Drangstedt będzie mi się kojarzył z niespełnionym przez przeszło rok spacerze w tamtejszym lesie. Nareszcie się udało.
Wiosna u nas w tym roku nie obfituje w ciepłe dni. Temperatury od 1 do 10. Były dwa dni o temperaturze +20 jeszcze przed świętami wielkanocnymi, a w same święta spadł śnieg, krótki, ale obfity z wielkimi płatkami śnieżnymi. Cieszyły się zwłaszcza nasze dzieciaki, bo chyba jeszcze w ich życiu czegoś takiego nie widziały. Przez ostatnie dwa dni było znowu trochę cieplej +16 stopni. Na dzisiaj zapowiadano oziębienie o 7 stopni i deszcz.
Autobusem do Drangstedt
Wczoraj więc niewiele się namyślając pojechałam do lasu w Drangstedt. Dlaczego właśnie tam? W zeszłym roku na początku marca moja sąsiadka Marianne wzięła mnie autem do swego domku letniego 40 km od Bremerhaven. Wiedząc, że marzę o lesie chciała mi sprawić przyjemność, bo koło jej domku jest las. Las niewielki, ale udało nam się nawet w dwójkę zrobić piękny spacer. W drodze powrotnej przejeżdżałyśmy przez Drangstedt i zauważyłam, że jest tam las, który wydawał mi się dosyć duży w porównaniu z tym, w którym zrobiłyśmy spacer. Postanowiłam koniecznie tam pojechać sama.
Kupiłam bilety
Po powrocie natychmiast kupiłam dwa podwójne bilety do Drangstedt. Było to 14 marca 2020 roku o godzinie 14.47. Wiem to z napisu na bilecie. Zamierzałam pojechać jak się zrobi cieplej. 16 marca ogłoszono pierwszy lockdown, maseczki, dystans itp. Wkrótce odkryłam las, który jest 5 km od mojego mieszkania i przestałam intensywnie myśleć o lesie w Drangstedt. Miałam jednak wykupione bilety i chciałam zobaczyć las w Drangstedt. Moje marzenie spełniło się wczoraj. Sprawdziłam w goglach, że powinnam wysiąć na przystanku Drangstedt-Friedhof.
Autobus nie stawał na wszystkich przystankach, więc już po 25 minutach byłam na miejscu. Dokładnie 12.20. Powrotny miałam 15.45, a więc pełne trzy godziny mogłam się cieszyć lasem. Był to widocznie najlepszy czas dla mnie na taki wyjazd.
Wzdłuż cmentarza była wąska ścieżka przez pierwszą część lasu. Doprowadziła mnie ona do starych szyn kolejowych. Następnie po skręceniu w prawo doszłam do bocznej szosy. Z niej pierwszy skręt w lewo był już szeroką drogą leśną, z której z prawej strony prowadziło kilka bocznych ścieżek w głąb lasu. Weszłam w jedną z nich a następnie krążyłam po różnych mniejszych ścieżkach.
Pierwszy odpoczynek w lesie Las w Drangstedt wiosną Wiosna w Drangstedt
Wiosna w ogródkach
Jeżeli w ogródkach przydomowych i działkach widać, że natura szybko nadrobiła w ciepłych dniach to co ją krępowało w zimnych, to las jest jeszcze dosyć nagi. Najbardziej rzuciły mi się w oczy malutkie świerki samosiejki. Myślałam, że są to zielone rośliny leśne, poza mchem i trawami raczej ubogo. Może dlatego, że spodziewałam się młodziutkich leśnych paprotek.
Ptaki w lesie
Chodząc po lesie słuchałam oczywiście śpiewu ptaków. Sprawia mi to zawsze ogromną przyjemność. Niestety poza jednym kosem nie udało mi się zobaczyć żadnego. Były ukryte w koronach drzew. Mam w smartfonie appa, który rozpoznaje głosy ptaków i podał mi między innymi następujące wyniki: pierwiosnek (Phylloscopus collybita), drozd śpiewak (turdus Filomenos) piecuszek (Phylloscopus trochilus), cierniówka (Curruca communis), kos (turdus merula) kowalik (Sitta europaea), zięba (Fringilla coelebs), bogatka (Parus major), sosnówka (Periparus ater), wójcik (Seicercus trochiloides), mysikrólik (Regulus regulus).
Motyle i trzmiele
Widziałam też motyle nie pierwszy raz w tym roku, ale cieszę się za każdym razem. Jeżeli będę miała kiedyś ogródek to będę sama hodować motyle i sadzić kwiaty, które najbardziej lubią. Myślę, że pierwsze owady widoczne na wiosnę to bąki. Nazwa bąk jak się dowiedziałam jest niewłaściwa i dzisiaj określa się te owady jako trzmiele (Bombus hypnorum). Mam słabość do nich, bo są chyba pierwszymi zapylaczami kwiatów. Poza tym mają bardzo atrakcyjny wygląd. Przez jakiś czas bardzo się ich bałam, ponieważ jak w dzieciństwie latałam na boso to użądlił mnie i bardzo bolało. Była to moja wina, bo musiałam go przygnieść stopą.
Odpoczynek w lesie
Wracając do lasu w Drangstedt, mimo, że znaczyłam drogę, weszłam przez nieuwagę w inną ścieżkę, no i zabłądziłam. Wróciłam się i trafiłam na właściwą.
znaczyłam drogę w lesie świerki
Przekroczyłam mój dzienny limit kroków (10.000 czyli 6,2 km) i poczułam zmęczenie. Do autobusu miałam jeszcze półtora godziny, czyli mnóstwo czasu, żeby odpocząć. Miejsce samo się znalazło, zaciszne, choć niezbyt przytulne, bo twarde. Słońce przygrzewało podciągnęłam więc spodnie i rozebrałam płaszcz i bluzkę zostałam w samym biustonoszu. Czterdzieści minut uczty słonecznej przy słuchaniu śpiewu ptaków, tych które wymieniłam wyżej.
Każdy dzień w lesie to dla mnie wyjątkowy dzień. Do tak zwanego mojego lasu chodzę co najmniej dwa razy w miesiącu. Przy ładnej pogodzie częściej. Droga do lasu jest dwukrotnie dłuższa niż same ścieżki w lesie, więc tym bardziej doceniam czas tam spędzony.