziennością, miejscem naszych zabaw.
Ta kamienna ruina jest wszystkim, co pozostało z założonego w ok. 850 roku, klasztoru pod wezwaniem św. Jana – Monasterio de San Juan de Ruesta. Już w 999 roku klasztor zniszczyły oddziały maszerującego na Pampelunę muzułmańskiego wodza Almanzora. To bardzo ważna postać w historii Hiszpanii. Opuszczam ruinę i idę do Ruesta.
Ruesta. Albergue. 19.30. Jestem tu od kilku godzin.
Ruesta. Romantyczne ruiny
Cała Ruesta to jedna z najbardziej romantycznych ruin na camino. Z zielonych zarośli wyłaniają się najpierw dwie ponad dwudziestometrowe wieże pozostałości obronnego zamku. Zaczątkiem miejscowości był prawdopodobnie alcázar (twierdza) zbudowany przez muzułmanów, którzy w drugim dziesięcioleciu VIII wieku podbili niemal cały Półwysep Iberyjski, ale nie utrzymali się długo. Zwycięski Sancho Garcés I zlecił ufortyfikowanie na nowo wzgórza. Ponownie pojawili się tu muzułmanie pod wodzą Almanzora w 999 roku i zniszczyli zamek. Odbudował go w XI wieku Sancho III.
Ruesta na mocy różnych układów przeszła w ręce władców Aragonii. Miejscowość rosła w siłę, powstawały chrześcijańskie świątynie, zamek i jego otoczenie zamieszkiwały rody szlacheckie, kwitło rolnictwo. Dla pielgrzymów wędrujących po południowej stronie rzeki prowadzono przy kościele San Jacobo schronisko. Przy drodze do następnej miejscowości Undués de Lerda istniało od XI wieku zgromadzenie zakonne świętego Jakuba.
Ruesta. Ruiny Ruiny Ruesta. Kościół św. Jakuba w remoncie
Niestety z powodu zalania pól przez zbudowany zbiornik Yesa (stąd napisy „Yesa no”), skazano miejscowości o ponadtysiącletniej tradycji na zagładę. Mieszkańców, którzy zostali pozbawieni podstawy rolniczej egzystencji, przesiedlono. Na szczęście próbuje się ponownie ożywić to miejsca, między innymi w zabytkowych domach odtworzono schroniska dla pielgrzymów.
Przez dłuższy czas byłam sama w albergue i wydawało mi się, że tak zostanie. Wyobrażałam sobie nawet, że zrobię samotny spacer nocą. Moje zapotrzebowanie na romantyzm zmalało, jak ośmioosobowy pokój zaczął się zapełniać. Poza dwoma krzykliwymi Hiszpanami, przyszła jeszcze trójka Francuzów. Mniej więcej w moim wieku. Chodzą etapami według przewodnika, więc jutro pójdą do Sangüesa, a ja zatrzymam się w Undués. Już pachnie „drogą francuską” czyli robi się tłumnie i to mnie trochę przeraża. 7 23. O Ruesta powinnam wiedzieć, że schronisko cieszy się dużym powodzeniem i jest zawsze pełne.
Dziura w butach
Jeszcze za dnia poszłam kawałek jutrzejszą drogą, czuje się już jesień. Uwielbiam zapach mokrych liści. Droga kamienista. Muszę bardzo uważać. Nie pójdę do Sangüesy, więc nie muszę się spieszyć. Zrobiło się zimno chyba moje rzeczy nie wyschną do rana.
Ruesta. Albergue. 20.30. Zauważyłam, że mam dziurę w moich niezniszczalnych meindlach, zakleiłam ją resztką minutki. Teraz wiem, że powinnam zawsze zabierać ten klej na drogę. Zosia napisała do mnie smsa. Szkoda, że jej poetycka dusza nie może zobaczyć tego romantycznego miejsca.
Ewa z Krakowa
Ruesta. 23.28. Albergue. Kobieta, która śpi nade mną w piętrowym łóżku jest Polką. Ma na imię Ewa i jest z Krakowa. Idzie z Carcassonne. Dzisiaj była w Berdún. Kościół Santa Eulalia był zamknięty. Nigdy nie byłam w tej wiosce, bo szlak jakubowy obecnie tamtędy nie prowadzi. Latami ściśle trzymałam się drogi. A Ewa będąc pierwszy raz na camino robi wyskoki w bok. Nie ma żadnych planów, jak powiedziała, chce iść za sercem. Korci ją Camino Norte. Jedna z Francuzek zauważyła, że w tym dziwnym miejscu, które składa się tylko z ruin, jednego schroniska i baru, spotkały się dwie Polki i to w jednym łóżku.
Ruesta. Albergue. Kolacja
Kolacja wieczorem była przy wielkim stole. Rozmowy, hałasy. Prawie wszyscy idą z Francji i kończą w Puente la Reina, poza Ewą, która ma swoje własne plany. Miłe są Francuzki. Siedziałam obok Ewy, która po kolacji grała na gitarze i śpiewała rosyjskie piosenki. Pracuje w Krakowie w hospicjum. Na kolację poprosiłam danie wegańskie a podali mi zielony groszek z szynką, na tłuszczu zwierzęcym. Odmówiłam. I w końcu dostałam suchy ryż z cukinią.
Następnego dnia rano. 15.10.2014
Ruesta. Albergue. 7.16. Zbudził mnie jeden z Hiszpanów, który zapalił latarkę i świecił po oczach, żeby pójść do toalety. Nie mogłam już zasnąć, więc też wstałam i poszłam do łazienki, spodziewając się, że za chwilę będzie zajęta przez wszystkich, którzy wstaną na śniadanie. I tak było.
Wszyscy się pakują, a ja leżę i czekam aż wyjdą z pokoju. Nie śpieszę się.
Opuszczam albergue w pół do dziesiątej z zamiarem dotarcia do Undués de Lerda. Nie powinnam się dziwić, że w październiku jest pochmurno i wilgotno, ale w porównaniu z 2011, kiedy to lało jak z cebra jest wspaniale. Wtedy tonęłam w błocie i szło się bardzo ciężko.
W zeszłym roku w Ruesta pożegnałam trzy dziewczyny z którymi spałam w Santa Cilia. Czekały tam na samochód, który miał je zabrać do Madrytu. Irene zaczynała rok szkolny. W tym roku natomiast spotkałam ponownie Karin i Pilar, które jednak nie spały w Ruesta tylko poszły dalej.