Azofra 2008

25.Azofra i Brazylijczyk

Azofra oddalona jest Najery zaledwie 5,5 km i może bym o niej nawet nie pisała, gdyby nie to, że łączy mnie z nią miłe wspomnienie. Lubiłam też samą drogę wśród

czerwonych wzgórz i zielonych drzew piniowych a później wśród zielonych winnic na czerwonej ziemi. Ostatnio, gdy szłam tędy ostatniego dnia października 2011 czerwone były też winnice. Prawdziwa Rioja. Było późne popołudnie i zachmurzone niebo.

Azofra, na drodze byłam sama

Droga do Azofra
Droga do Azofra

Całą drogę do Azofry przeszłam sama, nikt mnie nie mijał. Wyszłam późnym popołudniem z Najery. Gdy znalazłam się między czerwonymi skałami i gdy słońce schowało się za gęste chmury zrobiło mi się nieswojo. Starałam się dopuszczać do siebie lęku, ale czułam się niepewnie.

Droga do Azofra
Droga do Azofra

Po chwili wyszłam na otwartą przestrzeń. Dwa lata wcześniej pod koniec czerwca (2009) szłam tędy w pełni dnia i przy pełnym słońcu. Czerwoną ziemię pokrywały dojrzałe łany zbóż i intensywnie zielone winnice. Było bardzo gorąco i nagle na drodze pojawił się duży pies. Kolor jego sierści zlewał się z kolorem zboża, tak że zauważyłam go dopiero gdy zbliżył się do mnie.

Suka o łagodnych oczach

Droga do Azofra
Droga do Azofra

Była to suka i sądząc po jej obwisłych sutkach musiała niedawno wydać na świat małe. Usiadłam na kamieniu, a ona usiadła przy mnie. Patrzyła łagodnymi, brązowymi oczami i pozwalała się dotykać. Czułam, że dotyk sprawia jej przyjemność. Gdy wstałam, też się podniosła. Towarzyszyła mi jakiś czas na tej pustej drodze, po czym zniknęła. Gdyby nie zdjęcia zapomniałabym o tych spotkaniach z psami. Zdarzają mi się prawie za każdym razem na drodze. Myślę, że te psy jak widzą samotnego wędrowca, to chcą mu towarzyszyć. Słyszałam, że jeszcze w ubiegłym wieku na drodze wałęsały się bezpańskie psy i czasami były bardzo agresywne. Ja ich nigdy nie spotkałam.

Miłe wspomnienie 2002

Skoro już jestem na drodze do Azofry, to cofnę się w czasie jeszcze bardziej – do 2002 roku.

Było wczesne popołudnie słońce prażyło coraz mocniej, Mijałam mały gaj z piniami i czułam ich przyjemny zapach. Dokuczał mi ból w prawym podbiciu. Rozluźniłam sznurówki i trochę pomogło, ale nie na długo. Położona na wzgórzu Azofra była już widoczna. 

Weszłam do wioski z myślą o dłuższym odpoczynku, a może nawet noclegu. W pierwszym sklepie kupiłam bagietkę, ser, pomidory i sok z pomarańczy. Udałam się schodami do kościoła by w jego zaciszu zrobić sobie sjestę. Kościół był zamknięty a pod portykiem odpoczywali jacyś pielgrzymi. Nie chcąc im przeszkadzać weszłam do otwartego przykościelnego schroniska.

Siedziała przy nim kobieta i szydełkowała. Popatrzyła na mnie jakby chciała mnie zachęcić żebym weszła do środka. Pierwszym pomieszczeniem była obszerna kuchnia z dużym stołem.

Brazylijczycy

Tradycyjnym „ola” przywitałam dwóch młodych pielgrzymów, zajętych gotowaniem. Douglas, bo tak miał na imię jeden z nich, spytał mnie czy zjem z nimi obiad. Przytaknęłam i wzruszyłam się. Bo choć kilkakrotnie byłam w sytuacji, gdy gotowano posiłek, to zaproszono mnie do niego wtedy po raz pierwszy. Douglas bardzo naturalnie włączył mnie do obiadowego grona. Tego właśnie potrzebowałam. Zbudził kolegów, tych którzy spali pod portykiem kościoła i wszyscy zasiedliśmy do stołu. Było to typowe menu pielgrzyma, czyli spaghetti z pomidorowym sosem i wino oraz to, co kupiłam w sklepie. Chłopcy byli Brazylijczykami. Do podróży do Hiszpanii i odbycia pielgrzymki zainspirowała ich książka Paulo Coehlo, ich rodaka.

Dziadek po mieczu był Polakiem

Gdy powiedziałam, że jest Polką Douglas uśmiechnął się. Jego dziadek, po mieczu był Polakiem i nazywał się Brzeziński, to samo nazwisko nosił też Douglas. W tym momencie dopiero zwróciłam uwagę jak bardzo był przystojny i jak piękny i ujmujący miał uśmiech. Po obiedzie chłopcy pożegnali się ze mną i poszli dalej. Chcieli być jeszcze tego dnia w Grañón.

Ja też nabrałam ochoty do dalszej drogi. Byłam najedzona wypoczęta i naładowana serdeczną energią Douglasa. Gdy później wielokrotnie zatrzymywałam się w Azofrze schronisko przykościelne było zamknięte, ale w tym miejscu zawsze wspominałam pięknego Brazylijczyka o polskim nazwisku i pochodzeniu.

doña Isabel de Azofra

Na schronisku przykościelnym, nieczynnym od lat umieszczona jest tablica poświęcona doñi Isabel de Azofra. W 1168 ufundowała ona tutaj hospital (schronisko) dla pielgrzymów i cmentarz dla tych, którzy zmarli w drodze. Hospital przetrwał do XIX wieku, ale dzisiaj nie ma po nim śladu. Był tu też wcześniej kościół pod wezwaniem San Pedro. Na jego miejscu zbudowano XVII i XVIII obecny Nuestra Señora de los Ángeles (Matki Boskiej Anielskiej).

Ołtarz główny pochodzi z XVII wieku i składa się z trzech poziomów. Na pierwszym przedstawieni są św. Józef i św. Roch a w środku między nimi Maria Magdalena, patronka miasteczka. Na drugim w środku Matka Boska Anielska (powinna być, ale nie było jej ani 2008 ani 2009) a po bokach święci Piotr i Paweł. Na górze święci Bonawentura i Antoni Padewski a w środku św. Jakub jako pielgrzym. Całość wieńczy postać ukrzyżowanego Chrystusa. Często świętych przedstawionych na ołtarzu jest więcej niż ludzi na mszy.

Nowe albergue

Azofra. Nowe Albergue
Azofra. Nowe Albergue

Kilka lat temu otworzono nowe duże schronisko z wielką kuchnią i fontanną na zewnątrz. Nocowałam tam dwa razy.

Droga do Azofra 2011
Droga do Azofra 2011

Pola pachniały chlebem. Do odurzającego zapachu dojrzałego zboża wmieszał się jeszcze inny intensywny zapach, długo nie potrafiłam go rozpoznać, ale wywoływał we mnie cały szereg wspomnień od najwcześniejszych do tych niedawnych. To był zapach powoju. Towarzyszył mi przez całe dzieciństwo, które spędziłam na wrocławskich gruzach a potem panoszył się wśród ziół, w moim monachijskim ogrodzie, jedynym jaki miałam w życiu.

Ogródek na moim podwórku

Jako dziecko mieszkałam w starej czynszowej kamienicy na samym poddaszu. Na parterze mieszkała stara Niemka, która po wojnie nie opuściła Wrocławia. Przy oknie od strony podwórka, między wystającą ścianą innej kamienicy a komórkami, miała wydzielony płotem maleńki ogródek. Chyba nigdy nie dochodziło tam słońce a jednak rosły w nim jakieś krzewy i kwiaty. Na obskurnym podwórku, na którym wśród ruin latały koty i szczury, ten ogródek wydawał mi się rajem. Marzyłam ogrodzie. I w końcu miałam go po trzydziestu latach w Monachium. Ale czy był rajem?  Chyba tak, gdy po kilku latach zaczynał przypominać mój wymarzony ogród, musiałam go opuścić.

Picota we mgłe
Picota we mgłe

Picota

Po wyjściu z Azofry minęłam, stary, kamienny krzyż a właściwie poskładaną z różnych części kolumnę. Tajemniczo wyglądała podczas wędrówek o wczesnej porze, kiedy niebo czerwieniło się od porannej zorzy. Widziałam ją też we mgle, w deszczu i w pełni słonecznego dnia. Przykuwała mój wzrok, czułam się z nią związana jak z odbiciem w lustrze i bardzo jakoś z nią tożsama.

Picota
Picota
Jesienne liście winogron
Jesienne liście winogron

1 thought on “25.Azofra i Brazylijczyk”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *