Zanim dojadę autobusem do Belorado przypomnę miejscowości, które są na drodze, a które tym razem pominę.
Na drodze do Belorado
Niecałe dwa kilometry za Redecilla znajduje się Castildelgado. W 2009 byłam tu w czerwcu z samego rana, szłam drogą przez łany pszenicy, które były jeszcze zielone.
Dwa tygodnie wcześniej w Aragonii i Nawarze zboże było już dojrzałe. Widać, że im bliżej Burgos tym zimniej. Nie na darmo Hiszpanie nazywają te okolice hiszpańską Syberią. Wioska, nie ma żadnych cech szczególnych. Zawdzięcza swą obecną nazwę urodzonemu tu Francisco Delgado Lópezowi (1514-1576).
Był on biskupem Lugo i Jaén oraz arcybiskupem Burgos. Brał udział w Soborze Trydenckim. Grób jego znajduje w tutejszym kościele z XVI. We wczesnym średniowieczu wioska musiała być ważna, skoro król Alfons VI (1040-1109) założył tutaj hospicjum dla pielgrzymów.
Z roku na rok ubywa z wioski mieszkańców. Ostatnio został otwarty bar-sklep „Dori”, nastawiony na pielgrzymów, który wystawił stoły i krzesła. Gdy przechodziłam tędy w na początku listopada 2011 koło godziny 14-ej sklep był zamknięty. Nie było też śladu po zielonych zbożach, tylko same rżyska.
Viloria de Rioja
Viloria de Rioja uchodzi za miejsce narodzin San Domingo, który w tutejszym kościele miał być ochrzczony. Wioska wymieniona w dokumencie z 1028, choć istniała już wcześniej. Nocowałam tutaj, we wrześniu 2008 roku. Chciałam tego dnia dojść do Belorado, bo tam czekali na mnie Ewa i Piotr (znajomi z Wrocławia), ale nagle poczułam się słabo i nie mogłam iść dalej. W prywatnym albergue chciałam odpocząć, ale przyjęto mnie tak miło, że zostałam na noc i to był dobry wybór. Pamiętam leniwą atmosferę. Było słoneczne popołudnie i słońce przypiekało dosyć mocno.
Siedziałam przed schroniskiem i nie miałam ochoty na nic więcej. Byłam wówczas rok po podwójnej skomplikowanej operacji biodra i nie czułam się jeszcze na siłach. Wioska miała dla mnie jakiś szczególny klimat, może przez specyficzny dla tego rejonu styl budowania. Gdybym się nie zatrzymała uszłoby to mojej uwadze. Wieczorem schronisko zapełniło się. Chyba w cenie noclegu była też wspólna kolacja. Towarzystwo międzynarodowe. Musiałam się położyć, ale pielgrzymi dalej biesiadowali, ktoś nawet grał na gitarze.
Villamayor del Rio
Niecałe cztery kilometry dalej jest wioska Villamayor del Rio. Droga prowadzi równolegle do szosy. Jak nazwa wskazuje powinno być tu jakieś rio, ale żadnej rzeki nie widziałam. Jest natomiast przy placu zabaw jest duża fontanna, przy której w 2009 spotkałam uśmiechniętego Jeana, Francuza, który wracał z Santiago do swojego domu we Francji. Był dwa miesiące w drodze. Wioska ma niewielki kościół San Gil o romańskim charakterze.
Belorado
Sierpień 1993 roku. Szliśmy wówczas długi odcinek, chyba z Najery i pod wieczór dotarliśmy do Belorado. Wszystkie miejsca w albergue paroquial przy kościele Santa Maria były zajęte. Ale hospitalera nie chciała nas pozbawić dachu nad głową i zaproponowała nam mały domek na jakieś działce. Zaprowadziła nas na miejsce. Był tam pokoik z podwójnym łóżkiem. Nie pamiętam, czy był prysznic, ale na pewno była możliwość umycia się. Mieliśmy, można powiedzieć, apartament tylko dla siebie. W nocy ze snu zbudziła nas gwałtowna burza. Grzmiało, błyskało, trzaskało oknami. Jak się uspokoiło była już szósta i powoli zaczęliśmy się zbierać do dalszej drogi.
Czerwiec 2002
W czerwcu 2002 do Belorado szłam z Santo Domingo. Był świt, niebo zachmurzone, ale malownicze. Narzucałam sobie tempo śpiewając stare żołnierskie piosenki, mogłam śpiewać na całe gardło, bo nikt mnie nie mijał. Zaczęło padać i zrobiło się bardzo zimno. Nareszcie mogłam ubrać przeciwdeszczową pelerynę, która ciążyła w plecaku. Do Belorado przyszłam koło południa. Czułam się bardzo zmęczona. Schronisko przy kościele było w remoncie. Zastąpiono je wielkim wojskowym namiotem. Na niektórych łóżkach odpoczywali pielgrzymi. Hospitalerą była Niemka, energiczna emerytka, znała kilka języków i czuło się, że lubi swe zajęcie. Jako długoletni członek Towarzystwa św. Jakuba w Akwizgranie rokrocznie, przez dwa tygodnie podczas sezonu opiekowała się którymś ze schronisk na drodze do Santiago.
Zaproponowała mi herbatę i odpoczynek. Na pierwszej drodze często ucinaliśmy sobie południową drzemkę w albergue, tego roku udało mi się odpocząć w południe po raz pierwszy. Wyciągnęłam śpiwór i z przyjemnością położyłam się na łóżku. Potrzebowałam tego odpoczynku, zwłaszcza, że pogoda była paskudna. Był to najzimniejszy dzień podczas całej tej wędrówki. Przy porządkowaniu plecaka zauważyłam, że nie mam powrotnego biletu na autobus. Przypomniałam sobie, że był w dodatkowej torbie, którą wyrzuciłam w Puenta la Reina. Poprosiłam hospitalerę, żeby tam zadzwoniła. Miałam nadzieję, że sprzątaczka zajrzała do torby i zauważyła bilet. Niestety tak się nie stało.
Po trzech godzinach opuściłam Belorado. Przestało padać. Powietrze pachniało świeżością. Wiał zimny wiatr, ale byłam wypoczęta i cieszyłam się, że znowu idę przez pszeniczne zielone pola. Nie mogłam uwierzyć, że tego samego dnia rano byłam w zupełnie innej krainie, w krainie ciepła i złotych pól.
wrzesień 2004 i 2008
W 2004 przeszłam szybko Belorado, zwracając tylko uwagę na cztery wielkie gniazda bocianie na kościele Santa Maria. Były tam chyba od zawsze.
W 2008 spotkałam się w Belorado, po nocy spędzonej w Villoria de Rioja, z Ewą i Piotrem. Nadal bardzo źle się czułam i nie miałam siły iść dalej. Pojechałam autobusem, a może, pojechaliśmy razem do Villafranca de Oca.
Granatowo-szare chmury kłębiły się na niebie a jednak przebiło się słońce by intensywnie oświetlić mury kościoła Santa Maria. Nie potrafię sobie wyobrazić, że cztery wielkie gniazda bocianie na kościele mogłyby pewnego dnia zniknąć. Jest to jedyny kościół w Belorado jaki obejrzałam w środku, jeden z ołtarzy poświęcony jest świętemu Jakubowi na dole jako pielgrzyma a na górze jako pogromcy Maurów. Jego początki sięgają XVI, przylega do wapiennych skał z grotami, które w tym miejscu są dobrze widocznie. Aymeric Picaud uważa, że nazwa Belorado wywodzi się od „pięknych dziur” czyli grot skałach, u stóp których rozciąga się miasto. Na skalistym wzgórzu ponad kościołem znajdują się ruiny zamku (Castillo). Został on zbudowany w okresie rekonkwisty, około X wieku.
11 listopada 2014, środa. Przyjechałam z Redecilla autobusem. Około 11-ej znalazłam prywatne schronisko. Zostawiłam plecak i poszłam rozejrzeć się po miasteczku w stronę do kościoła Nuestra Señora de Belén. Inne kościoły były zamknięte, informacja turystyczna też. Po południu poszłam w górę do zamku. Zaczęło padać i szybko rozpadało na dobre, musiałam wrócić się po pelerynę. Na górze jest doskonały widok na miasteczko.
Groty skalne zamieszkiwane były przez wiele lat przez pustelników. Legenda mówi, że przebywał tu też święty Caprasio. Wspominałam o nim w Santa Cruz de Serós, gdzie poświęcony jest mu mały romański kościół.
Zamek w Belorado miał też być prezentem ślubnym króla dla Cyda, gdy brał za żonę jego córkę. Mam słabość do starych ruin, mają one dla mnie więcej życia niż zadbane odnowione zamki.
Jak znalazłam się przy ruinach przestało padać i rozpogodziło się. Droga prowadziła przez las, jednak po kwadransie wróciłam się. Było zbyt późno, żeby iść dalej.
W Belorado powstały liczne kościoły i klasztory. Święty Bernardyn ze Sieny nocował tu podczas swej pielgrzymki w do Santiago w klasztorze franciszkańskim, którego ruiny zostały wtopione w domy mieszkalne.
Na wschodniej Plaza Mayor stronie znajduje się kościół San Pedro.
Jego początki sięgają średniowiecza, ale został on gruntownie przebudowany w XVIII wieku. Do wejścia prowadzą szerokie schody, na których często można zobaczyć odpoczywających pielgrzymów. Na placu od X wieku, w każdy poniedziałek odbywa się targ. Miałam kiedyś okazję powałęsać się między stoiskami. Z najstarszego kościoła w mieście San Nicolas pozostała tylko ruina.
Most „el Canto” nad rzeką Tiron zbudowany został, jak chce tradycja przez San Juana de Ortega, pomocnika i ucznia Santo Domingo, był wielokrotnie przebudowywany zanim uzyskał dzisiejszy kształt.
12 listopada 2014, czwartek
Ból, który mnie zatrzymał jeszcze jeden dzień w Belorado, pozwolił mi zobaczyć piękno tego miasteczka. Bez plecaka jakoś się poruszałam. Pogoda dopisywała. Poszłam do końca Calle Mayor i obejrzałam ruiny kościoła San Nicola.
13.00. Wróciłam do albergue i położyłam się. Nie było jeszcze pielgrzymów. Zastanawiałam się czy następnego dnia zrobię 7 km. Jeszcze wierzyłam, że dojdę wolno do Burgos.
Do Convento Clarisas trzeba przejść całe miasto. 15.43. Kościół był otwarty. Krata zamykała część sakralną. W ołtarzu Madonna koronowana przez aniołów. Blisko kraty z drugiej strony siedziała klaryska. Podglądała mnie i notowała coś w zeszycie. Po prawej stronie Madonny św. Klara, po lewej Franciszek.
15.55. Zrobiłam kilka zdjęć, klaryska nie zareagowała. Poczułam znowu ból w biodrze, modliłam się o zdrowie. Ołtarz jest klasycystyczny, złoty, pod Madonną złote tabernakulum podświetlone. Czysta mistyka. Na górze aniołowie ludzkiej wielkości trzymają owalne tondo z Duchem Świętym. Gołębica przytwierdzona do krzyża z promieni.
W nawach bocznych płaskorzeźba, Pokłon Trzech Króli, z prawej chyba Madonna w otoczeniu aniołów. Kościół był ogrzewany. Ciepło i cisza sprzyjały kontemplacji.
16.13. kościół otacza wysoki mur, za nim jest chyba ogród. Idąc dalej dochodzi się do rzeki i mostu. Tej rzeki i tego mostu, który przekracza się wychodząc z Belorado.
18.49. Po dosyć długim jak na moje możliwości spacerze do klarysek, wiedziałam, że nie nadaję się do dalszej drogi, nie chciałam się dłużej oszukiwać. Każdy krok sprawiał mi ból, mimo, że nie byłam obciążona plecakiem. Zaczęłam poważnie myśleć o powrocie do domu.
Poszłam na mszę do San Pedro. Nie mogłam się skupić ani na modlitwie, ani na oglądaniu kościoła, cały czas myślałam, że muszę zadecydować przerwaniu drogi.
wrzesień 2013
We wrześniu 2013 w Belorado nie znalazłam ani jednego miejsca do spania, mimo, że w sezonie jest tu teraz chyba więcej niż pięć schronisk. Miałam naprawdę dosyć przeładowanej „drogi francuskiej” i zdecydowałam, że pojadę do Burgos i dopiero stamtąd pójdę dalej. W Burgos nie było miejsca nawet w pensjonatach, kupiłam więc bilet na nocny autobus do Sewilli i stamtąd poszłam Via de la Plata, która jest przyjaźniejsza pielgrzymom.
Tym razem czułam, że w Burgos muszę ostatecznie skończyć drogę. Gdy wróciłam do schroniska zastałam w pokoju Gabrielle, Brazylijkę, zaczęła drogę w Roncesvalles. Zobaczyła jak fatalnie się poruszam i powiedziała, że w Redecilla jest Chinka, masażysta, która jej bardzo pomogła. Wstąpiła we mnie wiara, może ta wiadomość to znak Opatrzności. Gabrielle zatelefonowała do niej u umówiła mnie z nią na następny dzień rano. Biodro bolało coraz gorzej. Chciałam jeszcze wierzyć, że stanie się cud i moje modlitwy zostaną wysłuchane.
13 listopada 2014, czwartek
Belorado. 8.30. Zjadłam razem z Gabrielle w albergue śniadanie. Polubiłam ją, była szczera i serdeczna. Po śniadaniu pożegnałyśmy się. Zostałam sama.
10.00. Leżałam i czekałam na masażystkę. Chinka okazała się Katalonką, nazywała się Montserrat i mieszkała w Grañón. Nie miała pojęcia o masażu, ale bardzo się starała. Zapłaciłam jej za odbytą drogę i chęci. Cały dzień spędziłam w łóżku. Przestałam liczyć na cud. Odpuściłam.
Ostatnie marzenie
Znalazłam tani samolot do Bremy na 19 listopada, ale nie udało mi się, mimo wielu prób zrobić rezerwacji przez Internet. Wymyśliłam sobie leżąc w łóżku, że zanim pożegnam camino na zawsze, zwiedzę jeszcze klasztor Santo Domingo de Silos. W 1993 ogromne wrażenie zrobił na mnie rozpowszechniony na camino plakat, ze stopami wędrowców. Był to fragment rzeźby romańskiej, tak piękny, że od tej pory marzyłam, żeby zobaczyć te stopy w oryginale. W Internecie znalazłam autobus z Burgos do Silos o 14-ej w sobotę i powrotem w 8 rano w poniedziałek. Skoro już wracałam do domu, chciałam sobie pozwolić na luksus wyjazdu do Silos. Miał to być balsam na ból serca i duszy z powodu przerwania drogi.
Zamówiłam w najtańszym hotelu dwie noce z soboty na niedzielę i z niedzieli na poniedziałek. Co się stało dalej opowiem w następnym odcinku.