Droga do Monreal jak wiele innych dróg w tym regionie jest piękna widokowo. Biała wstęga wśród gór i pagórków. Niestety ta biel wyraźnie pokazuje, że nie jest to droga ziemna, czyli ubita, polna jak to niegdyś bywało tylko wylana betonem. Pamiętam jeszcze takie polne drogi i wspominam z rozrzewnieniem.
Wybetonowana droga do Monreal
Musiało to być niedawno, bo biel betonu jest jeszcze bardzo czysta i nie posypana żwirem jak starsze betonowe drogi. Te ostatnie imitują naturalne ziemne i myślę, że ktoś kto idzie do Santiago po raz pierwszy, to tego nie zauważa, chyba, że tak jak ja, ma chore biodra i dużo lat. Rozumiem, że dla rolników jeżdżących w pole traktorami, drogi betonowe są ogromnym dobrodziejstwem. Te drogi, zresztą, zawdzięczają pielgrzymom, przynoszącym Hiszpanii spory dochód
Ja jednak po przejściu kilku kilometrów po betonie czułam ból nie tylko w stopach, ale w całych nogach i kręgosłupie, dlatego cieszyłam się za każdym razem, gdy jeszcze znalazł się jakiś odcinek niewybetonowany, ale o taki jest coraz trudniej.
18 października 2014, sobota. Wyszłam z Izco o 9.30. Świeci słońce i wieje wiatr. Przede mną wielka góra i wielkie pole z traktorem. Byłoby cudownie, gdyby nie ten beton. Gdyby … a przecież zawsze tak jest, że w pobliżu rzeczy pięknych są brzydkie. Jak inaczej moglibyśmy to zauważyć i cieszyć się pięknem.
Abinzano. Jestem tu od kilku minut. Napiłam się wody, obfotografowałam kościół San Pedro z zewnątrz, bo teraz kościoły w małych miejscowościach otwierają tylko w niedzielę. Cechą charakterystyczną tego kościoła jest masywna, prostokątna wieża, która dominuje nad wioską i okolica. Gotycki portal jest skromny ,bez rzeźb. W przedsionku z trzema arkadami, ława z kamiennej płyty na dwóch fragmentach okrągłych kolumn.
Z prawej strony mały cmentarz w polu. Przy płocie róża mocno czerwona, przystanęłam, to więcej niż róża, to doskonałość w czystej formie, było tyle innych róż na drodze,a ja tylko od tej nie mogłam oderwać oczu. Na szczęście zrobiłam zdjęcie.
Salinas Ibargoti
W drodze do Salinas Ibargoiti. 10.37 Idę za trzodą owiec, którą pilotują psy i pasterz w samochodzie, naprzeciwko jedzie traktor. Co się teraz stanie? Kto ustąpi? W końcu owce zeszły w bok, w pole i traktor przejechał.
Myślę, że owcom też nie podoba się betonowa droga posypana w tym miejscu drobnymi, ostrymi kamykami, ale traktorzysta sobie chwali, że jedzie twardą drogą a nie po błocie. Jak już wspomniałam nie znoszę betonowych dróg i tych ostrych kamyków, które wrzynają się w buty.
Do Salinas jeszcze 4 km. Krajobraz złożony z zalesionych pagórków między polami a w tle większe góry. W środku zaoranego pola widać mały cmentarz obwiedziony białym murem. Z miejsca, z którego patrzę nie widzę do niego drogi. Przede mną nadal wielka skalista góra, jeszcze ne wiem, że nazywa się Monreal czyli Góra Królewska.
w kapeluszu pszczelarza
Czarny, śmieszny piesek oderwał się od trzody i przybiegł mnie obwąchać. Jakie to miłe, że się mną zainteresował. Zrobiłam mu zdjęcie, niestety pod słońce i nie widać jego sympatycznego pyszczka. Uwielbiam takie spotkania. Na drodze idąc sama nigdy nie czuję się samotna.
Salinas
Salinas de Ibargoiti. Jestem od kilku minut we wiosce Salinas.
Były tu kiedyś kopalnie soli, po których nie ma dziś śladu poza nazwą wioski. Wybiła dwunasta. Wioskę poprzedza gotycki kamienny most (Puente de Salinas) na rzece Elorz, ale żeby go zobaczyć musiałam zejść w dół, bo jest zarośnięty zielonymi krzewami i tylko jedno maleńkie drzewko, które tam sobie wyrosło, ma czerwone jesienne liście.
Moja przyjaciółka Ania była by zachwycona. Tak niewiele trzeba, żeby się zachwycić. Dwa ciekawe stare domy. Niebieskie niebo, świeci słońce i wieje wiatr. Droga omija tutejszy gotycki kościół (San Miguel Arcángel) również z prostokątną masywną wieżą jak w Abinzano. Ciekawe?
12.20 Siedzę na białej metalowej ławce, tyłem do kościoła, przodem do słońca. Ponieważ idę wolno celebruję tę drogę jak nigdy dotąd. Pomaga mi w tym pogoda. Wiele chłodny wiatr, ale w słońcu potrafi być jeszcze gorąco. Doceniam je bardzo o tej porze roku. W październiku słońce naprawdę cieszy. Blisko mnie na drzewie śpiewają ptaki. Czegóż więcej?
2 km do Monreal
12.38. Na słupku napis: dwa kilometry do Monreal. Fotografuję ten słupek za każdym razem kiedy tędy przechodzę. Może z radości, że cel blisko. Nareszcie kawałek naturalnej drogi przez las sosnowy, na którego obrzeżach rosną dęby.
Cały czas spadają żołędzie. Muszę uważać, żeby mi nie rozbiły telefonu podczas notowania, głowę mam twardą, więc wytrzyma.
Monreal czyli Królewska Góra
Do Monreal wchodzi się po kamiennym, dwuprzęsłowym moście na rzece Elorz. Rzeka płynie tylko pod jednym przęsłem. Kiedyś musiało być więcej wody. Uwielbiam stare mosty. Myślę przy nich o dawnych pielgrzymach, dla których bezpieczeństwa były głównie budowane. Od góry Monreal wzięła nazwę wioska Monreal.
Do albergue wchodzi się po kamiennych schodach, a jeszcze wyżej jest kościół San Martin i bar parafialny.. Niestety był zamknięty.
Wystawiono tylko czerwone, plastikowe krzesła. Jak już wcześniej wspomniałam św. Marcin jest ulubionym wezwaniem kościołów na camino. Należał do najpopularniejszych i najbardziej czczonych świętych w Średniowieczu zarówno we Francji, gdzie był biskupem w Tour, jak w Hiszpanii a także w Polsce i całej Europie. Na dole jest jeszcze inny bar i tienda (sklep). Wszędzie schody. Za czasów Aymerica Picaud (XIII w.)w Monreal było, co najmniej jedno schronisko.
Albergue 14.39. Jestem tu prawie dwie godziny. Zrobiłam zakupy i zjadłam zupę z ciecierzycy ze słoika. Dokroiłam pomidorów. Wyszła grochówka z pomidorami. Chyba jest dostęp do Internetu, ale nie działa. Pójdę więc do kawiarni. Czuję w nogach ten obrzydliwy beton posypany ostrymi kamykami. Widoki jednak były cudowne, miałam przed sobą górę masywną i piękną – królewską górę.
Monreal albergue kuchnia cieciorka z pomidorami Albergue buty w oknie i widok
Albergue. 17.15. Jest słoneczny dzień, aż szkoda było kończyć drogę. Usiadłam więc sobie na placu na ciepłej, drewnianej ławce. Czułam ciepło słońca i to było bardzo przyjemne, ale miałam też ogromną ochotę pójść pod prysznic i położyć się do łóżka i ona przeważyła. Teraz leżę w łóżku przy otwartym oknie i robię notatki.
Nie ma wifi
Albergue. 17.34. O dwudziestej będzie dzisiaj msza w kościele. Może w Monreal msze odbywają się częściej bo miasteczko jest duże, w porównaniu z wioskami, które mijałam. Posiada około 500 mieszkańców. Muszę uważać, żeby nie zasnąć, bo koniecznie chcę zobaczyć kościół w środku. Zapytałam barze, w którym też jest tienda o wifi. Powiedziano mi, że we wiosce w ogóle nie ma wifi.
Myślę, że Ci, którzy wyszli dzisiaj z Sangüesy powinni już powoli przychodzić i rzeczywiście słyszę, że do kuchni, która jest na dole weszła jakaś kobieta, potem jeszcze mężczyźni. A więc nie będę sama. Mówią po niemiecku. Muszę już zbierać się do kościoła.
W kościele. W środku na górze Ukrzyżowanie, Maria, Ukrzyżowanie, niżej Maria z Dzieciątkiem i najniżej św. Barbara. Wielki ołtarz wychodzi na boczne ściany. Na dole w bocznej kwaterze, Santa Lucia, moja faworytka. Nie należy do oryginalnego ołtarza. Dalej Zwiastowanie, Walka Michała ze smokiem, święty Antoni Pustelnik ze świnią.i wiele innych figur. Na dole jest jeszcze Jan Chrzciciel z barankiem.
Albergue. Na mszy była czwórka ze schroniska. Idą z Le Puy, trójka Niemców i jeden Hiszpan. Niemka, silna, choć drobna. Ma plecak, który musi ważyć co najmniej 14 kilo. Jest teraz 21.33 a ja czuję, że zaraz zasnę.
19 października, niedziela
Albergue. 5.10. Budziłam się już wcześniej, ale zasnęłam ponownie. W końcu o piątej wstałam do toalety. Może jeszcze zasnę. Wczoraj wieczór był bardzo ciepły, jeszcze w nocy ludzie siedzieli w barze z nagimi ramionami i nogami. Czyżby zanosiło się na deszcz i burzę?
Monreal. Albergue. 7.00. Mniej więcej od pół godziny Niemcy robią raban, jakby byli sami w schronisku. Ich plecaki wypełnione są głównie jedzeniem. Dlaczego. A może lubią dźwigać ciężkie plecaki dla kondycji. Są tacy.
Monreal. Ulica Monreal, dom z bramą i herbem Mieszkańcy Monreal
Wczoraj przeszłam kilka razy dwie główne ulice Calle Mayor i Calle del Burgo, kilka tradycyjnych domów z kamiennymi bramami z wielkich ciosów kamiennych, niektóre mają herby. Herby są charakterystyczne dla bogatych domów hiszpańskich i jest ich w Nawarze bardzo dużo. Czasami są bardzo piękne, prawdziwe dzieła sztuki, jak piękne broszki na eleganckiej, prostej sukni. Bo same domy są przeważnie kamienne bez ozdób. Tylko brama z dużych ciosów kamiennych i herb wyróżniają ich fasady. Dla mnie herby pozostaną na zawsze intrygującą tajemnicą i nigdy się nie dowiem jakie treści w sobie kryją. Ale czy muszę?
W 2013 kiedy padła mi karta, fotografowałam wszystkie herby na drodze, fascynowały mnie od wielu lat. Chciałam je w domu spokojnie przejrzeć i zobaczyć jakie można wyciągnąć wnioski. Ale jak się okazało Opatrzność chciała mnie przed ty ochronić. W tym roku rzadko fotografowałam. Nie chciałam się powtarzać i nie miałam już tej motywacji.
Albergue. 7.20 rano Umyłam zęby i weszłam z powrotem do łóżka, poczekam aż grupa ubierze się spakuje plecaki i wyjdzie. W kuchni są cztery stoły połączone w jeden duży. Cały opanowali na swoje śniadanie. Wyciągnęli swoje bagiety, szynki, kiełbasy, pomidory, sery. Czego nie zjedli, spakowali do plecaka. Mają spirytus do nacierania nóg, którego zapachu nie znoszę, używają go niemal wszyscy Niemcy. Polecany jest zapewne w przewodniku.
Albergue. 7.32. Dziewczyna już czeka na dole, a faceci grzebią się z pakowaniem. Dopiero jak zejdą na dół, wstanę. Jest jeszcze ciemno, nie muszę się śpieszyć, idę tylko do Tiebas.
Albergue. 7.45. Na dworze, ciemno. Nie pada, słyszę pianie koguta, pieje coraz mocniej a ja jeszcze się lenię.