Azqueta będzie mi się zawsze kojarzyła z Pablito od kijów, który w 1993 roku zrobił na nas miłe wrażenie, ale o tym później. Poza tym na drodze z Estelli do Azqueta pierwszy raz zwróciłam uwagę na górę, która widniała na horyzoncie, o niej też będzie później.
Do Azquety prowadzi chyba teraz inna droga, wydaje mi się, że dawniej było więcej otwartej przestrzeni. Teraz po obu stronach szosy są restauracje, salony, hotele, parkingi. Droga zmienia się z roku na rok.
Gdy w 2013 gdy opuściłam Irache, miałam przed sobą widok na piękną górę na tle błękitnego nieba i miałam jedno życzenie: by wejść na tę górę, zobaczyć ruiny zamku. Chodzi o górę Monjardin. O niej będzie następny wpis.
Poznałam Begonię
We wiosce Azqueta wydawało mi się, że bardzo zbliżyłam się do góry, zapytałam więc kobietę, która rozwieszała bieliznę na balkonie, czy prowadzi z Azquety droga na górę Monjardin, ona zaprzeczyła i powiedziała, że muszę o drogę zapytać dopiero w Villamayor. Po czym spytała mnie, czy idę do samego Santiago a ja, że mam taki plan i wielką nadzieję, że dojdę. Proszę w katedrze się za mnie pomodlić – powiedziała bardzo poważnie. Zrobię to z przyjemnością tylko proszę mi powiedzieć jak się pani nazywa, i w ten sposób poznałam osobiście drugą osobę we wiosce Azqueta – Begonię.
Azqueta. Pablito od kijów
Pierwszą był Pablito. W 1993 Pablito stał obok swego domu z kijem leszczynowym w ręce. Gdy nas zaczepił nie wiedziałam o co mu chodzi. Zaprosił nas do swego ogrodu i tam pokazał różnorodne kije pielgrzymów, które zamieniał na swoje leszczynowe. Codziennie je wycinał z leszczynowych krzewów. Tłumaczył nam ich wyższość na innymi. Kij, według Pablita, powinien być świeży, elastyczny, odpowiednio wysoki i gruby, tak żeby dobrze pasował do ręki.
Kije od pielgrzymów były dla niego pamiątką kontaktów jakie nawiązał. Miał ich wówczas może ze setkę. Chętnie oddaliśmy mu swoje, które wycięliśmy jeszcze po stronie francuskiej. Pablito pokazał nam też w ogrodzie kamienny krzyż, bardzo podobny do tego, który widziałam w Cirauqui. Bardzo był dumny z niego, jednak niewiele zrozumiałam, co mówił o jego historii.
Niestety kij Pablita, zostawiłam gdzieś po drodze i bardzo tego żałowałam. Później w Villafranca del Bierzo, w schronisku u Jato kupiłam sobie nowy i ten zachowałam aż do mojej ostatniej przeprowadzki w 2016 roku, ale nie był tak dobry jak leszczynowy od Pablito. Dlatego powtarzając tę drogę w 2002, uważałam, żeby nie przeoczyć domu Pablita w Azquecie. Zrobiłam sobie przerwę pod kościołem, położyłam się przy murze i patrzyłam z dołu na korony drzew, mam słabość do tego widoku. Wspaniałe jest to, że moje odpoczynki pod drzewami nikogo na drodze nie dziwią.
Chciałam spotkać Pablito i wymienić się z nim znowu na kije. Niestety Pablito nie stał na ulicy ani nie widać było przed jego domem kijów. Nie było go też w następnych latach. Ale ilekroć przechodzę przez Azquetę myślę o nim. Niedawno przeczytałam w Internecie, że pielgrzymi nazywają Pablito, „Pablito do kijów” i że już nie wymienia, ale sprzedaje swoje kijki. Myślę, że nie zbija na nich interesu, bo większość pielgrzymów ma teraz sportowe kijki.
W 2009 odpoczywałam w Azquecie na skwerku przy studni. Rosną tam z jednej strony platany a z drugiej drzewa śliwkowe. Położyłam się na ławce pod platanami. Śliwki były jeszcze zielone, ale zerwałam kilka i żułam po drodze.
Nigdy w Azquecie nie nocowałam, ale lubiłam tę wioskę, może ze względu na Pablito od kijów, a może ze względu na odpoczynki pod drzewami. Na szczęście na camino, nie widać tych rozciągających się poza wioską autostrad, które tak zniszczyły dawny pejzaż Hiszpanii. Dawne szosy są już prawie nie uczęszczane a i autostrady nie są tak przepełnione jak w innych krajach, bo naprawdę jest ich bardzo dużo.
Co za miłe spotkanie
Przez ostatnie lata szłam do Santiago zwykle jesiennej porze, więc rzadko spotykałam innych pielgrzymów, i chyba dlatego bliższy kontakt nawiązywałam z naturą, drzewami, kwiatami i ze zwierzętami na drodze. Oczywiście ze zwierzętami domowymi. Z dzikimi nie udało mi się do tej pory nawiązać i chyba to dobrze. Wracając do Azquety to w 2011 roku siedząc na ławce przy kościele przyszedł do mnie kotek, tak piękny, że nie mogłam oderwać od niego oczu.
Był piękny, ale także przymilny. Nie tylko pozwalał się głaskać, ale wprost domagał się dotyku.
A gdy po tych pieszczotach usiadłam znowu na ławce łasił się delikatnie do moich nóg, jakby chciał ściągnąć z nich moje zmęczenie. Tak mi to wówczas przyszło do głowy a serce moje zapałało miłością do tego małego zwierzaka. Siedziałam spokojnie i kotek położył się też spokojnie przy moich nogach. Spędziliśmy ze sobą długą chwilę i chyba trwała by jeszcze dłużej, gdybym nie myśl, że powinnam mu zrobić zdjęcie.
W tym momencie czar prysnął. Kotek był chyba rozczarowany. Ja też poczułam się nieswojo. Nie powinnam przerywać takich cudownie intymnych chwil dla zrobienia zdjęcia. Wówczas jednak wydawało mi się, że jak nie utrwalę ich na zdjęciu to nie zapamiętam.
Ale czy trzeba wszystko pamiętać? Cieszę się jednak, że mam na zdjęciu to cudowne stworzenie. Patrząc na nie przywołałam przeszłość do teraźniejszości. Przez chwilę byłam znowu tam w Azquecie i poczułam ciepło tego łaszącego się kotka.
W tym samym 2011 roku zaskoczył mnie otwarty w Azquecie kościół, może rano była msza. Gdy weszłam do niego był pusty i cichy. Ten średniowieczny kościół pod wezwaniem św. Piotra został przebudowany w XVI wieku, a ostatnio pieczołowicie odnowiony. Barokowy ołtarz zgodnie z wezwaniem kościoła poświęcony został świętemu Piotrowi.
Podczas mojej pożegnalnej pielgrzymki w 2014, gdy przechodziłam przez Azquetę stanęło koło mnie auto, które rozwoziło chleb. Często wioski nie mają piekarni i wtedy pieczywo dowozi się autem. Kupiłam z tej okazji pół chrupiącej bagietki i zjadłam ją na skwerku pod śliwkami. Poszłam też pod kościół, pod którym wielokrotnie odpoczywałam. Zrobiłam zdjęcie ławce, przy której spędziłam piękne chwile z kotkiem. Miałam nadzieję, że może znowu się pojawi, ale tak się nie stało. I dobrze, bo przecież nie byłby to już ten sam kotek, tak jak ja nie byłam tą samą kobietą z przed trzech lat.
Stąd już niecałe dwa kilometry do Villamayor de Monjardin.