Droga do Izco

Przez Rocaforte do Izco 2013

W roku 2013 wybrałam drogę z Sangüesa przez Rocaforte do Izco i bardzo miło ją wspominam.

Rocaforte strome podejście
Rocaforte strome podejście

Do wioski jest ostre podejście, ale wynagradza rozległy widok na dolinę rzeki Aragón i Irati. Niestety w pobliżu jest też fabryka papieru i nie należy do najprzyjemniejszych widoków.

Fuente de San Francisco w Rocaforte

Gdy już byłam pod kościołem w Rocaforte spytałam napotkanego mieszkańca tej wioski o fuente czyli fontannę. Chciało mi się pić.

Byłam spragniona jak ten pies
Byłam spragniona jak ten pies

Dla niego było oczywiste, że pytam o Fuente de San Francisco i zaprowadził mnie do niej. Legenda głosi, że ujęcie wody zwane dzisiaj Fuente de San Francisco miał zbudować sam święty z Asyżu podczas swej pielgrzymki do Santiago.

Kościół Santa María de la Asunción w Rocaforte
Kościół Santa María de la Asunción w Rocaforte

W drodze powrotnej miał zostawić tu muszlę (biol. przegrzebek zwyczajny, łac. Pecten maximus) jako naczynie do czerpania wody dla następnych pielgrzymów. Sama też korzystam w ten sposób z muszli. muszla zresztą jest wspaniałym naczyniem nie tylko do czerpania wody. Tutaj przypomnę, że z tej drogi nie mam zdjęć, ponieważ padła mi karta, a smartfonem nie zrobiłam żadnego zdjęcia. A zdjęcia, które pokażę zrobił rok później z szosy.

Pielgrzymka św. Franciszka z Asyżu

W roku 2013, w którym miałam szczęście być znowu na camino minęło osiemset lat jak według tradycji św. Franciszek z Asyżu odbył pielgrzymkę do Santiago de Compostela.

Franciszkanie w Rocaforte

Jak chce legenda w starym klasztorze niedaleko Rocaforte św. Franciszek pozostawił chorego współtowarzysza pielgrzymki pod opieką jednego z towarzyszących mu zakonników. Ci dwaj mieli założyć w tym miejscu

Stary Klasztor koło Rocaforte
Stary Klasztor koło Rocaforte

Pierwsze zgromadzenie franciszkanów

pierwsze zgromadzenie franciszkanów na Półwyspie Iberyjskim. Rzeczywiście istniał już w tym miejscu stary klasztor, który od XIII wieku zamieszkiwali franciszkanie a później przechodził różne koleje losu. Dzisiejsze gotyckie zabudowania klasztoru są w ruinie, ale opiekę nad nim przejęli franciszkanie z Olite.

Inna legenda mówi, że św. Franciszek przed wejściem do starego klasztoru wbił w ziemię swój pielgrzymi kostur. Kiedy opuszczał Rocaforte zobaczył, że kij wypuścił pędy. Uznał to za znak od Boga, że w tym miejscu powinien założyć zgromadzenie braci zakonnych. Kostur rozrósł się w drzewo morwowe, które kwitło i owocowało tak długo jak długo franciszkanie mieszkali w Rocaforte. Gdy przenieśli się do innej miejscowości drzewo uschło, gdy powrócili, znowu zakwitło. Korze tego drzewa, przez wieki przypisywano właściwości lecznicze.

Najmilsze wspomnienie

Z morwą kojarzy mi się jedno najmilszych wspomnień mojego dzieciństwa. Miałam 8 lub 9 lat jak powstał we Wrocławiu przy Ogrodzie Zoologicznym Dom Młodego Biologa. Nie było żadnych wymogów ani opłat każdy mógł do niego należeć, a korzyści było mnóstwo. Jak na przykład darmowy wstęp do ZOO, również mogliśmy tam karmić pod opieką pracowników młode zwierzęta itp. Pamiętam, jak karmiłam butelką małego niedźwiadka syberyjskiego i bawiłam się młodymi tygryskami. To było takie cudowne.

Jedwabniki

W Domu Młodego Biologa chyba były wówczas dwie sekcje, ja zdecydowałam się na zoologiczną. Mieliśmy tam wiele różnych zwierzątek, ale też małą hodowlę jedwabników. W niewielkim pokoju na stołach były rozłożone świeże liście krzewów morwowych, po których chodziły białe gąsienice jedwabników i chrupały te liście z apetytem. Krzewy rosły w naszym ogrodzie. Pamiętam lekko słodki smak ich białych owoców. Nie byłam specjalnie zainteresowana jedwabnikami, ale pamiętam, że gąsienice po pewnym czasie zamieniały się blado żółte kokony, z których miał powstawać najprawdziwszy jedwab. Nie pamiętam, żebym widziała motyla. I nie wiem czy ta hodowla miała tylko cel dydaktyczny czy jeszcze jakiś inny. Zawsze jak słyszę morwa to przypomina mi się ten wspaniały okres mojego dzieciństwa.

Klasztor Rocaforte został opuszczony mnichów franciszkańskich w XIX wieku, a później służył jako kwatera dla wojsk, a nawet do hodowli bydła. Dziś jest pusty. Otwiera się go dla publiczności tylko 24 sierpnia podczas mszy poświęconej San Bartolomé patronowi miasteczka.

Z okazji 800 lecia pielgrzymki św. Franciszka z Asyżu do Santiago rada Rocaforte rozpoczęła projekt restauracji klasztoru San Bartolomé, ze względu na jego zabytkowy charakter jak również przez fakt, że pierwszy klasztor franciszkański na Półwyspie, założony przez samego świętego. Ważne jest też to, że ruiny klasztoru leżą w pobliżu obecnej drogi do Santiago.

Droga do Izco

Od tych historycznych informacji, które wyłuskałam z różnych przewodników wracam do mojej wędrówki w 2013 roku

Izco, pierwszy dom
Izco pierwszy dom

Byłam w Izco koło pierwszej po południu i cieszyłam się, że nie 5 godzin później jak to bywało gdy szłam przez Foz de Lumbier i zawsze wychodząc z wąwozu myliłam drogę. Wioska Izco ładnie wyglądała z daleka.

W Albergue był już od godziny Werner, który w Sangüesa powiedział mi, że idzie do Tiebas, więc myślałam, że w Izco robi tylko małą przerwę. Wypiłam z nim piwo, a potem pod prysznic i położyłam się by trochę odpocząć na łóżku.

Byłam zmęczona, bo prawie nie spałam w Sangüesa. Około piątej przyszła reszta z albergue z Sangüesy. Zjedli, wypili i poszli dalej. Werner został. Wieczorem Blanca (hospitalera) pokazała mam kościół, który jak wiele innych kościołów na camino ma wezwanie św. Marcin i on przedstawiony jest w głównym ołtarzu.

Wśród wielu figur Blanka pokazała nam świętego, którego do tej pory nikt nie potrafił zidentyfikować. Niestety nie wiedziałam również. Dzisiaj myślę że chodzi św. Antoniego Pustelnika. Czuwał on nad pielgrzymami, którzy chorowali na chorobę zwaną ogniem św. Antoniego.

Kościół chyba Wernera specjalnie nie interesował a ja zastanawiałam się dlaczego został w Izco, skoro przyszedł tak wcześnie i mógł pójść dalej. Usiadł przy stoliku i zamówił piwo, wydawał mi się smutny. Czułam, że ma ochotę pogadać, ale nie pokazał tego. Dosiadłam się do niego i też zamówiłam piwo. Pominęłam pytanie, dlaczego został w Izco tylko od razu zapytałam czy nie chciałby kontynuować rozmowy jaką zaczęliśmy w Undués de Lerda. Uśmiechnął się i tak jak za pierwszym razem nie musiałam czekać, żeby zaczął mówić. Tym razem o swoich młodzieńczych podróżach.

Historia Wernera ciąg dalszy

Był w Peru spędził tam trzy dni na jakieś górze, nie pamiętam już wszystkich jego peruwiańskich przygód. Potem opowiadał o Egipcie, który zwiedzał na osiołku. Wydawało mi się, że camino wydobyło z niego mnóstwo wspomnień, którymi chciał się podzielić by przeżyć je jeszcze raz. Zaznaczał kilkakrotnie, że był to najpiękniejszy okres w jego życiu. Zapytałam o żonę, oczywiście z babskiej ciekawości. Żona ma uczulenie na słońce, dlatego nie lubi urlopów. Najlepiej się czuje w rodzinnej winnicy, gdzie spędza mnóstwo czasu i nie miała nic przeciwko jego długiej wędrówce. Nic nie powiedział o dzieciach. Ja też nie pytałam. Pierwsza operacja miała miejsce w 1997 a druga a druga siedem lat później. Miał wówczas 54 lata.

Choroba, guz mózgu, dopadła go w sile wieku. Dużo pracy własnej, rehabilitacji. Nie wyobrażasz sobie – mówił, co to za życie. Wiele godzin codziennego powtarzanie jednej czynności, przez tygodnie, miesiące, lata. Nie wiem, jak ja to wytrzymałem. A dziś spełniam swoje marzenie, wędruję z plecakiem jak wtedy, kiedy byłem młody. Mówił jakby do samego siebie. Nie patrzył na mnie. Podziwiam Cię – powiedziałam i dziękuję, że mi opowiedziałeś swoją historię. Nic nie powiedział był nadal pogrążony we wspomnieniach. W Izco widziałam Wernera po raz ostatni. Wyobrażam sobie jaki musiał być szczęśliwy, gdy dotarł do Santiago.

Droga do Izco 2014

Droga do Izco
Droga do Izco

W roku 2014 dotarłam do Izco około 19 ej a byłabym nawet godzinę później. Droga z Foz de Lumbier była kręta i bardzo długa, znowu błądziłam. Gdy myślałam, że jestem już na miejscu; okazało się, że jest to dopiero wioska Nardus oddalona osiem kilometrów od Izco.

wioska Nardues nie Izco
wioska Nardues nie Izco

Poradzono mi, żebym szła carreterą czyli szosą, bo było zbyt późno, żeby iść przez góry. Mimo ciepłego poranka po południu zaczęło lekko kropić. Byłam zmęczona, czułam ból w nogach. Zostawiłam na ławce książkę do hiszpańskiego, do której ani razu nie zajrzałam i bluzkę z rękawami, której nie ubrałam. Nie było mi przez to lżej.

Trzy kilometry przed Izco z pola wyjeżdżał samochód. Zatrzymał się, zapytałam się czy mogliby mnie podrzucić do Izco. Jednym z mężczyzn w samochodzie był Polak, Jurek z Bielawy. Mieszka od 27 lat w Hiszpanii. Wcześniej nikt się nie chciał zatrzymać. Podrzucili mnie do samego schroniska.

Izco. 21.27. Jestem sama w albergue, co za luksus. Hospitalera Blanca ta sama co w zeszłym roku. Powiedziała, że widziała mnie w Sangüesa. Rano, przygodnie spotkany Rajmundo powiedział mi jak mam iść do wąwozu na skróty. Posłuchałam jego rady, ale podejście pod górę było bardzo strome, i nie dałam rady, wspięłam się w innym miejscu, było to jednak ryzykanckie. Później Rajmundo przyjechał na rowerze do wąwozu, może chciał sprawdzić, czy sobie poradziłam. Miły człowiek, zrobiłam mu zdjęcie przy studni. Powiedział, że widział odpoczywającą w tym miejscu dziewczynę, byłam pewna, że to  Karin, ale ja jej już nie spotkałam. 

Izco. Albergue, w łóżku. 21.44 Ja chciałam być sama w pokoju i jestem.

Izco. Albergue
Izco. Albergue

Myślę przed snem o sępach, że nie udało mi się zrobić zdjęcia i już nie zrobię. Nigdy też nie pójdę przez wąwóz i myślę o tym spokojnie bez pragnień. Nareszcie odpuściłam i jest mi lekko. Kiedy ja się wreszcie tego nauczę, że należy próbować, ale należy też odpuszczać

Izco. W sklepie, który prowadzi w samym albergue Blanca kupiłam soczewicę w słoiku, chleb, dwa pomidory, sałatę, dwa banany, magdalenki, kawę i duże piwo. Zrobiłam sobie ogromną kolację a jutro będę miała obfite śniadanie. Wyprałam spodnie po dwunastu dniach noszenia i pocenia.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *