Było już po godzinie 15 ej jak wyszłam Santa Cruz de la Serós by pójść dalej do Santa Cilia przez Binacua. Była to ładna, dzika jeszcze droga, początkowo czerwonego koloru jak ziemia w tej okolicy. Na pewno spotka ją to samo, co inne na Camino de Santiago, czyli wybetonowanie. Póki co, szłam po naturalnych, częściowo kamienistych, częściowo ziemnych ścieżkach wzruszona ich naturalnością, bo niestety takie ścieżki są już coraz rzadsze. W mojej pamięci utkwiła mi ta droga właśnie przez tę naturalność. Dużo było jeszcze błota, po wczorajszym deszczu. Napis na drogowskazie podawał, że stopień trudności jest średni, ale było łatwo.
Musiałam iść tą drogą już w 2004, ale zupełnie jej nie pamiętam, zwłaszcza, że nie mam z niej zdjęć. Szłam wtedy tędy zbyt szybko. Tego właśnie roku drogę z Jaki do Santiago de Compostela, przez San Juan de la Pena, Santa Cruz de la Serós i Binacua przeszłam w ciągu 20 dni. Ponad 820 km. Trudno mi samej w to uwierzyć. Po nieudanej operacji biodra musiałam zwolnić chodzenie.
Przed 2007 rokiem sprawiało mi przyjemność szybkie chodzenie. Lubiłam wsłuchiwać się w rytm własnych kroków, które zagłuszały wszelkie myśli. Było to jak dynamiczna medytacja. Lubiłam to pulsowanie energii w ciele. aż kompletnego wyczerpania, w którym zapominałam o sobie i i o całym świecie. Uwielbiałam ten stan wycieńczenia pod koniec dnia. Wtedy każde łóżko w albergue było łożem królewskim. Potem nastała nowa era w moim chodzeniu. Chodząc wolno miałam czas i ochotę na zwracanie bardziej uwagi na otoczenie. Rozsmakowałam się w tej powolności.
Droga do Binacua Droga do Binacua
I tak było ostatnio na drodze do Santa Cilia przez Binacua. Wiodła ona między górami. Niewiele było otwartych, rozległych krajobrazów, ale gdy się od czasu do czasu ukazywały to zapierało dech w piersiach. Zatrzymywałam się, patrzyłam i słuchałam. Od jakiegoś czasu, właściwie od wyjścia z Jaki, towarzyszył mi Oroel, góra, którą już łatwo odróżniałam od innych..
Nikogo nie spotkałam, chyba nikt o tej porze roku tędy nie chodzi. Może dlatego, że przez ostatnie dni dużo padało, ale tego dnia było sucho a więc i bezpiecznie. Musiałam mimo wszystko bardzo uważać, bo większa część ścieżek była kamienista. Spod pochmurnego nieba przebijało się czasami słońce. Byłam sama z cisza, z tą ciszą natury, którą nigdy nie jest cicha. Czasami przefrunie jakiś ptak, inny zakwili w krzakach. Dla tych dźwięków w przestrzeni ciszy jest dużo miejsca. Zrobiłam sobie przerwę i wsłuchiwałam się w te odgłosy. Nie musiałam się spieszyć, wiedziałam, że dojdę do schroniska w Santa Cilia przed jego zamknięciem o 22 ej. Dnie w Hiszpanii w połowie października są jeszcze długie a mój cel nie był zbyt odległy.
Wioska Binacua
Zbliżałam się do jakiejś wioski. Domyślałam się, że musiała to być zapowiadana na drogowskazie Binacua. Wioska kamienna i wydawało się, że bezludna. ale dane z tego roku mówiły, że posiada 30 mieszkańców, a rok później przybyło czterech.
Binacua
Na końcu wioski wyłonił się kościółek kamienny. Co za niespodzianka, bo żadnych do niego drogowskazów ani napisów, a stoi tu, co najmniej dziewięćset lat a może nawet tysiąc.
Po przejściu przez wioskę, obejrzałam się jeszcze raz by popatrzeć na ten stary kościółek, który mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się jego istnienia. Zobaczyłam wtedy nad jego wieżą szybującego drapieżnego ptaka, krążył wokół niej jak coś w niej zobaczył, po czym znowu wzniósł się w górę. Śledziłam uważnie jego lot, bo chciałam zrobić zdjęcie, i nagle ten wielki ptak rozdwoił się.
Korowód szybujących sępów
Były już dwa tylko trzy a potem cała chmara tych wielkich ptaków, z pewnością było ich więcej niż mieszkańców tej wioski Binacua. Coż to był za widok. Wioska jak wymarła a na niebie tańczący korowód wielkich drapieżnych ptaków. Były to sępy. One były panami tej okolicy.
Udało mi się zrobić kilka zdjęć, które w żaden sposób nie oddają tego co tam naprawdę widziałam. Powinnam była zrobić film, ale nie przychodzi mi to do głowy w takich chwilach. To był niezapomniany widok. Tym bardziej, że byłam sama i ten wspaniały spektakl był jakby tylko dla mnie. Spotkałam się już z sępami wcześniej, ale o tym napiszę w innym miejscu. W chwilę po tym niesamowitym wydarzeniu zobaczyłam z daleka wioskę Santa Cilia