Redecilla miejscowość graniczna
Redecilla del Camino leży na granicy wspólnot autonomicznych Rioja i Castilla y Leon. Widać to w krajobrazie, gdzie już od Santo Domingo de la Calzada znikają stopniowo tak charakterystyczne dla Riojy winnice a królują łany zbóż, zielone poletka z kartoflami i fasolą. Jest coraz mniej lasków piniowych i drzew, chociaż drzewa na samej drodze pielgrzymkowej należą generalnie do rzadkości. Lasy dające cień pielgrzymowi spotkamy dopiero w Galicji. Są to lasy z drzewami eukaliptusowymi, które nie należą do flory rodzimej, ale o tym później.
Castilla y León
Castilla y León to największa wspólnota autonomiczna w Hiszpanii i tędy też prowadzi najdłuższy odcinek drogi Camino de Santiago. Po Kastylii i Leon pozostaje do przejścia już tylko Galicja, w której znajduje się cel pielgrzymki – Santiago de Compostela.
Redecilla del Camino
Wchodząc do Redecilla del Camino mija się mały plac, na którym znajduje się kamień z napisem Castilia y Leon, dawny pręgierz w postaci okrągłego słupa z krzyżem i mała fontanna. Tutaj pielgrzymi zwykle zatrzymują się na odpoczynek.
Trudno dziś uwierzyć, że maleńka miejscowość Redecilla del Camino należała do najważniejszych na drodze do Santiago de Compostela. Wymieniał ją sam Aymeric Picaud w swoim przewodniku pielgrzyma z XIII wieku. Redecilla do dzisiaj przechowuje skarb, który może świadczyć o jej ważności w średniowieczu.
Romańska chrzcielnica z XII wieku
Jest to dwunastowieczna kamienna chrzcielnica, przepiękna, może nawet najpiękniejsza na całej drodze do Santiago. W każdym razie nie widziałam na camino wspanialszej. Wiązka ośmiu spojonych kolumienek stanowi pień, na którym spoczywa misa chrzcielna. Jej zewnętrzna ściana udekorowana jest reliefem przedstawiającym stylizowane miasto, z murami i wieżami. Zapewne symboliczne przedstawienie Jerozolimy lub samego Santiago de Compostela. Chrzcielnicę można oglądać poprzez kratę w odrębnym pomieszczeniu w przedsionku tutejszego kościele.
Przechodząc kilkakrotnie przez Redecilla, zawsze próbowałam choć przez chwilę rzucić okiem na chrzcielnicę i nacieszyć się jej widokiem.
Droga do Redecilla
W 2009 kiedy nocowałam w Grañón, wyszłam ze schroniska o świcie około siódmej. Odwróciłam się by zobaczyć wschód słońca. Był cudowny czerwcowy poranek, na obrzeżach drogi pełno było maków i różnych ziół.
Do Redecilla doszłam około 7.30. Niebo niebieskie bez jednej chmurki. Wioska jeszcze spała, kościół był też zamknięty, nie chciałam czekać i poszłam dalej. Przekroczenie granicy Rioja – Castilla y León kojarzy mi się zawsze z chrzcielnicą w kościele Virgen de la Calle.
Często zaskakują mnie wezwania kościołów i wówczas też zastanawiałam się co znaczy Virgen de la Calle. Wiadomo, że Virgen to dziewica a Calle to ulica, więc przetłumaczyłam jako Madonna przy ulicy. Jakoś źle mi to brzmiało, ale przymiotnikowo brzmiało by jeszcze gorzej, wręcz fatalnie: Dziewica (Madonna) uliczna? W końcu doszłam do wniosku, że musi to być Madonna przy drodze, ale wtedy wezwanie powinno chyba brzmieć: Virgen del Camino. Do dzisiaj nie rozwiązałam tego problemu.
Gdy przyszłam do Redecilla w deszczowe listopadowe południe dwa lata później (2011) kościół był zamknięty. Zwróciłam się do hospitalery z albergue naprzeciwko z prośbą o otwarcie. A ona otworzyła kościół bez specjalnego grymaszenia. Nie pamiętam, który to raz byłam w środku.
Virgen de la Calle
Kościół został ukończony na przełomie XVII i XVIII wieku i ma jednorodne bogate, jak na małą wioskę, barokowe wyposażenie. W ołtarzu głównym Madonna otoczona aniołami i kilku świętych na różnych poziomach, ale wszystko blednie przy tej niezwykłej chrzcielnicy. Obecne schronisko jest na miejscu średniowiecznego, które miało wezwanie świętego Łazarza.
Było znowu za wcześnie na nocleg, więc poszłam dalej. Albergue, do którego zajrzałam spodobało mi się, zwłaszcza, że hospitalera spełniła moją prośbę. Pomyślałam sobie wówczas, że musi być przyjemnie byłoby spać w tak bliskim sąsiedztwie kościoła, który posiada najpiękniejszą na camino chrzcielnicę.
10 listopada 2014 we wtorek albegue
10 listopada 2014 we wtorek byłam znowu Redecilla. Tym razem postanowiłam przenocować. Hospitalera (inna, bo wymiana następuje dosyć często) siedziała przed albergue i rozmawiała przez komórkę. Pobrała pieniądze za nocleg i wbiła stempel do credencialu, nie odrywając telefonu od ucha. Gdy przestała rozmawiać zapytałam, jak ma na imię. Paz – powiedziała trochę zaskoczona, że się do niej odzywam i na dodatek pytam o imię. Paz, czyli pokój powiedziałam, piękne imię. Uśmiechnęła się. Ja nazywam się Irena a moje imię po grecku też znaczy pokój i to nas łączy. Nie wiem, czy zrozumiała, ale uśmiechała się.
Godz. 14.50. Byłam Redecilla del Camino już ponad godzinę. Przeszłam przez wioskę. Padało i było zimno. Kościół zamknięty. W albergue dyżurowała inna hospitalera. Zapytałam o kościół, kiedy będzie otwarty. Odpowiedziała, że niedzielę. Nie wspomniała nic o kluczach, ja też nie nalegałam, byłam zbyt zmęczona.
Wspólna kolacja
Przyszła Christa, Szwabka. Zaczęła drogę w Monachium przed dwa i pół miesiącami. Spała głównie w pensjonatach i hotelach. Nie było już baru, który pamiętam z 2008 roku. Jak otworzyli sklep kupiłam chleb, dwa pomidory, dwa banany, sos pomidorowy, piwo. Przyszedł też Daniel z Izraela. Nic o sobie nie powiedział poza imieniem. Christa kupiła spaghetti i ser a ja zrobiłam sos z resztek cebuli, czosnku i pasty pomidorowej. Zrobiliśmy wspólną kolację. Przed 21.00 zgasiliśmy już światło.
11 listopada 2014. Środa. Redecilla. Zbudziłam się o 0.55. Zasnęłam ponownie około 3-ej. Przeglądałam zdjęcia. Czerwona róża na podium za Grañón, piękna. Ziemia sfalowana, żółtawe korony drzew. Widoczne z daleka Grañón. Gruby facet na podeście. Koty, które wiedzą, że dostaną od pielgrzymów jedzenie. Znakomita panaderia, gdzie kupiłam pyszne ciasto i chleb. Oglądając zdjęcia zasnęłam. Zbudziłam się ponownie przed budzikiem Christy, który zadzwonił o 6.45.
Autobus do Belorado
Wyszłam z albergue z zamiarem dojścia do Belorado lub do Villorii. Mgła jak mleko, nic nie było widać dalej niż dwa metry, mokro i zimno. Wróciłam się. Zapytałam kobietę na ulicy o przystanek autobusowy. Jeżeli będę miała do godziny autobus to pojadę nim do Belorado, pomyślałam. Bolały mnie nogi. Ciągle wierzyłam, że jak będę się oszczędzać, to ból przejdzie, ale nie przechodził. Nie chciałam dopuścić myśli o przerwaniu drogi, przecież to moja ostatnia, pożegnalna pielgrzymka, nie chciałam jej przerwać tak wcześnie. Będę wspomagać się autobusami, ale chcę pozostać na drodze. Autobus był o 9.20. Wróciłam na pół godziny do schroniska, tam też zimno, ale cieplej niż na dworze. Autobus się spóźnił. O 10-ej byłam do Belorado.