W 2002 zbliżając się do Castrojeriz spotkałam parę z Wiednia. Oboje prowadzili jakiś ważny biznes. Odbywali pielgrzymkę w ten sposób, że co tydzień robili przerwę by wrócić na kilka dni do pracy, a potem znowu wracali, do tego miejsca, które opuścili. Kontynuując drogę po powrocie czuli się tak, jakby jej nigdy nie opuszczali. Znam to z własnego doświadczenia. Nawet gdy po roku wracałam na camino, czułam się tak tak samo. Droga jest zaborcza, wymazuje wszystko, co nią nie jest.
Castrojeriz, ruiny zamku
Szłam wolno przez Castrojeriz, było upalnie, tak jak za pierwszym razem w 1993, kiedy zatrzymaliśmy się tutaj na nocleg. Catrojeriz leży u stóp góry, na której znajdują się ruiny zamku. Widać je z daleka. Było jeszcze ze dwie godziny do zachodu słońca i wykorzystaliśmy ten czas, żeby wejść na górę. Nie miałam wtedy pojęcia o historii zamku, ale do dziś pamiętam rozgrzane i lśniące od słońca mury kamienne oraz wspaniały stamtąd widok na Mesetę i kolegiatę. Zamek był po raz pierwszy wzmiankowany przy okazji walk z Maurami. Dają się jeszcze rozpoznać trzy etapy jego budowy: rzymskie fragmenty ukryte w kwadratowej wieży, z czasów wizygockich pochodzi forteca przekształcona przez Maurów w 9 wieku, pozostała część zamku jest średniowieczna.
Ruiny zamku nie były wtedy uporządkowane i zadbane jak dzisiaj, ale może właśnie dlatego jakieś bardziej tajemnicze i nastrojowe.
Kolegiata Santa Maria del Manzano
Kolegiata Santa Maria del Manzano (Matki Boskiej od Jabłoni) jest jednym z wielu kościołów Castrojeriz, niewielkiego miasteczka o bogatej historii, która sięga czasów rzymskich. Przebudowana została w 1214 przez Berenguelę królową Kastylii, córkę Alfonsa VIII Szlachetnego. Jeżeli już mowa o Alfonsie VIII to wspomnę, że został on uwieczniony w literaturze ze względu na romans z Żydówką Rachelą. Mimo tego romansu, nie zaniedbywał swej żony Eleonory, córki króla Anglii – Henryka II i Eleonory Akwitańskiej i miał z nią 12 dzieci. Nie przeszkadzała im nawet odległość, bo król wolał przebywać w Toledo a Eleonora w Burgos na północy.
Legenda
Wracam do Santa Maria del Manzana. Do 1173 roku był to kościół benedyktynów podległy pod opactwo San Millán de la Cogolla, później był własnością biskupów, wreszcie przypadł w udziale hrabiom Castro. W krypcie kościoła jest ich mauzoleum. Trzynastowieczną, kamienną figurę Matki Boskiej od Jabłoni – patronki i opiekunki miasta – czci się w osobnej kaplicy. Nazwę wywodzi się od legendy, która mówi, że w czasach kiedy święty Jakub głosząc słowo boże przemierzał Hiszpanię, doszedłszy w te strony ujrzał w gałęziach kwitnącej jabłoni Matkę Boską i właśnie ta legenda zdecydowała o lokalizacji w tym miejscu pierwszego kościoła w Castrojeriz i jego nazwie. Skądinąd musiał to być wspaniały widok. Myślę, że sama kwitnąca jabłoń musiała wyglądać jak Matka Boska.
Król i poeta Alfonso X el Sabio (Mądry) autor słynnych religijnych cantigas poświęcił Santa Maria del Manzano pięć swych pieśni. Można pozazdrościć Hiszpanii króla i poety w jednej osobie i do tego jeszcze króla mądrego.
Przed zwiedzeniem zamku na górze, zajrzeliśmy (była otwarta) do kolegiaty Santa Maria del Manzano (od Jabłoni). Wchodzi się do niej przezportal południowy ze sceną Zwiastowania. W późnobarokowym ołtarzu z boku znajduje się rzeźba św. Jakuba jako pielgrzyma. Przyzwyczaiłam się już do jego przedstawiań i one jako pierwsze rzucają mi się w oczy, a przecież w tym samym ołtarzu jest też czternastowieczna kamienna figurka czczonej tu Matki Boskiej – Nuestra Señora del Pópulo. Są tu też malowidła Rafaela Mengsa z czasów, kiedy przebywał w Hiszpanii. Nie było jeszcze wtedy urządzonego przed kilku laty muzeum.
Regionalna kuchnia
W 2002 w Castrojeriz zatrzymałam się na obiad. Pod koniec głównej ulicy rozciągającej się przez ponad kilometr przez najstarszą część miasta jest restauracja, dzisiaj jedna z wielu. Jej właściciel stał przed drzwiami na ulicy i widać było, że brak klientów. Zagadał mnie a ponieważ czułam się zmęczona weszłam do środka. Dałam nieopatrznie namówić się na kuchnię regionalną.Była to fasola z kiełbasą, kaszanką i innymi kawałkami mięs na początek. Potem była sałata i smażone małe rybki. Świetne wino, pozwoliło jakoś przetrawić ten sytny i bardzo ciężki posiłek. Kelner i gospodarz zarazem dwoił się i troił, żeby mi dogodzić, obiecując, że nie będzie mnie kosztować więcej niż 8 euro.
Dom był stary z kamiennymi ścianami, ozdobionymi obrazami, sztucznymi winogronami i belkami pod sufitem. Do restauracji należał też mały ogródek, ale było za gorąco, żeby z niego skorzystać. Właściciel namawiał mnie, żeby została na noc, ale chciałam iść dalej, bo marzyłam o noclegu w San Nicola.
Dopiero w 2009 zatrzymałam się w Castrojeriz na noc w albergue San Esteban. W średniowieczu miało tu być aż siedem hospicjów. Dziś chyba są tylko dwa. Pozostało kilka wspaniałych kościołów i domów jak Casa del Cordón czy renesansowy pałac Gutiérrez-Varona. Przyszłam wówczas z Hornillos. Po drodze weszłam do kolegiaty, było tam już wtedy muzeum. Kościół wyposażono w dodatkowe zabytkowe eksponaty. Zwróciłam uwagę na sarkofag Leónor de Castilla. Kim była i dlaczego została pochowana w Castrojeriz?
Należała do królewskiej rodziny. Była córką Ferdynanda IV Kastylijskiego i Konstancji Portugalskiej. Gdy miała rok ojciec zawarł kontrakt z królem Aragónii Jakubem, że jego syn też Jakub poślubi Eleonorę, gdy ta osiągnie 12 lat. I tak by się stało, ale ślub został unieważniony, ponieważ pan młody opuścił swoją żonę wybierając karierę duchowną. Został rycerzem zakonu joannitów zrzekając się praw do tronu. Nie wiedziałam tego wszystkiego wówczas, gdy patrzyłam na ten skromny nagrobek kobiety, której owinięta głowa spoczywała na dwóch kamiennych poduszkach. 10 lat później jej młodszy brat i król Kastylii Alfons XI ożenił ją z królem Alfonsem IV (Łagodnym) Aragońskim, młodszym bratem Jakuba. Para miała dwóch synów. Ferdynanda i Juana.
Było to już drugie małżeństwo Alfonsa Łagodnego. Z pierwszego miał troje dzieci, z których Piotr został później królem Aragónii jako Piotr IV. Między dziećmi z pierwszego i drugiego małżeństwa a także Alfonsa XI dochodziło do nieustannych konfliktów, w rezultacie których Juan został zabity na rozkaz kastylijskiego króla Piotra Okrutnego (Pedro I el Cruel 1334-1369) bratanka Eleonory, a potem została zamordowana sama Eleonora w Castrojeriz.
Kościół San Juan
Kościół San Juan ma gotycki krużganek. Przyjemnie było tam siedzieć w ciszy na nagrzanych od słońca kamieniach. Wzniesiony został w XIII wieku w. jako trzynawowy, ufortyfikowany. W ołtarzu głównym jest Jan Chrzciciel i Matka Boska w glorii otoczona wieńcem aniołków.
Wieczorem poszłam do San Juan na mszę (19.30). schronisko w tym czasie zapełniło się przyszły Czeszki, Jirina i Jana, Niemcy Ingrid, Ela i Sep oraz Adamo i Karin, których spotkałam wcześniej w Grañón, Belgijka Liboria, Włoszka Francesca, Hiszpanki matka z córką i wielu innych. Zbliżyłam się Jiriną, którą już widziałam w Hornillos Jest Czeszką i pochodzi z przygranicznego miasteczka Teplickie Laźni, można powiedzieć, że jesteśmy sąsiadkami. Szła sama. Spodobała mi się, rozmawiałyśmy każda w swoim języku, ale muszę przyznać, że Jirina rozumiała mnie lepiej, niż ja ją. Z Janą i Wladimirem z Pragi też kilka razy mijałam się w drodze. Wymieniłyśmy z Jiriną adresy i Jirina była jedyną znajomością z camino, z którą udało mi się utrzymać dłuższy kontakt.
W 2009 całe towarzystwo ze schroniska w Castrojeriz wybierało się do Frómista albo dalej. Ja chciałam dojść tylko do eremity San Nicola. Wiedziałam, że przez decyzję pójścia do eremity, nie spotkam ludzi już wcześniej poznanych. Nie czułam się dobrze, bolały mnie nie tylko stopy, ale miałam jakiś ogólny kryzys, jak okazało się następnego dnia.
W 2010 nocowałam również w Castrojeriz. Hospitalerem był Paco. Gdy wychodziłam rano na drogę była mgła. Widoczność może na pięć metrów i dopiero jak zaczęłam schodzić w dół zaczęło przebijać słońce a gdy doszłam do Boalilla del Camino było już słonecznie.
Albergue 2014
Castrojeriz. Byłam pierwsza w schronisku. Nie weszłam do środka, bo drzwi były zamknięte. Dwóch mężczyzn majstrowało coś przy zewnętrznych kablach. Zapytałam o hospitalero. Paco mieszkał na dole po drugiej stronie ulicy. Pamiętałam go z 2010, a może był już w 2009. Powiedział mi, że należało mocno nacisnąć klamkę i pchnąć drzwi, bo były otwarte. Pogoda była nie najlepsza, ale wyszłam powałęsać się po miasteczka i obeszłam je ze wszystkich stron. Znalazłam zabytkowy pałac Casa Barona, w którym jest obecnie ośrodek opieki społecznej.
Klaryski
Wybrałam się też do klasztoru klarysek oddalonego o dwa kilometry od miasteczka. Nigdy wcześniej nie miałam na to ani siły, ani czasu. Mijałam już dzisiaj klasztor z lewej strony idąc do Castrojeriz. Pięknie wygląda wśród rozległych zielonych pól na tle płaskich gór mesety i jesiennych żółtych drzew. Chciałam już wtedy zajrzeć do niego, ale był oddalony od camino i nie byłam pewna, czy wybiorę właściwą drogę z kilku dróg, które było widać. Wolałam najpierw dojść do albergue a potem wybrać się do klasztoru z miasteczka, bez plecaka. I była to słuszna decyzja. Droga prowadziła przez nieznaną mi część Castrojeriz blisko zabytkowej studni z 1881 i potem topolową aleją prosto do bramy klasztornej.
15.10. Monasterio Santa Clara. Kościół był zamknięty (może nie docisnęłam mocniej klamki, szkoda bo chętnie obejrzałabym go dokładnie w ciszy, nie śpiesząc się). Usiadłam na ławce na dziedzińcu. Na zadbanym trawniku rosło kilka świerków. Cisza, trudno było uwierzyć, że w tych otaczających mnie kamiennych budowlach mieszkają klaryski. Odniosłam wrażenie, że słyszę tylko świerszcze a to cisza grała w moich uszach. Klasztor ufundowany został przez króla Alfonsa X el Sabio Mądrego, tego od cantigas. W XIV wieku został przebudowany i ten stan zachował się do dzisiaj. O wpół do czwartej odezwał się delikatny dzwonek, gdzieś z oddali szczekały psy.
Od 16-ej można kupić w sklepie klasztornym wyroby zakonnic. Nie chciałam czekać dłużej, bo zrobiło się zimno. Najchętniej zostałabym tu tydzień a nawet miesiąc w tej przemodlonej ciszy.
Msza
19.00. Msza w kościele San Juan. Oprócz mnie były trzy osoby a kościół wielki, że mógłby pomieścić dwieście. Kilka bardzo ciekawych grobowców a na ścianach arrasy uczniów Rubensa z alegoriami astronomii, gramatyki i muzyki. W jednym z bocznych ołtarzy bocznych św. Antoni Pustelnik z rozkoszną czarną świnią przy lewej nodze. Po powrocie z kościoła położyłam się do łóżka. Przy innych dwóch łóżkach stały plecaki. Ich właściciele zapewne poszli na kolację. Byłam zmęczona i zanim wrócili już spałam.
20 listopada 2014
8.30. Na mszy u klarysek. Czarnoskóry kapłan stał tyłem do kraty, za którymi siedziały klaryski. Przodem do wiernych, czyli do mnie, bo byłam sama. Śpiewy.
W drodze powrotnej do albergue znalazłam Palacio Condes de Castro. Choć to już tylko ruina, ale imponująca. W świetle wschodzącego słońca wyglądała wspaniale.
Wróciłam do albergue, wpisałam się do księgi i wyruszyłam dalej.