Od lat słyszałam od pielgrzymów, że Grañón to wyjątkowe miejsce na nocleg, że jest tam wspaniała atmosfera, którą stwarzają wolontariusze – hospitaleros. Ja jednak wybierałam na nocleg bardziej znane Santo Domingo de la Calzada.
Droga do Grañón
Dopiero w 2009 zdecydowałam się przejść kilka kilometrów dalej za Santo Domingo do Grañón. Po przejściu mostu nad rzeką Oja, który wybudował święty Domingo wchodzi się w pofałdowany krajobraz pozbawiony niemal drzew i winnic. Był koniec czerwca, kiedy to złocą się łany dojrzałego zboża a zielenią się poletka fasoli i kartofli. Na obrzeżach drogi czerwieniły się maki. Nie wiem jak to się stało, ale pomyliłam drogę i poszłam kawałek szosą. Potem weszłam znowu na właściwą drogę. Było gorące wczesne popołudnie.
Miły gospodarz
Przy jednym z domów, chciałam poprosić gospodarza o wodę. Akurat zrywał czereśnie i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć dał mi ich garść. Szłam dalej wzdłuż betonowego kanału, którym wartko płynęła woda. Wyglądała kusząco, zwłaszcza, że byłam bardzo spragniona.
Spytałam chłopa, który wracał na rowerze z pola, czy ta woda nadaje się do picia. Jeżeli dobrze zrozumiałam, to powiedział, że lepszej wody nie można sobie wymarzyć. To właśnie chciałam usłyszeć. Szybko nabrałam wodę do butelki i zaczęłam pić. Była bardzo zimna i smaczna. Miałam ochotę poczuć ten chłód na moich gorących stopach więc ściągnęłam buty i wsadziłam nogi do kanału.
Szłam potem przez pola jakby lżejsza. Pasterz przeganiał przez drogę stado owiec, nad którymi unosiły się chmury kurzu.
W tle Grañón
W pewnym momencie zauważyłam jak na horyzoncie pszenicznego pola wystaje szpic wieży kościoła (Iglesia de San Juan Bautista de Grañón). Po chwili ukazała się cała wioska. Przy maleńkim cmentarzu skręciłam w prawo. Przed wejściem do wioski przywitał mnie parawan krzewów z intensywnie żółtymi kwiatami. Weszłam do Grañón mijając wcześniej eremitę de los Judios (XVI).
Pod platanem przy kościele i przykościelnym albergue miejscowi chłopi grali w karty.
Albergue
W albergue rzeczywiście trafiłam na miłych Hospitaleros i pielgrzymów. Odbyła się wspólna msza i kolacja. Była wyśmienita. O ile sobie dobrze przypominam ktoś zagrał z wdzięczności na gitarze. Na shering poszliśmy na chór kościelny. Pielgrzymi opowiadali bardzo ciekawe rzeczy o sobie. Jak zwykle towarzystwo było międzynarodowe. Tam na chórze kościoła zobaczyłam figurę Madonny w otoczce z promieni. Stała na pulpicie do wielkich ksiąg muzycznych. Przeczytałam podpis Nuestra Señora de los Buenos Libros. Choć słabo znam hiszpański to jednak do przetłumaczenia tej nazwy moja znajomość była wystarczająca.
Nuestra Señora de los Buenos Libros
Nie słyszałam wcześniej Matce Boskiej od dobrych książek i byłam zachwycona. Kocham Hiszpanię między innymi za wspaniałe madonny i ich przepiękne imiona. Bo czy nie brzmi pięknie: Nuestra Señora de los Buenos Libros. Najpiękniejsze jest to, że ta Nuestra Señora nie jest od wszystkich książek, tylko od dobrych. Powtarzałam tę nazwę wielokrotnie sprawiając sobie wielką przyjemność.
Nie natknęłam się jeszcze na madonnę od zdrowych nóg: Nuestra Señora de las Piernas Sanas. Czy tak by to brzmiało? Modliłabym się do niej z wielką żarliwością. Na pewno pomogłaby mi bardziej niż tabletki. Nie przyszło mi do głowy, żeby o nią zapytać. Myślę jednak, że gdyby taka Matka Boska istniała, to jej figura stałaby w każdym albergue. O zdrowe nogi pielgrzymi modlą się chyba do świętego Jakuba (Santiago).
Nocleg w wieży kościoła
Nocleg w albergue był przygotowany w wieży kościoła na materacach. Jak przyszłam do Grañón była już trójka z Niemiec, którą poznałam w Azofrze, dwie kobiety Elisabeth i Ingrid oraz mężczyzna Sep. Byłam pewna, że jest Elisabeth i Sep to małżeństwo a Ingrid to ich przyjaciółka. Miałam materac obok Ingrid, która przed snem powiedziała mi, że poznali się dopiero w trakcie drogi, a „para” (Elisabeth i Sep) sprawiała wrażenie jakby spędzili z sobą życie.
Legenda
Dwa lata później 2011 nocowałam znowu w Santo Domingo i szłam do Grañón w pochmurny, chłodny ranek. Pola były skoszone, a krajobraz przypominał pustynię. Czarny krzyż w połowie drogi miał mi przypominać legendę związaną z długowieczną kłótnią między Santo Domingo de la Calzada a Grañón o dehesa (pastwisko w gaju dębowym) znajdujące się między dwiema miejscowościami. Mieszkańcy Grañón ze złością patrzyli jak ich sąsiedzi z Santo Domingo ciągle korzystają z lasu, który prawnie uważali za swoją własność. Tak samo uważali mieszkańcy Calzady. W końcu konflikt osiągnął apogeum i starszyzna wiosek uchwaliła, że wybiorą swego przedstawiciela, który w walce wygra ostatecznie prawo do dehesa.
Bohater Grañón Martin Garcia
Santo Domingo wybrało walecznego chłopa, który do walki przygotowywał się poprzez odpowiednie ćwiczenia i pożywienie. Grañón miał reprezentować Martín García, ten do samej walki dalej pasał swoją trzodę i dbał o swoje pola, a odżywiał się jak zwykle gulaszem z czerwonej fasoli (Caparrones – tradycyjne danie Rioja) W dniu walki wojownik z Santo Domingo wysmarował się olejem, żeby trudno było go schwytać. Martin Garcia pokonał tę trudność wsadzając swój palec w tyłek przeciwnika. Uniósł go w górę i rzucił daleko w pole. W ten sposób zakończył się odwieczny konflikt i Grañón wygrało dahesę dla siebie.
Na pamiątkę tej zwycięskiej walki Grañón każdego roku w sierpniu urządza pielgrzymkę do Cruz de Valientes, gdzie miała miejsce walka i razem z mieszkańcami Santo Domingo świętują jedząc Caparrones i wspominając Martína Garcíę. Pod krzyżem zostawiają kwiaty.
Iglesia de San Juan Bautista de Grañón
Jak weszłam do Grañón zaczęło kropić. Na szczęście kościół był otwarty i wtedy obejrzałam go spokojnie po raz pierwszy. Pochodzi z XV i XVI wieku i nosi wezwanie świętego Jana Chrzciciela. Stoi na miejscu dawnego klasztoru, którego jedynym śladem jest przechowywana w dzisiejszym kościele chrzcielnica z XII wieku. Wokół klasztoru powstało średniowieczne miasteczko, które dzięki działalności budowlanej Domingo Garcia (Santo Domingo) nabrało znaczenia dla pielgrzymów. Domingo naprawił dawną drogę rzymską i poprowadził ją przez Grañón, Redecilla del Camino aż do Burgos. Na drodze tej powstały schroniska i szpitale dla pielgrzymów.
Ołtarz główny dedykowany świętemu Janowi Chrzcicielowi ma co najmniej kilkadziesiąt figur, wśród których nie brak świętego Jakuba w pielgrzymim stroju. Poza ołtarzem głównym ukazane są też rzeźby przedstawiające świętą Trójcę i dwie męczennice świętą Katarzynę i świętą Łucję.
Ogródek przed albergue i kościołem
Przed schroniskiem jest skwerek ze studnią, nie jedyną w tym małym miasteczku, bardzo miłe miejsce do odpoczynku. Siedziałam tam raz na ławce i jadłam swoje kanapki obok kilku starców z Grañón, którzy sobie też upodobali to miejsce. Może lubią patrzeć na obcych. Piszę starców, bo młodzież i ludzie zdolni do pracy wyjechali do Logroño. Miejscowość się wyludnia, ale za to dosyć prężnie działa Klub Rencistów imienia ich bohatera Martina Garcia.
10.11.2014 Gdy nie ma zboża, tylko jest zorana ziemia całą wioskę Grañón widać z daleka. Prowadziła do niej szeroka, wybetonowana droga.
Kościół był otwarty weszłam do środka i zrobiłam kilka zdjęć. Jak nocowałam Grañón w 2009 to nasze wspólne wieczorne spotkanie było na chórze kościoła, który jest na piętrze. Dopiero teraz przyjrzałam się dokładnie chórowi a nawet weszłam do niego po schodach. Stała tam nadal Nuestra Señora de Buenos Libros, której nazwa mnie tak urzekła. Zrobiłam jej kilka zdjęć niestety pod światło i nie udały się. W głównym ołtarzu kościoła, widać wpływ ołtarza z katedry w Santo Domingo, może to nawet warsztat samego Damiána Forment (1480-1540).
W panaderii (piekarni) kupiłam bułkę i ciastko, które było przepyszne. Za miasteczkiem jest podium widokowe. Widać z jego wysokości pofałdowany teren i ziemię w różnych odcieniach. Artyści malarze byliby zachwyceni. Trzech pielgrzymów zrobiło sobie odpoczynek, zajęłam więc trochę gorsze widokowo miejsce. Rozpakowałam kupioną przed chwilą w piekarni bułkę. Gdy zobaczyli mój skromny posiłek dali mi sera i szynki. Przyjęłam z wdzięcznością. Gdy odeszli przekazałam podarunek zgromadzonym kotom, bo nie jem produktów zwierzęcych.
Na Grañón kończy się region Rioja. Następna miejscowość Redecilla del Camino jest już w prowincji Burgos. Przy wejściu do miasteczka jest miejsce na odpoczynek z ławeczkami i studnią i informacja turystyczna. Można w niej dostać materiały na temat całej drogi w regionie Castilia y León.